piątek, 29 listopada 2013

Denko (8)



1. Żel pod prysznic Yves Rocher limonkowy- bardzo przyjemnie i naturalnie pachniał limonką. Niestety zapach ten nie pozostawał na skórze po prysznicu. Nie wysuszał i dobrze mył. Nie przemawia jednak do mnie jego cena. Mimo wszystko Może kupię ponownie.

2. Żel do mycia twarzy Biały Jeleń- otrzymałam go na spotkaniu bloggerek od firmy Biały Jeleń. Dobrze myje twarz, nie wysusza i delikatnie matuje. Po jego zastosowaniu długo czułam uczucie świeżości. Niestety przez swoją płynną konsystencję jest niewydajny, ale i tak Kupię ponownie.

3. Owocowy krem do rąk Exclusive- zapachu owoców raczej w nim nie ma. Jest to glicerynowe... coś? Dość wydajny, ale długo się wchłania. Zużyłam go do nakładania na noc. Wielkich cudów nie robi, a i jego zapach mnie nie przekonuje. Nie kupię ponownie.

4. Orzechowa Henna Khadi- tak, jestem już mniejszym rudzielcem, ale nie widać tego na zdjęciach. Muszę kupić jeszcze ciemniejszy (o dziwo) kolor, aby w końcu wrócić do naturalnych brązów. Nie poddaję się i Kupię ponownie.

5. Serum wygładzające Joanna- wydajne i dobrze działające. Odpowiednio zabezpiecza, wygładza i zmiękcza końcówki. Spodobało mi się jego działanie oraz wygodne opakowanie. Kupię ponownie.

6. Sól do kąpieli Aroma Group- posiada naprawdę ładne opakowanie. Pachniała trawą cytrynową, ale zapach nie był intensywny i szybko się ulatniał. Mowy nie ma, aby pozostawał na ciele. Nie kupię ponownie.

7. Odlewka arganowej kuracji od BingoSpa- prezent od Marioli ;*. Bardzo dobrze sprawdzała się na moich włosach. Wygładzała, zbędnie nie obciążała i dobrze dyscyplinowała włosy. Myślę, że kiedyś Może kupię ponownie.
8. Krem do nóg Exclusive- pachniał bardzo ładnie. Dawał uczucie gładkich nóg i dobrze nawilżał. Nie mam wymagającej skóry, więc nie wypowiem się co do jego działania na ich zmęczenie i ciężkość.
Nie sądzę jednak, że specjalnie będę go szukała... Nie kupię ponownie.

9. Próbka żelu do mycia twarzy Palmer's- oczekiwałam, że będzie pachniał równie pięknie i czekoladowo, jak inne produkty z tej serii. Niestety się myliłam. Jego zapach wręcz mnie odrzucał. Poza tym dobrze mył i nie wysuszał mojej twarzy. Mimo wszystko, za samą jego woń- podziękuję. Nie kupię ponownie.

W tym miesiącu moje denko jest dość ubogie we włosowe produkty. Myślę, że w grudniu będzie lepiej!

U Was również zużywanie szło tak powoli jak u mnie?

wtorek, 26 listopada 2013

Maska i odżywka do włosów Aroma Group- a może jednak olejek?


Co oferuje nam producent:
Maska i odżywka do włosów Aroma Group to produkt skomponowany z wyłącznie naturalnych składników. Olejek ten głęboko wnika w strukturę włosów, odbudowuje je i sprawia, że są miękkie, odporne, lśniące, a przede wszystkim zdrowe. Olej kokosowy dba także o zdrowie skóry Twojej głowy. 

Skład:
Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Helianthus Annus Seed Oil, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Emblica Officianalis, Avena Sativa Kernel Extract, Lawsonia Inermis Extract, Centella Asiatica Extract, Rosmarinus Officianalis Leaf Extract, Cymbopogon Schoenanthus Oil, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Oil(, Ascorbyl Palmitate, Citral, Citronellol, Eugenol, Geraniol, D-limonene, Linalool 

Opakowanie:
Bardzo przyjemny dozownik. Butelka miękka i zamykana na klik. Bez problemu można wycisnąć z niej zawartość, bez rozlewania i męczenia się.

Konsystencja i zapach:
Olejek jest stały, ale bardzo szybko rozpuszcza się w kontakcie z ciepłymi dłońmi (musiałam się spieszyć robiąc zdjęcie ;)).
Jest on lekko żółty i pachnie dość dziwnie... Zdecydowanie przebija w nim woń trawy cytrynowej. Zapach nie jest bardzo ładny, ale też mnie nie drażni.

