Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad
keratynowym wyprostowaniem włosów.
Po powrocie z uczelni mam bardzo mało czasu na załatwienie wszelkich obowiązków, a co dopiero mówić o stylizacji.
O ile nałożenie olejku lub maski zajmuje chwilę, o tyle prostowanie na szczotce jest już trochę czasochłonne.
Pomimo tego, że świadomie dbam o swoje włosy, nie znalazłam jeszcze czegoś, co skutecznie ujarzmiłoby sterczące antenki podczas związywania końskiego ogona, albo delikatnie wygładziło długość.
Parę dni temu zapadła decyzja.
Udałam się do mojej znajomej fryzjerki i pozwoliłam działać w domowych warunkach na mojej głowie :D.
Na samym początku wymyłam dwukrotnie głowę
oczyszczającym szamponem i wysuszyłam dokładnie włosy.
Kolejnym krokiem było nałożenie na nie
keratyny i odczekanie z nią ok. 20 min.
Kiedy czas upłynął moje włosy zostały ponownie
dokładnie wysuszone i przyszła kolej na
wprasowywanie keratyny za pomocą prostownicy.
Zapach oczywiście nie należał do najprzyjemniejszych i dość uciążliwie drapał za gardło, ale otwieranie okna od czasu do czasu załatwiło sprawę (no cóż, o tej porze roku za zimno na balkonowe zabiegi :D).
Co później? Tyle. Sama się zdziwiłam, że zabieg na tym się kończy i wcale nie trwał długo. Wszystko zajęło ok. godziny z kawałkiem.
Aby wszystko było dokładnie widoczne zrobiłyśmy zdjęcia:

Góra to zdjęcia po myciu i wysuszeniu bez żądnego modelowania, natomiast dół to efekt świeżo po wprasowaniu keratyny.
Dostałam zakaz mycia włosów przez 24h (co przedłużyłam nawet do 48) oraz ich związywania- co było dla mnie nie lada problemem. Nie jestem przyzwyczajona do gotowania, sprzątania, a co dopiero spania w rozpuszczonych włosach.
Z dwoma pierwszymi jakoś mi się udało, natomiast podczas spania załatwiałam sprawę przerzucając długość za poduszkę (całe szczęście śpię dość spokojnie :D).
Problemem przez te 2 dni były przede wszystkim same włosy, ponieważ były sztywne i szorstkie od keratyny. Ciężko się rozczesywały i kiedy dotykałam je ręką, pozostawiały po sobie nieprzyjemne odczucie ,,zakurzonej dłoni''.
Całe szczęście wszystko przebiegło pomyślnie. Nic się nie odkształciło i po 2 dobach wymyłam włosy. Było lepiej, chociaż nadal nie były tak śliskie i miękkie jak zawsze.
Dzisiaj miałam za sobą kolejne mycie, które doprowadziło je już w kwestii dotyku do stanu sprzed zabiegu. Są miękkie i śliskie, a co najważniejsze- PROSTE.
Nawet nie wiecie jak się zdziwiłam, kiedy po myciu szamponem i nałożeniu na parę minut zwykłej odżywki, a następnie suszeniu bez modelowania zyskałam gładkie i proste jak prostownicy włosy!
Końce nie mają zamiaru się wywijać. W końcu wyglądają związane i nie tak, jak mi się najbardziej podobają- tworzą prostą taflę :)
Co prawda póki co mogę trochę ponarzekać na objętość, która spadła do minimum. Włosy są przylizane nawet zaraz po myciu i o wiele szybciej się przetłuszczają, ale z tego co wiem, ten efekt minie po jakimś czasie.
Teraz czekam i za 2 tygodnie udaję się na farbowanie, ponieważ keratyna mocno ściągnęła kolor (wiele moich znajomych było przekonanych, że rozjaśniałam włosy).
Jednak nie będzie to poprzednie ombre. Znowu kombinuję z kolorem? Owszem, ale tym razem zaszaleję jeszcze bardziej :D
W miarę możliwości będę starała się Wam opisywać moją pielęgnację oraz efekty, które póki co mnie w pełni zadowalają!
Co sądzicie o keratynowym prostowaniu? Dziewczyny, które już są w tej kwestii doświadczone- może macie jakieś produkty godne polecenia :D?