poniedziałek, 29 września 2014

Denko (18)


W końcu zaczęłam denkować odżywki i maski do włosów! :D

Co się sprawdziło:

1. Odżywka Oil Repair Balea- bardzo dobra odżywka, którą bez obaw mogłam nakładać co mycie. Zmiękczała i wygładzała włosy oraz sprawiała, że były baardzo miękkie. Pisałam o niej tutaj.

2. Maska Lavea Cannabis- nawilżanie było jej mocną stroną, ale bez dodatku oleju nie mogło się obejść. Dobra, chociaż za taką cenę wolę większe opakowanie Natur Vital. Jej recenzję znajdziecie w tym poście.

3. Henna Khadi z Amlą- kolor wyszedł całkiem ok, wypadanie się zmniejszyło, ale i w tym wypadku  jej zapaszek nawet po kilku myciach doprowadza mnie do szału... Mimo wszystko jakoś to znoszę. A oto relacja z hennowania- klik.

4. Koncentrat antycellulitowy BingoSpa
- skutecznie ujędrnił skórę i odrobinę zmniejszył widoczność cellulitu. Świetny produkt dla osób, które dopiero zaczynają z body wrappingiem. W tym miesiącu towarzyszył mi jego lepszy następca. Oczekujcie porównawczej recenzji.

5. Próbka masła kokosowego od The Body Shop- ma o wiele bardziej kremową konsystencję niż jego arganowy poprzednik, którego miałam okazję testować. Pachnie jak dla mnie pina coladą i świetnie nawilża.

6. Suplement diety propolis+ len mielony od Gal- mam zamiar napisać nawet jego osobną recenzję. Zdradzę tylko, żę skutecznie pomógł mi w walce z ograniczeniem spożywania słodyczy.

7. Maskara L'oreal false lash- moja ulubiona! Świetnie rozdziela rzęsy i dodaję objętości. Odpowiednio pogrubia i nie tworzy sztucznego looku.

8. Próbki olejków pod prysznic od Barwy- oba bardzo polubiłam i mam zamiar w przyszłości kupić pełnowymiarową wersję różanego. Są mega wydajne i do tego ich zapach pozostaje na skórze przez jakiś czas.


Średniaki:

1. Odżywka Deba- jest wielofunkcyjna, ale ląduje w średniakach za samo jej działanie. Szału nie robi nakładana solo, ale za to dobrze wypada jako wygładzacz :)

Buble:

1. Rozgrzewająca maseczka Eveline- okazała się totalnym bublem. Rozgrzewa tylko podczas jej nakładania, a później o jakimkolwiek cieple słuch ginie.
Nic nie robi, a do tego miałam wrażenie, że moja twarz się po niej szybciej błyszczy.

No i to tyle z mojego wrześniowego denka...

A jak się ma Wasze? ;)

sobota, 27 września 2014

Czyżby pożegnanie z blogosferą?

Kryzys? Monotonia? Brak pomysłów? Ścięcie się na łyso?

Nic z tych rzeczy! Otóż już pojutrze włosomaniaczka i jej nieodłączni przyjaciele- włosy idą na studia!


Nauka na politechnice zobowiązuje i doskonale o tym wiem, dlatego niejednokrotnie przechodziła mi przez głowę myśl o przerwie w pisaniu bloga.
Nie będę miała czasu na regularne publikowanie postów (co bardzo sobie cenię) i przeglądanie każdego Waszego wpisu.

Mimo wszystko postanowiłam- nie odchodzę na dobre.
Będę pisać jak tylko pojawi się taka okazja. Postaram się do Was zaglądać jak najczęściej.

Niestety na pewno będę zmuszona zrezygnować z odpisywania na każdy Wasz komentarz, co robię od niedawna. Wiedzcie, że czytam wszystkie i jest mi niezmiernie miło, że chcecie dzielić się swoją opinią na dany temat u mnie na stronie.

Liczę, że nie zaniedbam swojego bloga, a wpisy pojawiać się będą z taką samą częstotliwością- wszystko wyjdzie ,,w praniu''.

No cóż... nie będę się dalej rozwodzić- chciałam Was tylko poinformować o sytuacji :)

Trzymajcie kciuki!

Życzę wszystkim miłego weekendu! :)

czwartek, 25 września 2014

Moja opinia o wrześniowym Shiny Box'ie

Jak ten czas szybko leci :). Nie tak dawno pisałam o sierpniowym Boxie, a teraz przyszła już pora na wrześniowy:


No to do dzieła:



Korektor do cieni Grashka wzbudza we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony świetnie rozświetla skórę wokół oczu i sprawia wrażenie, że nawet po ciężkiej nocy wyglądam jak nowo narodzona, a z drugiej ma bardzo słabe krycie.
Nie radzi sobie z tuszowaniem cieni, ani moich żyłek. Nadaje się do rozjaśnienia skóry po użyciu korektora, ale nie osobno.


