piątek, 31 maja 2013

(4) MSSN... dobrze wyglądające pomalowane paznokcie


Chyba każda z nas lubi mieć pomalowane paznokcie, ale nie każda ma do tej czynności cierpliwość.
Zdarzają się lakiery na tyle problematyczne, że długo schną, a na bezczynne czekanie po prostu nie mamy czasu.

Pewnie już większość odkryła zbawienne działanie szybko schnących topperów, które bardzo ułatwiają nam życie. Ja niestety przekonałam się o ich działaniu dość niedawno, ale lepiej późno niż nigdy ;).

Kiedy w moje ręce wpadł topper od Essence malowanie paznokci stało się samą przyjemnością.

W użyciu jest na prawdę prosty. Na namalowane już paznokcie (nie musimy czekać aż podeschną!)
nakładamy kropelkę lub dwie specyfiku (najlepiej pochylić rękę tak, aby spłynął wzdłuż płytki. Musi się cała pokryć, aby efekt był zadowalający) i czekamy minutę.
Po tym czasie możemy spokojnie dotknąć płytki paznokciowej bez obaw, że zrobimy na niej rysę i cały urok namalowanego paznokcia zniknie.

Pomimo tego, do czasu, aż nasze ręce znajdą się pod wodą na paznokciach zostaje delikatna, tłustawa warstewka, dzięki której widoczny jest duży połysk. Nie znika on jednak całkowicie po wymyciu rąk. Lakier wygląda estetyczniej niż zwykle przez cały czas.

Z ręką na sercu mogę polecić ten topper, ponieważ znacznie skraca cały zabieg malowania i ogranicza ryzyko zadraśnięć na świeżo pomalowanym lakierze.

Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ

środa, 29 maja 2013

Maska Biovax- Naturalne oleje


Maska została kupiona spontanicznie. Skłoniła mnie do tego promocyjna cena, ale na pewno nie będę tego żałowała. Podbiła nie tylko moje serce... ale o tym później ;)

Co oferuje nam producent:
BiovaxŸ Naturalne Oleje Argan Makadamia Kokos to swoista BioOdnowa dla włosów, dzięki którym przejdą one efektowną przemianę. Kompozycja starannie dobranych szlachetnych olejów zapewnia kompleksową rewitalizację i odmłodzenie włosów na całej ich długości.
Kuracja uwalnia naturalne piękno i energię Twoich włosów, przywracając im zmysłowy wygląd oraz utrzymując je w doskonałej formie. Bogata maseczka o aksamitnej konsystencji kryje w sobie całe dobrodziejstwo drogocennych olejów, które przeniknie do włosa w trakcie zabiegu.


Efekt na włosach:
- włosy pełne blasku, życia i energii,
- równomierne nawilżenie, wygładzona powierzchnia włosów,
- promienne, lśniące zdrowym blaskiem włosy,
- niezwykła elastyczność i sprężystość,
- zabezpieczona przed promieniowaniem UV struktura włókien.


Skład:
Aqua, Cetyl Alcohol, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Quaternium-87, Cetrimonium Chloride, Argania Spinosa Kernel Oil, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Cocos Nucifera Oil, Betaine, Acetylated Lanolin, Lawsonia Inermis Leaf Extract, Parfum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Methylisothiazolinone, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid, Triethanolamine, Hexyl Salicylate

Moja opinia:
Bardzo spodobało mi się jej opakowanie. Eleganckie pudełko, a w nim czepek oraz serum zabezpieczające końcówki (mimo pozorów wystarczyło mi na 4 razy!). Maska znajduje się w dobrze zabezpieczonym słoiczku.
Jej zapach jest łagodny i kremowy, a konsystencja taka, jaką powinna mieć każda maska- treściwa i przyjemna podczas nakładania.