Moja opinia:
Na pierwszy rzut oka olejek bardzo mi się spodobał. Ma ładną szatę graficzną i wygodne opakowanie. Jedyną rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy to jego ,,tytuł''. Maska i odżywka? No nie wiem... dla mnie to jest po prostu olejek, który musi zostać nałożony przed myciem. 
Skład ma dość bogaty, co mi się w nim podoba. Wysoko widnieje olejek rycynowy, którego się lekko obawiałam, ponieważ może przesuszać długość, ale w tym wypadku nie miało to miejsca.
Moje włosy od początku lubiły się z olejkiem kokosowym pomimo swojej porowatości.
W takim wydaniu sprawdził się równie dobrze.

Długość była ujarzmiona i wygładzona. Ładnie się błyszczała, jak to ma w zwyczaju po kokosie. Brak zbędnego puchu, czy obciążenia, ponieważ olejek zmywa się bardzo łatwo.

Nie nakładałam go na skalp, ponieważ obecnie testuję Sesę i myślę, że to jej jednak pozostanę wierna...

Olejek dostałam od firmy Aroma Group na spotkaniu bloggerek i szczerze przyznam, że tam poznałam ją po raz pierwszy. Zostałam pozytywnie zaskoczona przy testowaniu dezodorantu również tego producenta (o którym napiszę w denku), jak i w przypadku olejku.

Mogę go polecić dla osób, które nie są na bakier z kokosem!

Czy firma Aroma Group była dla Was również do tej pory nieznana?

niedziela, 24 listopada 2013

Wyniki konkursu z Alpha Keratyna

Zwyciężczyni została wybrana. Mam nadzieję, że ucieszy się z prezentu i pokaże nam, jakie efekty wyczaruje sobie na głowie.

A szczęśliwą osóbką została:

freedom

Mam nadzieję, że nie obrazisz się, jeśli pokażę na czyjej głowie wyląduje specyfik :)



Firma skontaktuje się z Tobą i tam podasz swój adres, na którą mają wysłać przesyłkę. Gratuluję!

piątek, 22 listopada 2013

Jeden dzień z życia moich włosów

Myję włosy 3 razy w tygodniu, a i tak narzekam na ich częste przetłuszczanie.
W sumie nie powinnam, bo wiem, że niektóre dziewczyny muszą robić to codziennie, ale mimo wszystko chciałabym, abym drugiego dnia po myciu nie miała przyklapu i nieświeżości przy skórze głowy...

Przedstawię Wam dzisiaj jak jeden z klasycznych dni, w których myję włosy bez większych zabiegów spa, bo takie dostają co niedziele.


1. Olejowanie ok. godziny 16 olejkiem z Aroma Group (jego recenzji możecie spodziewać się za niedługo) na długośc i Sesą na skalp..

2. Nałożenie odżywki, która zemulguje olej (obecnie jest to Alverde hibiskusowa. Przestała się podobać moim włosom. Możliwe, że się do niej przyzwyczaiły, albo zrobiły się bardziej wrażliwe na alkohol. Puszą się znacznie mocniej niż dawniej po jej użyciu, jako drugiego O w OMO).

3. Mycie szamponem z SCS (przemiennie Lavera do farbowanych lub przetłuszczających się. Recenzję obu szamponów pisałam w poprzednich postach). Za pierwszym razem nakładam na dłonie małą porcję szamponu, spieniam go i wmasowywuję w skalp. Spłukuję i powtarzam czynność z mniejszą dawką myjadła.

4. Lekkie osuszenie włosów ręcznikiem i nałożenie odżywki d/s na 10 min (dzisiaj na długości wylądowała Stapiz, ponieważ we czwartki zawsze nakładam coś z silikonami.) Wmasowywuję ją od ucha w dół, a następnie przeciągam rękami po pasmach do momentu, aż staną się ciepłe (wprasowywanie).

5. Zmywanie odżywki letnią wodą bardzo dokładnie (moje włosy są coraz bardziej podatne na obciążenie). Polewam skalp trzymając długość włosów w górze płukanką z szałwii, a następnie samą długość płuczę zimną wodą dla domknięcia łusek.

6. Zawijam włosy w bawełnianą koszulkę na 2 minuty, a następnie delikatnie ,,wyciskam'' wodę z długości. Nakładam odżywkę b/s (dzisiaj mleczną piankę o Z.One Concept), a następnie przeczesuję pasma palcami.
Po chwili na końcówki nakładam silikonowe serum (dzisiaj serum Joanna wygładzające). Obie czynności robię z głową spuszczoną do dołu!

7. Przerzucam włosy na plecy i pozostawiam na ok. 20- 30 min do naturalnego wyschnięcia.

8.
Rozpoczynam suszenie zimnym nawiewem, z chwilowym przełączaniem na cieplejszy. Przeczesuję włosy szczotką z naturalnego włosia (o tym mini patencie napiszę w kolejnych postach, ponieważ pozwala mi na ograniczenie puszenia!). Suszarkę trzymam tak, aby powietrze wydobywało się z niej zgodnie ze wzrostem włosa (ogranicza to odchylanie się łusek).
Czynności te również wykonuję z głową schyloną ku dołowi!