Biosiarczkowy peeling ma fajne opakowanie, które możemy zabrać ze sobą w podróż. Pachnie dość świeżo. Czuję tutaj las :)
Nie jest to bardzo mocny zdzierak, ale z rękawicą peelingującą może stworzyć całkiem przyjemny duet. Nada się nawet dla osób o wrażliwej skórze.


Biosiarczkowy szampon to jedyny produkt, którego jeszcze nie wypróbowałam, ale mam już lekkie obawy.
Pachnie bardzo przyjemnie, bo czuję tutaj pomarańczowe nuty. Widziałam jednak, że wiele dziewczyn pisze, iż zauważyło po nim wzmożone wypadanie włosów.
Możliwe, że spróbuję oczyścić nim czuprynę, albo po prostu oddam dla mojego TŻ.


Mascara Etre Belle jak dla mnie okazała się najciekawszym produktem. Rewelacyjnie pogrubia i wydłuża rzęsy, ale ma jeden minus- szczoteczka nabiera jej za dużo. Po aplikacji konieczne jest rozczesanie naszych ,,nowych firanek'' czystym grzebykiem.
Jest świetna, ale bardzo podobny efekt osiągam nakładając serum z Eveline pod zwykłą mascarę.
Przyznam więc, że nie skusiłabym się na jej zakup po regularnej cenie- 100 zł...


Wybieram się na studia, więc krem do rąk w tak małej i poręcznej tubce był jak najbardziej potrzebny. Bioliq Pachnie delikatnie cytrusami, błyskawicznie się wchłania i pozostawia dłonie mięciutkie oraz nawilżone.
Lubię go za to, że nie czuję po nim żadnej tłustej powłoczki, a jedynie gładką skórę.


Z próbkami od Sylveco miałam już do czynienia. Nagietkowy krem zapychał moją buzię, więc saszetkę od razu oddaję w świat.
Krem pod oczy bardzo lubię, więc z chęcią nałożę go po raz kolejny, zaś lekki krem brzozowy wykończyłam dość niedawno i również pozostawił po sobie miłe wspomnienia.


Na koniec powtórka z rozrywki, czyli próbki olejków pod prysznic od Barwy. Polubiłam się z nimi, więc ucieszyłam się, kiedy pojawiły się i we wrześniowym wydaniu pudełka Shiny.


W odróżnieniu do sierpniowego pudełka, to z września przypadło mi do gustu. Najbardziej spodobała mi się chyba mascara, a najmniej szampon. Czy obawy do niego będą słuszne? O tym przekonam się w niedalekiej przyszłości :)

A co Wy sądzicie o wrześniowym Boxie?

Na koniec czas na małe nowości. Kilka dni temu nawiązałam współpracę ze sklepem internetowym hairstore.pl. Do testów wybrałam sobie dwa produkty:


Nowością okazał się dla mnie żel do stylizacji L'oreal ze swoim dość innowacyjnym dozownikiem, ale o tym napiszę w przyszłości :)
Odżywkę z Revlona do włosów kręconych wzięłam dość w ciemno. Ma w sobie kilka alkoholi, ale ciekawa byłam jak profesjonalny produkt wypadnie na moich sucharkach.

wtorek, 23 września 2014

Jak robię zdjęcia na swojego bloga?

Przez kilka postów przewijały się już Wasze pytania o to, jak robię zdjęcia na swojego bloga.
Postanowiłam więc sporządzić oddzielny wpis, w którym postaram się w bardzo prosty sposób pokazać Wam moją ,,pracownię fotograficzną'' ;).

Nie potrzebuję nic innego jak grubą książkę lub inną podstawkę (w moim wypadku wieczko od ShinyBox'a :D), ciemną kartkę (np. zeszyt z czarną okładką), odpowiednio dobrane przez nas tło z internetu i ewentualnie lampkę:


Kiedy robię fotki w dzień nie potrzebuję dodatkowego oświetlenia produktu. Jeśli zaś nie mam czasu na zrobienie zdjęć za dnia (co będzie pewnie miało za niedługo miejsce ;)) w ruch idzie lampa:


Jeśli jest za jasno polecam postawić papierową kartkę pomiędzy lampą, a komputerem, co spowoduje rozproszenie się światła.

Wskazówki przy robieniu zdjęć:
- Ustaw się tak, aby widoczne na powyższych zdjęciach rozszczepienia kolorów od monitora nie były widoczne, a ostrość ureguluj za pomocą obiektywu lub automatycznie.
- Rób zdjęcia bez lampy błyskowej, ponieważ zepsuje ona końcowy efekt.
- Jeśli produkt jest wysoki (np. jak powyższe opakowanie perfum) pochyl monitor jak najbardziej do siebie. Dzięki temu uda Ci się uniknąć zrobienia zdjęcia górnego ,,obramowania''.

Oto pierwotne zdjęcie bez obróbki:


Jest dosyć ,,płaskie'', więc sięgam do mojego ulubionego i bardzo prostego w obsłudze programu graficznego- Picasa 3. Dzięki niemu dodaję odrobinę efektów i oto co powstaje na końcu:


Rzecz jasna wcześniej zmniejszam jego rozmiar w PhotoFiltre, a na koniec dodaję podpis w Gimpie.
Gotowe :)

Swoje zdjęcia wykonuję Nikonem D5100. Uwierzcie mi jednak, że aby wyszło nam ładne zdjęcie nie potrzebujemy wcale dobrego aparatu, ale pomysłu na jego wykonanie i oświetlenia!