Przejdźmy jednak do konkretów.
Nie obciążała moich włosów. Najlepiej sprawdzała się solo właśnie po umyciu, kiedy trzymałam ją ok. godziny pod czepkiem. Pięknie wygładzała włosy i nabłyszczała. Gliceryna wysoko w składzie dobrze je nawilżała, przez co nie puszyły się i były bardzo miłe w dotyku.
Jeśli stawiałam na nocne zaplatanie warkoczy, kolejnego dnia otrzymywałam świetnie dociążone i mięsiste fale.

Tym razem produkt nie był sprawdzany tylko na moich włosach. Nakłoniłam do testów również mojego TŻ.

Z natury ma on włosy gęste i zdrowe, chociaż krótkie, więc byłam ciekawa efektów. Po zabiegu ciężko było przestać ich dotykać. Były bardzo miękkie i dobrze się układały. Maskę nakładałam w tym wypadku również na skalp i nie zauważyliśmy wzmożonego przetłuszczania się włosów.

Podsumowują,c tym razem Biovax zebrał same pochwały nie tylko ode mnie, ale również od mojego wspaniałego asystenta :D.
Z całym sercem możemy polecić tą maskę do włosów zdrowych i nienaruszonych żadną farbą, jak i do tych, które sporo już mają za sobą.

Was również oczarowały efekty po jej zastosowaniu?

poniedziałek, 27 maja 2013

Punkt rosy, a włosy

(http://podlasienaszemiastopl.blip.pl/archive/2/2012)

Kiedy trafiłam na posty o punkcie rosy poczytałam o nim, ale szczerze mało zrozumiałam. Nie przemawiał do mnie ten temat, czułam się jeszcze ,,nie na siłach'', aby go zagłębiać i pozostawiłam.

Pewnego wilgotnego i deszczowego dnia postanowiłam wymyć włosy. W odżywianiu postawiłam klasycznie na kilka kropel gliceryny, chociaż przeczuwałam, że to może być błąd.
Podczas spłukiwania czułam, że z włosami jest coś nie tak. Były dziwnie tępe i nieprzyjemne, ale pomyślałam, że to minie.
Myliłam się.
Po wyschnięciu moje włosy były bardzo dziwne. Miałam wrażanie, że ich wierzchnia warstwa pokryta jest dziwnym filmem przypinającym gumę. Straciły blask i wisiały smętnie. Przypomniałam wówczas o punkcie rosy i postanowiłam się w końcu w nim zagłębić.

Temperatura punktu rosy lub punkt rosy – temperatura, w której, przy danym składzie gazu lub mieszaniny gazów i ustalonym ciśnieniu, może rozpocząć się proces skraplania gazu lub wybranego składnika mieszaniny gazu.

To tyle ze słownikowej teorii. Przejdźmy do praktyki, którą postaram się pokazać w jak najprostszy sposób. Zaznaczam, że nie będą to wszystkie informacje w tym temacie. Po więcej szczegółów mogę przekierować na stronę Wiedźmy.

Punkt rosy możemy wyliczyć TUTAJ. Instrukcja obsługi jest podana na stronie, a temperaturę i ciśnienie możemy wziąć z każdej lepszej ,,pogodynkowej'' strony. Otrzymany wynik porównujemy z poniższą ściągą:


Punkt rosy poniżej -9° C- bardzo sucho:
Nasze włosy potrzebują emolientów. Postawmy na oleje, aby dociążyć włosy, ale nie obciążyć. Pomoże to nam utrzymać nawilżenie. Unikajmy humektantów.

Punkt rosy od -9° C do -1° C- nadal sucho:
Nie przestajemy używać emolientów, ale nie przesadzajmy z nimi. Nadal nie używajmy humektatów.

Punkt rosy -1° C- 4° C- sucho, ale już znośnie:
Nie unikamy się emolientów, a o humektatntach decydujemy same. Mogą nam pomagać lub szkodzić, więc należy to sprawdzić, aby się przekonać.

Punkt rosy od 4° C- 16° C- optymalny zakres:
Możemy w końcu ze spokojem stosować humektanty. W tym zakresie nasze włosy najmniej się puszą i najlepiej wyglądają. Nie odmawiamy emolientom.