9. Nie związuję włosów na ok. 20-30 min. Dosychają, ale są już pełne objętości.

10. Związuję je na noc włosy w koczka ślimaczka.

11. Drugiego dnia przeczesuję włosy szczotką z naturalnego włosia z opuszczoną głową. Przerzucam włosy na plecy, a następnie wygładzam silikonowym serum (nie, nie ograniczam silikonów. Na zimę chcę chronić włosy).

Chciałabym zaznaczyć iż myję włosy wyłącznie wieczorem (pomijając niedzielę).

Oto cały mój plan. Mam nadzieję, że ciekawscy już dowiedzieli się jak wygląda moja pełna ,,stylizacja''. Oczywiście wygląda trochę inaczej, jeśli decyduję się na warkoczykowe fale.

Chciałybyście przeczytać jak wygląda moje cotygodniowe włosowe ,,SPA''?

PS. Przypominam o kończącym się dzisiaj w nocy konkursie, w którym do wygrania jest zestaw do keratynowego prostowania włosów!

http://zaslepionawlosomaniactwem.blogspot.com/2013/10/konkurs-wygraj-zestaw-do-keratynowego_23.html

środa, 20 listopada 2013

ROZDANIE Wygraj okulary Firmoo!


Moje zachwyty nad nowymi okularami nie ustają. Są wygodne i bardzo solidne, a co najważniejsze- lekkie!

Z okazji mojego zadowolenia, wraz z Firmoo postanowiłam zorganizować konkurs. Wiem, że wiele z Was chciałoby zobaczyć jak wygląda świat przez te okulary :), dlatego macie możliwość wygrania swojego wymarzonego prezentu na mikołajki!

Zasady udziału w konkursie:

Do wyboru są dowolne okulary ze strony http://www.firmoo.com/classic-series.html. Mogą to być korekcyjne, zerówki jak i przeciwsłoneczne. Wybór jest duży, więc na pewno wpadnie Wam coś w oko!.

Tym razem wszyscy mają równe szanse. Nie musicie nic wstawiać, a jedynie zgłosić swój udział w rozdaniu i oczywiście obserwować mojego bloga.
Oto formularz zgłoszeniowy:

1. Obserwuję blog jako:
2. Wybieram okulary (link):
3. E-mail:


Krótki regulamin:
1. Nagrody funduje Firmoo, a organizatorką konkursu jestem ja.
2. Zwycięzca zostanie wylosowany ze wszystkich uczestników rozdania spełniających warunki udziału.
3. Wyniki zostaną ogłoszone w przeciągu 4 dni od zakończenia konkursu.
4. Po ogłoszeniu zwycięzcy wyślę do niego maila z prośbą o adres, który podam fundatorowi nagrody.
5. Konkurs trwa do 8 grudnia, do godziny 24.
6. Proszę o wybór oprawek TYLKO z linku podanego powyżej.
7. Jeśli chcecie być na bieżąco z nowościami od Firmoo zapraszam do polubienia ich fanpage'a.

Mam nadzieję, że sprawiłam Wam tym konkursem chociaż małą niespodziankę, a zwycięzca będzie zadowolony z wygranej!

Przypominam również o kończącym się za 2 dni konkursie, w którym możecie wygrać zestaw do keratynowego prostowania włosów!:

http://zaslepionawlosomaniactwem.blogspot.com/2013/10/konkurs-wygraj-zestaw-do-keratynowego_23.html

poniedziałek, 18 listopada 2013

Wszyscy mają Firmoo, mam i ja!


Blogosferę ogarnęły zachwyty nad okularami tej firmy. Przejrzałam już wiele postów, w których dziewczyny prezentowały swoje nowe nabytki.
Prawie każde oprawki, na jakie natrafiłam w recenzjach mi się podobały.

Obecnie noszę soczewki, ale jak zapewne wiecie, w domu zdecydowanie wygodniej jest czasami pośmigać w okularach.
Niestety, moje szlag trafił i odpadła im rączka. ,,Zreperowałam ją'' i całość prezentowała się w następujący sposób:

Tak... wiem, że zdolne ze mnie dziecko :D. Przynajmniej taka konstrukcja pozwalała im się trzymać dość stabilnie mojego nosa. Mimo wszystko, urokiem one nie grzeszą... no cóż.

Stacjonarnie oprawki, które mi się podobają niestety tanie nie są. Zaczęłam coraz bardziej interesować się okularami z Firmoo.

Dzięki pomocy kochanej Ewy :* (tak, bez niej bym sobie nie poradziła!) udało mi się wypełnić cały formularz zgłoszeniowy. (Namęczyłam się, bo zgubiłam swoją receptę. Na szczęście wielkich powikłań z oczami nie mam, więc sama zabawiłam się w okulistę!)

Wybór oprawek jest na tyle ułatwiony, że możemy je bez problemu dopasować do twarzy, poprzez wirtualne wgrywanie swojego zdjęcia- genialne!