Mam nadzieję, ze zaspokoiłam ciekawość wszystkich osób, które nie wiedziały jak powstają zdjęcia na moim blogu.

Podoba Wam się ten sposób? A może zaczniecie go praktykować?

niedziela, 21 września 2014

Dlaczego zmieniłam system olejowania po 2 latach włosomaniactwa?


handsomemen.pl

Od początku włosomaniactwa starałam się regularnie nakładać oleje na swoje włosy.
Jeśli czytacie mojego bloga regularnie zapewne wiecie, że mój skalp należy do prawdziwie odpornych i często nazywam go wręcz stalowym.

Nie podrażniało go nic. Nie swędział, ani się nie piekł. Obcy był mi łupież, albo wszelkie krostki. Niestety lubił się przetłuszczać, ale mogę śmiało powiedzieć, że już to opanowałam.

Jedyną rzeczą, której nie toleruje moja skóra głowy to składnik BHT. O jego działaniu przekonałam się dopiero wtedy, kiedy drugie opakowanie olejku z Green Phramancy tym razem łopianowego (poprzednio był z czerwoną papryczką) spowodowało wzmożoną migrację włosów z głowy.

Od tej pory postanowiłam, że wszystkie produkty, które będę kładła na skalp nie mają prawa zawierać podrażniającego mnie składnika i tak było do momentu, kiedy w moje ręce trafiła kuracja od Elfa Pharm.

Trafił mi się tam olejek, który w swoim składzie nie dość, ze zawierał BHT to i parafinę. Na początku rzecz jasna go przekreśliłam, ale moja ciekawość sprawiła, że wylądował na mojej głowie przez zalecane 2 godziny.

Co się okazało? Nie zauważyłam wzmożonego wypadania. Nałożyłam po raz kolejny- znowu nic. Po kilku tygodniach również nie odnotowałam żadnych efektów ubocznych, a więc postanowiłam zrobić mini test i pozostawić go (jak to zazwyczaj robiłam) na całą noc. Kolejnego dnia znalazłam jak dawniej w wannie znaczne ilości uciekających do rury odpływowej włosów.


Dopiero teraz mnie olśniło! Poskładałam sobie wszelkie fakty i okazało się, że zazwyczaj, kiedy na mojej głowie olej gościł całą noc, drugiego dnia wypadało mi znacznie lub nie więcej włosów.

Dlaczego dopiero teraz? Wcześniej nie zwracałam na to jakoś szczególnej uwagi. Moja czupryna ma gorsze i lepsze dni. Raz olejowałam włosy na noc, innym razem znowu na kilka godzin. Nie było tutaj większej regularności, więc myślałam, że to normalne.

kobietamag.pl

Od tej właśnie pory przestałam żyć w przekonaiu, że im więcej tym lepiej.
Moja skóra głowy nie potrzebuje, aby lądował na niej olej przed każdym myciem. Nie jest problematyczna, więc dopieszczenie raz na jakiś czas zdecydowanie jej wystarcza.

Na chwilę obecną nie nakładam na nią żadnego olejku. Od początku września przed myciem wcieram w nią balsam z enzymami pijawek i zauważyłam, że w ogóle nie protestuje. Jest w tak samo dobrej ,,kondycji'' jak wcześniej.

Jeśli już zdecyduję się nałożyć na skalp jakiś olejek, to zazwyczaj leżakuje on tam nie dłużej jak 2-3 godziny. Jest to optymalny czas jak dla mnie.


Gdyby nie zbieg okoliczności z olejkiem od Elfa Pharm chyba nadal żyłabym w pewnego rodzaju błędzie. Po co miałabym dopieszczać tak mocno moją skórę głowy, jeśli ona tego nie potrzebuje.
Rzecz jasna- z długością jest inaczej. W tym wypadku jak najbardziej obowiązuje zasada im więcej tym lepiej.

Całe szczęście przestałam już mylić skalp z długością i odkryłam, że to 2 całkiem odmienne części mojego ciała ;).


Na koniec zapewne się powtórzę, ale chciałabym przypomnieć o najważniejszej rzeczy- nie traktujcie mojego posta jako wyroczni. U wielu dziewczyn olej położony na całą noc sprawdza się o wiele lepiej niż ten, który odżywia skalp przez kilka godzin. Próbujcie i przyglądajcie się uważnie swoim potrzebom!