Punkt rosy od 16° C- 21° C- wilgotno:
Jak sama nazwa mówi wilgoci jest aż zanadto, więc humektatnty znów idą na bok. Bardziej przychylnie patrzymy na emolienty.

Punkt rosy od 21° C wzwyż- bardzo wilgotno:
Odstawiamy na bok humektanty. Nasze włosy będą się puszyły, więc raczej nic na to nie poradzimy. Nakładamy emolienty.
(Informacje brałam również z bloga Anwen
)

Pomimo naszych wyliczeń musimy uważać jaka pogoda panuje za oknem. Punkt rosy w dniu, w którym moje włosy były ,,dziwne'' wynosił 11,54° C, a więc był on optymalny. Humektat w postaci gliceryny zaszkodził, ponieważ za oknem lał deszcz, a wilgoć była niesamowita.
Nie możemy pominąć również mgieł, które również zwiększają wilgotność powietrza i sprawią, że nasze włosy zaczną wariować.

Z ważniejszych informacji na ten temat to chyba tyle, bynajmniej moim zdaniem. Znając takie podstawowe informacje na temat punktu rosy możemy spokojnie ograniczyć ilość bad hair days.

Na sam koniec krótko, jakie składniki nawilżają, a jakie natłuszczają:

Emolienty (natłuszczacze):
- oleje roślinne np. olej z avocado, oliwa z oliwek, olej ze słodkich migdałów, olej słonecznikowy, olej rycynowy, olej z pestek winogron, olej z kiełków pszenicy
- woski roślinne: olej jojoba, olej kokosowy
- oleje odzwierzęce: skwalen (Squalene)
- woski odzwierzęce: wosk pszczeli (Cera Alba, Cera Flava), lanolina (Lanolin)
- alkohole tłuszczowe (np. Cetyl Alcohol) i kwasy tłuszczowe (np. Stearic Acid)
- parafina i wazelina (Paraffinum Liquidum, Petrolatum)
- silikony

Humektanty (nawilżacze):
- żel aloesowy i sok z aloesu (Aloe Vera)
- miód i mleczko pszczele (Mel, Royal Jelly)
- żel lniany (Linum usitatissiumum)
- gliceryna (Glycerin - do kupienia w aptece; dodajemy 2-3 krople do odżywki)
- kwas hialuronowy (Hyaluronic Acid, Sodium Hyaluronate)
- mocznik w stężeniach do 10% (Urea)
- kwas mlekowy w niewielkich stężeniach (Lactic Acid)
- mleczan sodu (Sodium Lactate)
- D-panthenol
(Informację wzięte z TEGO bloga)

Mam nadzieję, że trochę przybliżyłam Wam temat punktu rosy i będzie on dla Was przydatny przy pielęgnacji włosów.

Stosujecie się do punktu rosy? A może odstraszył on Was za pierwszym razem jak mnie?

sobota, 25 maja 2013

Masaż dla skóry głowy

Każdy coś o nim słyszał, ale nie każdy go praktykuje. Ja również kiedyś unikałam tego typu zabiegu, ponieważ usprawiedliwiałam się brakiem czasu.
Pewnego razu blogi opanował szał na masażery z Biedronki. Długo nie czekałam i wysłałam swojego ukochanego z misją kupienia takiego cacka po promocyjnej cenie. Czy żałuję? Zaraz się przekonamy...

Co daje nam masaż skalpu?
- Przede wszystkim pobudza krążenie krwi i dotlenia cebulki włosów. Nietrudno się domyślić, że nasza skóra odwdzięczy się nam ,,produkcją'' baby-hairs oraz szybszym przyrostem.
- Masując pozbywamy się martwego naskórka, który blokuje dostęp substancji odżywczych do mieszków włosowych.
- Walcząc o gęstość i przyrost nie zdajemy sobie sprawy, że martwe włosy zalegające w torebkach blokują nowe. Pomoże nam w tym wszystkim oczywiście delikatne masowanie
- Odprężenie mięśni skóry głowy i zniwelowanie napięcia
- I na koniec przyjemności, czyli relaks. Pomimo pozorów masaż nie musi być wcale męczący i może dostarczać nam na prawdę porządnego odprężenia.