Na przesyłkę nie czekałam długo- kilka dni i możemy cieszyć się swoim nowym nabytkiem:


Link do modelu.
Dotarły do mnie ładnie zapakowane z małym zestawem naprawczym :)


Jestem z nich bardzo zadowolona, ponieważ wiele razy zdarzyło mi się kupić okulary u optyka, których szkła nie były dopasowane do twarzy- świat widziałam jak w tubie, a ich przeprawianie trwało i trwało....

Co do samych okularów- są leciutkie, z czego jestem najbardziej zadowolona. Mój nos w punktach, na których leżały na nim oprawki był zazwyczaj czerwony. W tym wypadku takie coś nie ma miejsca!


Fanką okularów do tej pory nie byłam, ponieważ uważałam, że żadne nie pasują do mojej twarzy i wyglądam w nich po prostu... głupio.
Te mi się podobają i to bardzo. Mam wrażenie, że jako jedyne mi pasują (?).


Tak... Pierwszy raz widzicie moją twarz... Witam Was więc :D.

Wybór jest na prawdę wielki, więc myślę, że każda z Was znalazłaby coś dla siebie.

Mam coś również i dla Was!


Oto rabat w wysokości 30$ na zakup dowolnych okularów z klasycznej serii. Może z niego skorzystać 5 osób przez 2 tygodnie. Wystarczy, że podacie kod:
ZASLEPIONABLOGS4
Spieszcie się, bo taka okazja się więcej nie powtórzy!

A może macie już swoje okulary z Firmoo?

sobota, 16 listopada 2013

A gdy włosy stają się coraz zdrowsze...


 Do pewnego czasu żyłam w przekonaniu, że moich zniszczonych włosów nie da się doprowadzić do takiego stopnia, że zmuszona będę zmienić system pielęgnacji.
Wierzyłam, że jeśli skompletuję sobie odpowiednie dla nich produkty na początku, to będą się one sprawdzać przez cały czas.

Nieciężko jednak się domyślić, że to się nie sprawdzi, czego skutki widzę teraz. Chciałabym Wam w punktach przedstawić, co zmieniło się na mojej przez ponad rok:

1. Odżywki silikonowe- dawniej były wręcz wskazane dla moich włosów. Lubiła je cała długość. Zawsze pięknie po nich wyglądały, ani razu nie były obciążone i same ochy achy...
Teraz muszę podchodzić do tego z dystansem. Nie mogę ich trzymać dłużej niż 10 min, ponieważ bardzo obciążają. Pasma się strączkują i kilka godzin po wymyciu sprawiają już wrażenie nieświeżych...
Nie mogę ich również nakładać zbyt często. Dawka silikonów raz w tygodniu w zupełności im wystarcza.

2. Przetłuszczanie- włosy u nasady coraz częściej lubią się przetłuszczać. Są zdrowe i każda nadmierna ilość sebum robi swoje.
Nie są już suche i nie chłoną wszystkiego co tłuste. Zbędne substancje je obklejają i nie wyglądają wtedy zbyt efektownie.

3. Mocniejsze szampony- na samym początku w odstawkę poszło wszystko, co miało w składzie SLES, SCS itp.
Od jakiegoś miesiąca regularnie myję głowę szamponem zawierającym SCS i co zauważam? Nie przesusza on moich włosów. Świetnie domywa oleje, a nawet sama długość nie wygląda na niezadowoloną.
Na początku zapewne moje włosy by protestowały, a teraz już nie są takie wrażliwe na silniejsze detergenty.

4. Objętość- w tym wypadku zdecydowanie się zmniejszyła, ale to właśnie ,,zaleta'' zdrowych włosów.
Napuszone pasma odstają od siebie i tworzą tym samym sztuczny efekt większej objętości. Teraz tak nie jest.
Domknięte łuski niezniszczonych włosów przy skalpie przylegają do siebie, przez co muszę walczyć często z ,,przylizem''.

5. Oleje- niegdyś miałam wrażenie, że żaden olej nie jest w stanie obciążyć moich włosów. Piły one każdą jego ilość i żaden nie był dla nich przeszkodą.
Ostatnio zrobiły się bardziej kapryśne. Muszę uważać co na nie nakładam, ponieważ zdarza się mi ich nie domyć.
Jednym z tłuściochów, o których ostatnio pisałam był właśnie olejek sezamowy.

6. Miękkość- jest zdecydowanie największym atutem zdrowych włosów. Małe baybiki przy samej skórze głowy są niesamowicie gładkie w dotyku, a i cała długość się poprawiła. Nie przypominają już szorstkiego pędzla na końcu!

7. Obciążenie- zdarza się coraz częściej. Nie mogę nakładać cięższych produktów na włosy od ucha do góry, ponieważ po spłukaniu zazwyczaj są ulizane.
Muszę uważać na skład odżywek i masek oraz na długość ich trzymania.