A jak u Was ma się sprawa z olejowaniem? Skalpy potrzebują mocnego dopieszczania, czy raczej zostawiacie je w spokoju?

piątek, 19 września 2014

Shiny Box wrzesień oraz akcja BingoSpa, no i przede wszystkim- chwalę się

Od paru dni z niecierpliwością oczekiwałam kuriera.
Dzisiaj zapukał do moich drzwi z najnowszym pudełkiem Shiny Box:


Opis produktów:


W tym miesiącu ShinyBox przygotowało wielką akcję promocyjną, specjalnie dla Was!- 50% rabatu na pudełko ShinyBox z edycji: Czerwiec 2014, Lipiec 2014 lub Sierpień 2014. Każdy z tych zestawów będzie dostępny w promocyjnej cenie 26 zł, po wpisaniu kodu: SHINYPROMOCJA.


Jeśli jesteście zainteresowane tą promocją klikajcie w poniższy banner:
http://shinybox.pl/

Poza tym chciałabym się z Wami podzielić moim osobistym kodem zniżkowym o treści ZAKOCHANA20. Gwarantuje on 20% rabatu na zakup najnowszego pudełka ShinyBox Wrzesień 2014.


Chciałabym również wspomnieć o najnowszej akcji BingoSpa:


http://bingospa.eu/Wielkie_BOOM_BingoSpa.html?utm_source=wielkie-BOOM-2014-09&utm_medium=baner

Jedna z wiodących w Internecie marek -BingoSpa w dniach 19 -21 września 
2014 rozdaje kosmetyki.
Uczestnicy akcji otrzymają kody uprawniające do darmowych zakupów
Szczegóły akcji uczestnicy poznają poprzez profil Producenta na Facebooku.
Jesteście zainteresowane? Klik w powyższy banner :)

No i na koniec małe przechwalanie. Wiem, że jestem okrutna i narobię Wam ochoty, ale mama tak bardzo mnie rozpieszcza :D:

Dostałam również nowe woski YC prosto z Włoch. Jak tylko wyrobię sobie o wszystkich zdanie to na pewno dam tutaj znać.

Skorzystacie z powyższych promocji? Czy Wam również tak świecą się oczy na widok produktów z TBS jak dla mnie :D?

środa, 17 września 2014

Dlaczego przestałam zapuszczać naturalki?- henna Khadi z Amlą

Więcej jak pół roku temu po pofarbowaniu włosów henną bodajże orzechowy brąz postanowiłam, że zacznę zapuszczać naturalki. Oto kilka powód, które znalazłam:

- Byłam zbyt leniwa na farbowanie odrostów
- Nie mogłam znieść wiecznego, pohennowego przesuszu
- Długi czas chodził za mną zapach starej babci obwieszonej ziołami

Z ważniejszych myśli przewodnich to by było na tyle.

Henna powoli się wypłukiwała. Na moich włosach utworzyło się całkiem ładnie wyglądające ombre, które chwaliłyście.
Mimo wszystko zdecydowałam się na farbowanie, bo:

- Tęskniłam za rudościami
- Czułam się szaro i mysio w swoim naturalnym kolorze
- Moje naturalne, ciemne włosy nawet odrobinę przetłuszczone wyglądały bardzo nieestetycznie
- Walczyłam z mega przylizem przy głowie
- Brakowało mi hennowej objętości

..właśnie te powody sprawiły, że ponownie przyszła do mnie paczuszka z henną, ale tym razem inną, bo z dodatkiem amli:


Do tej pory zawsze stawiałam na naturalną hennę, ale pomyślałam, że czas spróbować czegoś innego.

Proszek rozrobiłam jak dotychczas, czyli:
- sok z 2 cytryn (dużych)
- łyżka papryki czerwonej
- łyżka goździków
(miały być dla załagodzenia zapachu henny, ale okazało się, że nawet ich nie wyczułam w gotowej papce :( )
- gorąca, ale niewrząca woda
- 2 łyżeczki maski NaturVital

Całość dobrze rozmieszałam i pozostawiłam na całą noc. Rano nałożyłam papkę na oczyszczone włosy oraz skórę głowy i pozostawiłam na 3 godziny. Oto efekt:


Zdjęcia były robione w podobnym świetle, więc różnica w kolorze powinna być widoczna.


Co zauważyłam po hennowaniu?

- Jak zwykle włosy mają większą objętość
- Są mocno przesuszone, czego za bardzo nie widać na zdjęciu
- Rozprostowały się pod swoim większym ciężarem
- Znowu chodzi za mną woń babci zielarki :D
- Lekko nieświeże włosy nie rzucają się tak w oczy
- Czuję się lepiej w rudościach!

Minęły dopiero 3 dni od nałożenia farby. Mam nadzieję, że henna sprawi, iż z mojej głowy lecieć będzie jeszcze mniej włosów i tym samym sprawi, że nie doznają jesiennego kryzysu :)

Na koniec chciałabym dać wskazówkę wszystkim osobom, które nie wiedzą, czy zdecydować się na naturalną hennę, czy z dodatkiem Amli:
W moim wypadku różnica jest tylko w kolorze. Smrodek jest ten sam, przesusz również, ale w przypadku tej drugiej doczekamy się bardziej czerwonych refleksów niż miedzianych, jak w wypadku jej czystej siostry.


Przede mną cięcie końcówek. Nie widziały się z nożyczkami już dobre 4 miesiące, a lato dało się im we znaki.

Podoba się Wam mój nowy kolor? :)

poniedziałek, 15 września 2014

Od dzisiaj to Ty decydujesz o intensywności peelingu- ryżowy peeling Sensilis


Co oferuje nam producent:
Ekskluzywny i innowacyjny kosmetyk o właściwościach złuszczających zawierający cząstki ryżu oraz kakao zapewniające dogłębne oczyszczenie skóry oraz regulujące stopień złuszczenia. Oczyszcza skórę i usuwa zanieczyszczenia, toksyny oraz martwe komórki. Po zabiegu skóra jest oczyszczona, odnowiona i pełna blasku.

Skład:
Niestety jestem ogromną gapą i wyrzuciłam opakowanie, a w internecie niestety nie mogę go znaleźć. Prawdopodobnie jednak uda mi się go zdobyć z pomocą innej miłej dusz, a wtedy edytuję posta ;).
Edit.:
Dziękuję Ewciu :*:
Oryza Sativa (Rice) Germ Powder, Hydrogenated Palm Oil, Sodium Cocoyl Glycinate, Cocos Nucifera (Coconut) Shell Powder.

Opakowanie:
Zakręcana buteleczka z grubego szkła. Jego zawartość wysypuje się drobnym ,,ciurkiem''. Nic nie zacina, ponieważ peeling się nie skleja.

Konsystencja i zapach:
Pomimo pozorów niewielkie drobinki są dość ostre. Nie sklejają się (jeśli już to lekkie wstrząśnięcie pakowaniem od razu je rozbija). Peeling jest bezwonny, więc spodoba się osobom, które nie lubią intensywnych woni podczas pielęgnacji delikatnej skóry twarzy.

Moja opinia:

Od razu zacznę od tego, że bardzo polubiłam się z tym małym cudakiem, bo jest naprawdę uniwersalny.
Z jego pomocą możemy stworzyć peeling do każdej części naszego ciała- zaczynając od twarzy, a kończąc na skalpie.

To od nas zależy jak mocnym zdzierakiem będzie przyrządzony przez nas peeling. W zależności od ilości wsypanych drobinek możemy stworzyć delikatny żel z masującymi wiórkami po intensywnie złuszczający peeling.

Jeśli chodzi o twarz to najbardziej lubiłam dodawać go do delikatnego żelu. Oczywiście zawsze możemy rozrobić go z wodą, ale w takim połączeniu był jak dla mnie za rzadki.
Osobiście bardzo lubię mocne zdzieranie, więc po kilku minutach intensywnego masażu moja twarz była zaróżowiona, ale bardzo miękka.

Produkt równie dobrze spisywał się w kwestii oczyszczania skóry głowy. Drobinki peelingowały, a ja po takim zabiegu nie musiałam już używać szamponu, ponieważ nie pozostawiał po sobie żadnego osadu.

Pomimo pozorów peeling jest bardzo wydajny. Widoczne na zdjęciu zużycie jest odwzorowaniem moich miesięcznych testów. Używam go średnio 3 razy w tygodniu na twarz, a od czasu do czasu ląduje również na mojej głowie.

Lubicie takie uniwersalne produkty?

sobota, 13 września 2014

Niby inne, ale takie same, czyli maski bliźniaki- Lavea Botanico



Co oferuje nam producent:
W skrócie- obie mają za zadanie regenerować włosy. Nadają się do suchych i zniszczonych. Po ich zastosowaniu nasze pasma będą nawilżone i elastyczne. Wersja morze martwe likwiduje szkodliwe substancje, a cannabis- działa przeciwzapalnie.

Skład:

Aqua purificata, Glycerin, Cetearyl alcohol, Glyceryl stearate, Conditioner, Magnesium chloride, Potassium chloride, Natrium chloride, Calcium chloride (dead sea salt), Sodium alkyl ethoxy sulphate, Ceteareth-6, Ceteareth-25, Olea europaea oil, Cannabis sativa extract, Parfum.-
Wersja CannabisAqua purificata, Glycerin, Cetearyl alcohol, Glyceryl stearate, Conditioner, Magnesium chloride, Potassium chloride, Natrium chloride, Calcium chloride (dead sea salt), Sodium alkyl ethoxy sulphate, Ceteareth-6, Ceteareth-25, Olea europaea oil, Parfum- Wersja morze Morze Martwe

Szał różnorodności, prawda :D?

Opakowanie:
Małe słoiczki mieszczące w sobie po 100ml maski. W środku bez żadnego wieczka zabezpieczającego. Dla moich oczu bardzo przypadły do gustu :).



Konsystencja i zapach:
Obie maski mają bardzo przyjemną, bo przypominającą mus konsystencję. Pachną przyjemnie, ale dość intensywnie. Zapach kojarzy mi się z takimi naturalnymi, eko produktami.
Zostaje na włosach po myciu i nałożeniu odżywki b/s o intensywnym zapachu.