Dzięki temu widzę, że postępuję do przodu. Jest coraz lepiej, a moje starania są widoczne :)

Macie swoje własne spostrzeżenia na temat takich zmian?

czwartek, 14 listopada 2013

(13) MSSN... ratunek dla spierzchniętych ust

Na samym początku chciałabym Wam podziękować. Mój blog przekroczył już 100 tys. wejść, co mnie bardzo cieszy! Dzięki temu widzę, że lubicie odwiedzać tą stronę i interesują Was moje wpisy. Raz jeszcze dziękuję!


Do tej pory ani razu nie trafiłam na pomadkę do ust, po której zużyciu powiedziałabym- ,,tak, jeszcze kiedyś na pewno do niej wrócę!''.
Natłuszczały usta, lekko chroniły, ale nic poza tym. Żadna nie potrafiła zregenerować popękanych i spierzchniętych warg, potraktowanych chłodnym powietrzem.

Na spotkaniu bloggerek otrzymałam próbkę osławionego w blogosferze Carmex'a. Byłam go bardzo ciekawa, ponieważ naczytałam się wiele pozytywnych opinii na jego temat.
Pierwszy raz, kiedy tylko nałożyłam go na usta zachwyciłam się wiśniowym i długo trzymającym się na ustach zapachem.
Kolejną rzeczą był efekt delikatnego chłodzenia. Fakt- na zimne dni nie jest on wskazany, ale całe szczęście utrzymuje się tylko chwile.


Po jego nałożeniu usta nie są nieprzyjemnie klejące lub tłuste. Czujemy nawilżenie, ale jest ono bardzo przyjemne.

Gapą jestem, a więc nie dopilnowałam się i zapomniałam pewnego dnia nasmarować swoich ust przed wyjściem z domu.
Efekt jest dość oczywisty- wieczorem czułam pieczenie, a moje wargi były spierzchnięte.

Na noc postanowiłam nałożyć na nie Carmex'a i tym samym wypróbować prawdziwe jego działanie.
Jakie było moje zdziwienie po przebudzeniu!
Usta były zagojone. Zniknęły zaczerwienienia, suche skórki i nieprzyjemne uczucie pieczenia. Miałam wrażenie, że całkowicie się zregenerowały.

W taki sposób Carmex stał się moim dotychczasowym ulubieńcem wśród pomadek do ust. Bardzo lubię jego zarówno lecznicze, jak i ochronne działanie.

Mogę Wam go szczerze polecić na te coraz zimniejsze dni!

Nie mam od Was zgłoszeń! Czyżbyście na prawdę nie miały ciekawych pomysłów, a może po prostu ukrywacie je dla siebie? Nie bądźcie takie! :)
Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ

wtorek, 12 listopada 2013

Olej sezamowy zimnotłoczony


Na spotkanie bloggerek wraz z dziewczynami złożyłyśmy zamówienie w sklepie e-naturalne.
Jednym z produktów, na które się skusiłam był właśnie olej sezamowy. Czytałam o nim wiele pozytywnych opinii, które zdecydowanie przemawiały za tym, że moje średnioporowate włosy się z nim polubią.

Konsystencja i zapach:
Jest on bezbarwny i pachnie typowym sezamem (wielbicielki sezamków będą zachwycone :D). Ja osobiście lubię tą woń, ale na włosach za bardzo mi nie pasuje. Jest dość intensywna, co lekko mi przeszkadzało.

Moja opinia:
Nakładałam go klasycznie- na suche włosy, po czym pozostawiałam na ok. 4-5 godzin.
Pierwszy raz nałożyłam dość znikomą ilość, więc odmył się bez problemów. Schody zaczęły się później.

Musiałam bardzo uważać z jego nakładaniem. Prawdziwy z niego tłuścioch, więc nawet szampony z SCS miały problem z dokładnym domyciem go z włosów.
Wiele razy zdarzyło im się niestety polec, przez co, po wysuszeniu na głowie miałam jeden wielki smalec...

Lubię ciężkie oleje, ale ten był już dla moich włosów zdecydowanie przesadą. Lepiej spisywać się będzie na wysokoporowatych włosach, które potrzebują prawdziwego dociążenia.
Ja zadowolę się jego resztką na końcówkach, które nie buntowały się pod tym względem.

Nie mam zwyczaju nakładania olejków na twarz, więc pod tym względem go nie ocenię.
Chciałabym jednak ostrzec wrażliwców i naczynkowców- ma właściwości rozgrzewające, więc nie jest on polecany tym typom skóry.

Gdyby nie był tak ciężki nakładałabym go na skalp. Jeśli ma właściwości rozgrzewające, to może dobrze przyspieszałby porost... kto wie.

Nie jest to zdecydowanie olejek dla mnie. Dokończę go, ale na pewno nie kupię ponownie takiego tłuściocha.