Moja opinia:
Kiedy zaczynałam testować obie maski nie zwróciłam uwagę na to, iż ich składy są prawie identyczne. Różnią się jedynie dodatkiem olejku z konopi na końcu składu w jednej z nich.

Ten fakt w sumie nie wpłynął na ich działanie. Obie spisują się podobnie, ale czasami miałam jednak wrażenie, że wersja z olejkiem odrobinę mocniej dociążała moje włosy.

Najczęściej nakładałam je na godzinę pod czepek, ponieważ wtedy osiągałam najlepsze efekty.
Bardzo mocno nawilżały i zmiękczały włosy. Musiałam uważać z ich ilością (wystarczyła dosłownie niecała łyżeczka), ponieważ potrafiły obciążyć.
Zazwyczaj wmasowywałam je od ucha w dół, ponieważ przy skalpie powodowały murowany przyklap.

Obie są bardzo treściwe, więc niech Was nie zwiedzie to małe opakowanie. Są naprawdę wydajne!

Niestety żadna z nich nie wygładziła moich niesfornych fal do końca. Zdarzały się dni, kiedy włosy wyglądały po nich idealnie, ale niestety ten efekt nie towarzyszył im za każdym razem.

Maski spisują się dość dobrze, ale nie wiem czy jeszcze kiedyś do nich wrócę. Zależy mi głównie na ujarzmianiu moich puszących się włosów, a tego one nie mogły mi zagwarantować.


Czy firma Lavea jest Wam obca?

czwartek, 11 września 2014

Moja opinia o sierpniowy Shiny Box'ie oraz nowa gazetka Rossman

Większość osób wydała już swój werdykt na temat sierpniowych pudełek od Shiny Box. Dzisiaj przyszła kolej i na mnie :).

Dla przypomnienia tak prezentowała się całość:



Tak więc zaczynajmy.


Zmarszczki są mi jeszcze obcym zjawiskiem, więc produkt okazał się jak dla mnie zbędny. Stoi sobie grzecznie i czeka aż przyjedzie moja mama- mam nadzieję, że się ucieszy z takiego mini prezentu :)


Na odświeżającej mgiełce Yasumi niestety bardzo się zawiodłam. Rzadko towarzyszy mi uczucie zmęczonych nóg, ale po ciężkim dniu czasami ma to miejsce. Spryskiwałam nią skórę bardzo obficie, ale niestety nie zauważyłam żadnego efektu. Podczas aplikacji wyczuwalny jest delikatny chłodek, ale tylko przez kilka sekund. Czuć odświeżający zapach mentolu, ale nic poza tym.
Raz zdarzyło mi się użyć jej po depilacji (dopiero wieczorem). Skóra piekła niemiłosiernie, a ja nadal nie zauważyłam żadnego uczucia lekkości.


Kiedy dziewczyny pokazywały swoje pudełka byłam bardzo ciekawa kremu Bandi. Kiedy trafił w moje ręce od razu postanowiłam go przetestować. Pachnie bardzo delikatnie i ma równie lekką konsystencję. Szybko się wchłania i doskonale nawilża. Bez obaw można nakładać go pod makijaż. Równie dobrze sprawdza się aplikowany na noc, ponieważ drugiego dnia twarz jest promienna i dopieszczona.


Gdyby nie fakt, że jakiś czas temu dostałam to masełko do testowania na pewno bardzo bym się ucieszyła na jego widok. Jak już pisałam ma świetny i relaksujący zapach. Odżywia skórę nie pozostawiając po sobie nieprzyjemnej warstwy, a jego woń towarzyszy mi przez dłuższy czas.


Konturówka od Glazel również okazała się mało trafionym produktem. Wiem, że czerń odpada na moich brwiach, ale postanowiłam z ciekawości spróbować...
Zobaczyłam w lustrze Gargamela :D. Prawdopodobnie kredka nie pójdzie w odstawkę. Postaram się malować nią kreski na oku, chociaż jest trochę twarda. Spróbuję- szkoda, żeby się zmarnowała.


Nowością okazały się dla mnie olejki pod prysznic od Barwy. Lekko się zdziwiłam, kiedy po raz pierwszy wylałam je na rękę. Miałam wrażenie, że z pod prysznica wyjdę zwyczajnie niedomyta :).
Nic bardziej mylnego! Podczas kontakty z wodą olejki zaczynają się pienić i bardzo dobrze oczyszczają skórę. Nie wysuszają jej i do tego są meega wydajne. Jedna saszetka wystarczyła mi na ok. 4 mycia! Szczególnie przypadła mi do gustu różana wersja.

Krem do twarzy również mi się spodobał. Jest lekki, szybko się wchłania, ale niestety nie matuje. Możliwe, że zastanowię się nad pełnowymiarową wersją.


Sierpniowe pudełko okazało się dla mnie mało udane. Do gustu najbardziej przypadł mi krem Bandi, a największym bublem okazała się mgiełka od Yasumi.
Szkoda, że w tym miesiącu trafiło się tyle nieodpowiadających mi produktów...

Byłyście zadowolone ze swoich pudełek?

Na koniec mam dla Was najnowszą gazetkę z Rossmana obowiązującą od wczoraj:

http://rossmann.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-rossmann-10-09-2014,8692/1/

Całe szczęście nic dla siebie nie znalazłam ;)

wtorek, 9 września 2014

Szampon bez SLES olej z pestek moreli BingoSpa i mój pierwszy filmik!


Co oferuje nam producent:
Niektóre osoby z wrażliwą skórą głowy lub posiadające delikatne włosy, mogą czuć dyskomfort po zastosowaniu szamponów z tradycyjnymi detergentami. Szampon BingoSpa bez SLES/SLS z olejem z pestek moreli stworzyliśmy z myślą o takich osobach.
Olej morelowy zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, kwas oleinowy i linolowy, a także witaminę A oraz składniki mineralne, które dbają o prawidłowe funkcjonowanie skóry głowy oraz zdrowy wygląd włosów. Nawilżające i zmiękczające działanie oleju z pestek moreli zwiększa elastyczność włosów, zwiększa odporność na rozdwajanie się końcówek, nadaje włosom jedwabisty blask i miękkość.

Skład:
Lauramidopropyl Betaine, Aqua, Cocamide DEA, Propylene Glycol, Citric Acid, Purnus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil, Argania Spinosa (Argan) Nut Oil, Hydrolyzed Keratin, Collagen, Parfum, DMDM- Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolione.

Opakowanie:

Miękka buteleczka z ogromnym otworem! To właśnie on jest największym minusem tego produktu. Za pierwszym razem wylałam dzięki niemu pół opakowania płynu na rękę.
Poza tym opakowanie jest poręczne i małe, co pozwala nam zabrać je ze sobą w podróż.


Konsystencja i zapach:
Szampon jest przeźroczysty i bardzo rzadki. Pachnie bardzo delikatnie i przyjemnie morelami.

Moja opinia:
Kiedy szampon trafił w moje ręce od razu postanowiłam go wypróbować. Jak już pisałam najbardziej problematyczne okazało się opakowanie nieposiadające żadnego dozownika.

Podczas mycia miałam wrażenie, że moje włosy aż skrzypią. Szampon pomimo braku SLES bardzo dobrze je domywał. Na początku włosy po jego zastosowaniu były miękki i nie plątały się.

Stosuję go jednak raz na jakiś czas, ponieważ jak się okazało używany co mycie lekko przesuszał moją długość, co skutkowało klasycznym puchem.
Nie powodował szybszego przetłuszczania się, ale też nie opóźniał go jak mydło cedrowe Agafii.

Myślę, że może okazać się dobrym szamponem do oczyszczania raz na jakiś czas dla osób, które za wszelką cenę chcą uniknąć SLES'ów.

Nie nadaje się dla tych, którzy nie chcą mieć do czynienia z Cocamide DEA (prawdopodobnie rakotwórczym składnikiem).

Produkt nie zachwycił mnie na tyle, żebym chciała ponownie do niego wrócić.


No i na koniec wielka niespodzianka :D. Myślę, że gdyby nie nowa kampania BingoSpa, to nie odważyłabym się na nagranie recenzji. Mimo wszystko postanowiłam Wam ją pokazać.
Opisuję tutaj 2 produkty, w tym pierwszym jest właśnie szampon. Co do koncentratu- na pewno napiszę o nim więcej na blogu, ale za miesiąc, jak już porównam jego działanie z Termogelem :):

Tak, od razu zwiększcie głośność :D
Oczywiście jak zwykle dodam, iż fakt, że szampon otrzymałam za darmo w żadnym wypadku nie miał wpływu na moją recenzję ;).

Wyglądam na bardzo zestresowaną na filmiku? Uwierzcie mi- normalnie druga matura ustna z polskiego :D

niedziela, 7 września 2014

Co nowego od Full Mellow+ 2 część sportowej gazetki z Biedronki

Jeszcze nie tak dawno blogosferą zawładnęły posty opisujące paczuszki od firmy Ful Mellow oferującej naturalne produkty.

Dzisiaj przedstawię Wam co trafiło od nich w moje ręce, ale podczas spotkania podlaskich bloggerek:


Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię takie naturalne, handmade'owe kosmetyki. Zawsze wpadają mi w oko i mam ochotę na więcej :)


Ten mały pachnący ludek od razu trafił do kominka jak tylko wróciłam ze spotkania. Sama nazwa rzeczywiście odzwierciedla jego zapach. Producent pisze, że jest to woń kwitnącej jabłoni... Ja bym tak tego nie odebrała, ale zgadzam się w 100% jeśli chodzi o jego delikatność. Subtelnie otula cały pokój i w żadnym wypadku nie drażni. Myślę, że jak sama nazwa wskazuje idealnie nadaje się na wiosenne dni.
Jeśli chodzi o cenę to jest również przyjazna. Za takiego ludzika zapłacimy 4.90 zł.