Znalazł jednak też swoich faworytów...
Moja babcia robiąc obiad bez zastanowienia dodała go do kurczaka, ,,bo ładnie pachniał''.
Roześmiałam się, ale jakież było moje zdziwienie po spróbowaniu tego dania... Było pyszne! :D

Testowałyście sezamka? Dla Was też wydaje tak bardzo tłusty?

niedziela, 10 listopada 2013

Inspiracje: Loki

Uwielbiam takie loki, ale niestety ani razu nie udało mi się ich zrobić :(









Moim zdaniem najładniej wyglądają na długich włosach... Moje marzenie!

Podobają się Wam takie loki?

piątek, 8 listopada 2013

O miłej obsłudze słów kilka

Na samym początku chciałabym zaznaczyć, że ten post nie jest w żaden sposób sponsorowany. Z własnej woli chciałabym napisać o miłej obsłudze danego sklepu i nie robię tego dla żadnej nagrody.

Na spotkaniu bloggerek od firmy Apis otrzymałam krem arbuzowy do twarzy, który zauroczył mnie swoim zapachem.
Moja przygoda z nim zaczęła się gdzieś na początku września, kiedy po raz pierwszy go otworzyłam.
Bardzo spodobał mi się jego świeży i naturalny zapach prawdziwego arbuza.

Moja twarz jest tłusta i wybredna, więc kremy nakładam na nią zazwyczaj na noc, co 2-gi dzień.
W taki sam sposób również smarowałam się arbuzem. Nie tylko dla mnie przypadła do gustu jego woń. Babcia również podbierała go ode mnie od czasu do czasu.

Na opakowaniu zaznaczone jest, że kremu można używać przez pół roku po otwarciu. Ciężko kalkulując (:D), można stwierdzić, że powinien jeszcze wytrzymać kolejne 3 miesiące od czasu jego otwarcia.

Niestety, kilka dni temu, po jego otwarciu bardzo się zdziwiłam. Na powierzchni pojawiły się nieciekawe ciemne plamki (pleśń?), a jego arbuzowy zapach przekształcił się dziwny... smrodek.


Chwyciłam za krem, zrobiłam mu zdjęcia i wysłałam na maila firmy opisując całą sytuację.
Na odpowiedź długo nie musiałam czekać. Miła Pani poprosiła mnie o wysłanie zepsutego kremu, aby mogli poddać go analizie, a w zamian ja otrzymam nowy.
Miłą niespodzianką był również fakt, że mogłam sobie wybrać nowy egzemplarz, tak więc w moim domu dzisiaj pojawił się inny jego brat, o mleczno- miodowym zapachu:


Zawsze zdarzają się jakieś potknięcia, a ja najwidoczniej trafiłam na wadliwy produkt.
Mimo to, firma wynagrodziła mi nieciekawą niespodziankę w bardzo miły sposób, a to się chwali.

Mam nadzieję, że ten krem spodoba się mojej cerze. Kiedy go wykończę na pewno opiszę swoje odczucia w denku.

Spotkała Was kiedyś podoba sytuacja? Lubicie takie miłe gesty ze strony firmy?

środa, 6 listopada 2013

Moje przemyślenia na temat niszczenia włosów

Dzisiejszy post będzie pełen przemyśleń i wniosków, które zdołałam wyciągnąć przez rok włosomaniactwa.

(iperfumy.pl)

Zawsze podobały mi się włosy proste, które układały się w jedną, gładką taflę. Nie znosiłam swoich fal i codziennie katowałam je prostownicą.
Wiadomo, pasma były wizualnie wygładzone, ale kiedy wymyłam je mocnym szamponem, bez żadnej odżywki, nad ich wyglądem można było już tylko płakać.

Od marca moje pasemko kontrolne urosło 10 cm. Jest to 10 cm włosów zdrowych, bez katowania suszarką lub też prostownicą, albo farbami chemicznymi.
Odrosty były jedynie dokarmiane henną i średnio raz na miesiąc suszone, co na prawdę nie daje się im we znaki.

Chciałabym Wam przedstawić jaka różnica jest między odrostem, a pozostałą częścią włosa, ale niestety mój aparat tego nie uchwyci, więc postaram się to przybliżyć słownie.

Włosy przy skalpie są bardzo miękkie, pojedyncze pasma (pomijając babiki :D) nie odstają w różne strony świata jak na długości. Pięknie się lśnią i są znacznie grubsze.
Mają większą tendencję do przetłuszczania się, ale to już urok zdrowych odrostów.
Uwielbiam je dotykać i gładzić, są nie do porównania z resztą długości.

W tym momencie mogę jedynie żałować tego, co robiłam moim włosom dawniej. Teraz wiem na ile je stać i wyobrażam sobie jak wyglądałyby zdrowe przy takiej pielęgnacji, jaką stosuję teraz.
Z chęcią cofnęłabym się kilka lat do tyłu i unikała robienia im takich szkód.