Kolejny produkt trochę mnie zdziwił, ponieważ na opakowaniu widnieje ,,body lotion''. Do balsamu mu daleko, ponieważ ma konsystencję twardego i tępego masła. Podczas nabierania na rękę może się kruszyć, więc w tej kwestii powinniśmy uważać.
Rozsmarowywanie również nie należy do najprzyjemniejszej czynności. Zazwyczaj nakładałam go na mokrą skórę, ponieważ ułatwiało mi to jego rozprowadzanie.
Zapach bardzo przypadł mi do gustu. jest nietypowy, ponieważ chyba po raz pierwszy spotkałam się wonią świeżych owoców w kosmetyku. Wyczuwalne są tutaj nuty rześkich owoców egzotycznych. To lubię!
Przechodząc do działania- masło okazało się dla mnie za tłuste. Mam skórę normalną, która nie potrzebuje aż takiego natłuszczania. Nawet po 3 godzinach od jego nałożenia na mojej skórze wyczuwalna była śliska powłoczka, dzięki której nie czułam się zbyt komfortowo.
Mimo wszystko produkt dobrze spisuje się na problematycznych miejscach takich jak łokcie i kolana. Odpowiednio natłuszcza i zapobiega przesuszeniom.


Ostatnią rzeczą, która trafiła w moje ręce to kawowa kosteczka peelingująca. Pomimo pozorów jest bardzo wydajna, ponieważ nie rozpada się podczas prysznica i dzięki temu bez obaw możemy masować nią skórę.
Zazwyczaj służy mi do peelingowania nóg i brzucha. Ślicznie pachnie kawą, mocno zdziera i pobudza krążenie. Skóra po takim zabiegu jest gładziutka i dopieszczona dzięki naturalnym olejkom w składzie.
Zbliżają się chłodne wieczory, więc takie cięższe zapachy są w mojej łazience jak najbardziej pożądane :)





Najbardziej przypadł mi chyba do gustu peeling, a najmniej masło, które zwyczajnie okazało się dla mnie za ciężkie.

Do momentu spotkania nie miałam pojęcia, że istnieje taka firma jak Full Mellow. Po przetestowaniu ich produktów mam ochotę na więcej.

Najbardziej kusi mnie wrześniowe pudełko tematyczne Georgeus Hair, ale muszę się powstrzymać i dzielnie denkować swoje zapasy :(.

Lubicie produkty tego typu? Testowałyście już coś od Full Mellow?

Kilka postów temu pokazywałam Wam pierwszą część sportowej gazetki z Biedronki. Dzisiaj przyszedł czas na kolejną, które obowiązywać będzie od jutra:

http://biedronka.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-biedronka-08-09-2014,8630/1/

Zbliżają się studia, a więc poranne spacery na autobus. Chyba skuszę się na kalosze z kokardkami :D.

piątek, 5 września 2014

Czy stosowanie odżywek w spray'u ma jakiś sens?

Kiedy jakiś czas temu w moje ręce trafiły 2 odżywki w spray'u z Gliss Kur'a nie wiedziałam w sumie do czego mi będą potrzebne.

Nigdy nie miałam problemu z rozczesywaniem włosów, a miejscowe supełki były dla mnie czymś normalnym, czego nie da się uniknąć.
Obie odżywki stosowałam tylko podczas dnia jako perfumy do włosów, ponieważ ich woń utrzymywała się na nich dość dług czas.
Żadnego poskromienia puchu, ani wygładzenia nie zauważałam, więc wychodziłam z założenia, że w moim wypadku są zbędnym produktem.
www.przedluzaniewlosow.com

Pewnego razu postanowiłam jednak spryskać nimi włosy przed czesaniem (nie tak dawno jeszcze rozczesywałam na sucho...). Szału nie oczekiwałam, ale chciałam sprawdzić co niby mogą zrobić na włosach, które i tak bez problemu mogę rozczesać.

Ameryki nie odkryłam, ale nie ma co się oszukiwać- pomogły mi. Szczotka sunęła po długości jeszcze sprawniej niż zazwyczaj, a o supełkach nie było mowy.
Zazwyczaj po takim czesaniu znajdowałam na grzebieniu lub szczotce ok. 10-20 włosów, a tym razem pojawił się tylko jeden.

Głupia dziewczyna- po to są te spray'e, żeby ułatwiały rozczesywanie. Wiem, ale uwierzcie mi, że żyłam w przekonaniu, iż na włosach, które specjalnie się nie plączą takie produkty są po prostu zbędne.

Teraz, kiedy czeszę włosy tylko przed myciem, odżywki również mi służą. Pomagają mi porozdzielać splątane przez wiatr po kilku dniach pasma, a tym samym chronią je dzięki silikonom.

Morał z tego posta można wyciągnąć jeden. Jeśli tak jak ja uważasz, że Twoje mało problematyczne podczas rozczesywania włosy nie potrzebują tego typu produktów spróbuj ich użyć chociaż raz.
Może tak jak i w moim wypadku, że odkryłaś swoją małą Amerykę ;)?

Stosujecie tego typu odżywki, czy również jak ja wcześniej żyjecie w przekonaniu, że są zbędne ;)?