Mogę sobie jedynie pogdybać, bo nie zrobię w tym momencie nic, co przywróciłoby ich poprzednią kondycję. Oczywiście, polepszyła się od momentu rozpoczęcia dbania o włosy, ale daleko im do ideału.

Teraz pozostało mi osiągnąć wymarzoną długość, a następnie podcinać regularnie zniszczoną długość i z utęsknieniem wyczekiwać moich naturalnie zdrowych włosów.

Chciałabym się tym samym zwrócić się do wszystkich dziewczyn o włosach podobnych do moich (z natury falowanych, którym prostownica wyrządza prawdziwe piekło)- zastanówcie się, czy na prawdę warto codziennie narażać je na zniszczenia. Uwierzcie mi, że kiedyś może przyjść moment, że będziecie tego żałować tak jak ja.

Oczywiście, niektórym grubym i gęstym włosom (po swoich obserwacjach znajomych) wiem, że uszkodzenia mechaniczne nie robią wielu szkód, ale niestety tak niewiele dziewcząt może pochwalić się takimi genami... ;)

Mam nadzieję, ze udało Wam się przebrnąć przez moje przemyślenia i Was nimi nie zanudziłam.
Dopadły Was kiedykolwiek takie refleksje ,,nad rozlanym mlekiem"?

poniedziałek, 4 listopada 2013

Szampony Lavera: Mleczko cytrynowe i mango

Wiem, że o wiele lepiej wyglądają posty porównawcze z tabelkami, ale jak zaraz się okaże zobaczycie, dlaczego jej nie zrobiłam... ;)


1. Mleczko cytrynowe

Opis producenta:
Jeśli Twoje włosy mają tendencję do przetłuszczania się, spróbuj poradzić sobie z tym problemem używając szamponu z lecytyną i ekstraktem z cytryny, które pobudzają skórę głowy i włosy dzięki zawartości naturalnych kwasów owocowych. Ukojenie dla skóry głowy przyniesie ekstrakt z arniki, a wyciąg z cukru trzcinowego zapewni włosom odpowiednie nawilżenie. Szampon reguluje proces przetłuszczania się włosów przez co wyglądają one pięknie i świeżo.
 

Skład:
Aqua (Water), Sodium Coco Sulfate, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Lauroyl Sarcosine, Coco Glucoside, Glycerin, Citrus Limonum (Lemon) Fruit Extract, Citrus Aurantifolia (Lime) Fruit Extract, Sucrose, Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Water, Arnica Montana Flower Extract, Vitis Vinifera Fruit Extract, Panthenol, Panthenyl Ethyl Ether, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Hydrogenated Lecithin, Glycol Distearate, Alcohol, Fragrance (Parfum), Limonene, Linalool.

2. Mleczko mango

Opis producenta:
Ten owocowy szampon dedykowany jest do włosom koloryzowanym. Innowacyjne mleczko zawierające lecytynę i ekstrakt z mango otacza włosy naturalnym filmem ochronnym. Wartościowe masło shea pielęgnuje włosy, chroni przed wysuszeniem i zapewnia naturalną ochronę przeciwsłoneczną. Masło kakaowe wygładza włosy i nadaje im połysku. Szampon pozwala cieszyć się pięknymi włosami i intensywnością ich koloru przez długi czas. Szampon zawiera w 100% naturalne składniki,nie zawiera parabenów ani szkodliwych substancji chemicznych. Nie testowany na zwierzętach. Właściwy dla wegan i wegetarian.

Skład:  
Water (Aqua), Sodium Coco Sulphate, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Lauroyl Sarcosine, Coco Glucoside, Glycerin, Mangifera Indica (Mango) Fruit Extract, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Camelia Oleifera Leaf Extract, Oryza Sativa (Rice) Extract, Panthenol, Panthenyl Ethyl Ether, Hydrolyzed Wheat Protein, Sodium Hyaluronate, Lactic Acid, Citric Acid, Tartaric Acid, Hydroxypropyl Guar Hydroxypropytrimonium Chloride, Hydrogenated Lecithin, Glycol Distrearate, Alcohol, Fragrance (Parfum), Linalool.  Ingredients from certified organic agriculture  Natural essential oils.
 Wspólnie

Opakowanie: 
Wygodne w użyciu i zabezpieczające przed wyciekaniem szamponu- klik. Butelka miękka i poręczna.


Konsystencja i zapach:

Oba szampony mają dość gęstą i połyskującą konsystencję, różnią się jedynie zapachem.
Zdecydowanie bardziej mój nos polubił się z wersją mango. Jest to nienachalny i naturalny zapach prawdziwych egzotycznych owoców.
Miałam nadzieję, że mleczko cytrynowe zachwyci mnie również swoim orzeźwiającym zapachem, ale tutaj się myliłam.
Jest to typowy jogurt cytrynowy. Zapach dość duszący i na początku nie mogłam się do niego przyzwyczaić.
W odróżnieniu do mnie, mój TŻ był nim oczarowany :)

Moja opinia:

Oba szampony mają dość ciekawe składy. Pierwszy zawiera więcej ekstraktów, zaś drugi posiada masło Shea oraz kakaowe.
Posiadają delikatniejsza formę SLES- SCS, którą moje włosy bardziej tolerują.

Oba dobrze domywają oleje i świetnie się pienią.
Odniosłam wrażenie, że wersja cytrynowa delikatnie przedłuża świeżość moich włosów, ale jest to na prawdę minimalna różnica.
Mango trochę puszy moje włosy. Czyżby to zasługa Shea?

Dlaczego ta recenzja nie zawiera porównawczej tabelki? Bo oba szampony są praktycznie identyczne w działaniu na mojej głowie.
Niestety, mango nie powstrzymuje migracji koloru z włosów. Henna uciekła z nich równie szybko co zazwyczaj.

Oba szampony są dość drogie i nie zachwycają swoim działaniem, pomimo tak ciekawego składu (uwaga, na końcu czai się alkohol).
Nie sądzę, że do nich wrócę, ponieważ od szamponu nie wymagam za wiele i może mi do tego służyć inny i zdecydowanie tańszy.
Miałam nadzieję, że za taką cenę dadzą z siebie więcej, ale jednak się myliłam.

Czy firma Lavera jest Wam zupełnie obca? Próbowałyście któregoś z tych szamponów?

sobota, 2 listopada 2013

Podsumowanie miesiąca: październik

Październik- miesiąc rozmyślań. Chcę pofarbować włosy henną jasny brąz. Denerwuje mnie już wiecznie ciemniejsza góra głowy, z którą nie radzi sobie naturalna henna.
Co myślicie o tej zmianie?


Mam wrażenie, że mój skalp się bardzo szybko przyzwyczaja. Kolejny miesiąc wcieram w niego olejek Khadi, a tym razem przyrost znów wynosił klasyczny 1 cm.
Największym rozczarowaniem było serum Babuszki Agafii, które w ogóle nie ruszyło z miejsca moich włosów.

Co do suszenia zimnym nawiewem- moje włosy nie lubią być proste. Puszą się wtedy bardziej, więc raczej nie wypróbuję tej metody. Skalp bardzo dobrze reaguje na zimne suszenie. Mam wrażenie, że włosy były bardziej uniesione u nasady i dzięki temu minimalnie mniej się przetłuszczały.

Co używałam w tym miesiącu:
- Kolejny miesiąc wcierałam w skórę głowy olejek Khadi. Szkoda, że najwyraźniej już się do niego przyzwyczaiła. Dam jej teraz od niego odpocząć.
- Sumiennie stosowałam serum na porost Babuszki Agafii, które niestety nie spełniło swojego zadania. pomimo tego powstrzymało wypadanie włosów.
- Nakładałam na długość olejek kokosowy z Aroma Group, o którym napiszę w przyszłości.
- Po raz pierwszy wypróbowałam odwróconej metody OMO- MOM. Mam wrażenie, się będzie wybawieniem dla mojego skorego do przetłuszczania się skalpu, ale żeby o tym napisać potrzebuję jeszcze czasu.
- Zakwaszałam włosy co jakiś czas swoją ulubioną płukanką z kwasu mlekowego.
- Wypróbowałam olejek brzoskwiniowy z Bielendy, który niestety poza zapachem szału nie robił.
- Podcięłam końcówki o 1 cm.

Listopad zapowiada się miesiącem pod znakiem Sesy. Wygrałam w konkursie mydełko oraz olejek z tej serii i jestem wniebowzięta.
Będę sumiennie ich używała i liczę na zaskakujące efekty. Obym się nie rozczarowała tak jak po serum Babuszki.


Nie wiem kiedy się pofarbuję. Możliwe, że zaczekam z tym aż do studniówki, ponieważ sama jeszcze nie mogę się zdecydować czy dobrze mi będzie w ciemniejszych włosach...

Mam dla Was jeszcze zdjęcie moich włosów bez lampy błyskowej. Widocznie widać na nim ciemniejszą górę włosów, za którą nie przepadam:


Szkoda, że henna nie daje sobie z nią rady, bo na pewno nie rozmyślałabym nad ciemniejszymi włosami...

Postanowiłam też tak jak poprzednio nagrać krótki filmik, który moim zdaniem najlepiej obrazuje prawdziwy wygląd włosów:


Jak u Was minął październik? Byłyście zadowolone z kondycji Waszych włosów :)?

Przypominam też o konkursie, w którym możecie wygrać zestaw do keratynowego prostowania włosów.
Jeszcze nie otrzymałam żadnego zgłoszenia, więc szanse na wygraną są bardzo duże!

http://zaslepionawlosomaniactwem.blogspot.com/2013/10/konkurs-wygraj-zestaw-do-keratynowego_23.html