Czym wykonamy masaż zależy już tylko i wyłącznie od nas. Ja osobiście bardzo polecam masażer.
Na początku możemy poczuć na skórze przyjemne ciarki. Jest dla mnie najprzyjemniejszym przyrządem do wykonywania masażu.
UWAGA- Pomimo ochronnych kulek na końcach potrafi nieźle splątać włosy przy skórze głowy. Należy na niego uważać.

Pomimo tego równie dobrze sprawdzi się Tanglee Teezer (którego nie tak dawno zgubiłam na basenie, nad czy na prawdę bardzo ubolewam...) lub też jeśli nie mamy zbyt bujnego gąszczu na głowie- szczotka z naturalnego włosia (musi dotykać do skaplu).
A jeśli nie chcemy ingerencji żadnego przedmiotu i wolimy dotyk rąk to polecam delikatny masaż opuszkami placów. Ja zawsze taki stosuję, kiedy nakładam na skalp olej lub maskę.

Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć jak wygląda masaż. Najlepiej wykonywać go delikatnie i kolistymi ruchami.
Czas trwania powinien wynosić od ok. 5 do 7 minut. Będzie to wystarczająca ilość dla skóry naszej głowy, aby poczuć specyficzne mrowienie.

Nie możemy zapominać o kilku ważnych faktach podczas masowania:
- Robimy to z wyczuciem. Skalp jest wrażliwy, a włosy delikatne. Nie możemy drapać sobie namiętnie głowy lub rwać włosów.
- Bądźmy regularne. Nie możemy oczekiwać przyrostu +3cm po jednym dniu masowania. 5 min dziennie to na prawdę minimalna ilość czasu jaką musimy poświęcić.
- Masujmy cały skalp. Nie odniesiemy dużych efektów, jeśli skupimy się na jednej części naszej głowy. Cała skóra musi doznać miłego uczucia mrowienia. Nie zapominajmy o skórze koło uszu, która często zostaje pomijana.
- Przedmioty do wykonywania masażu muszą być czyste. Jeśli użyjemy do tego własnych rąk również nie mozemy zapomnieć o ich wcześniejszym wymyciu. Nie trudno się domyślić, że w innym przypadku szybko doznamy efektów ,,tłustych włosów''

U osób ze skłonnościami do szybszego przetłuszczania się skóry głowy pamiętajmy, że masaż może wzmóc wydzielanie sebum. Ja osobiście borykam się z tym problemem, ale nie zauważyłam pogłębionych efektów ubocznych co mnie bardzo cieszy.

Najlepiej jest masować zaraz po nałożeniu wcierki, maski, odżywki lub oleju, ponieważ pomożemy odżywczym składnikom szybciej i dokładniej się wchłonąć.

Teoria teorią, ale czy to działa?
Ja zauważyłam szybszy przyrost. Widać masaż służy mojej skórze głowy, ponieważ bez mierzenia widzę, że jest on całkiem imponujący. W aktualizacji podam dokładniej jak wyglądał w tym miesiącu.

Na koniec kilka nowości:


(Rosyjskie kosmetyki wraz z maską Bingo zamówiłam w sklepie www.ekopiekno.pl i otrzymałam w je w ekspresowym tempie oraz dokładnie opakowane :))

A wy, nie zapominacie o masażu skalpu ;)?
Jesteście ciekawe recenzji nowych produktów?

czwartek, 23 maja 2013

Piwo, a włosy

Nie każdy byłby tak ,,odważny'' i poświęcił ten ,,cudowny napój''  na rzeczy tak błahe jak włosy.
No cóż, łamię zasady, chociaż niektórym może po przeczytaniu tego posta łza się w oku zakręci ;).

Postanowiłam raz jeszcze wypróbować płukanki piwnej. Dawniej rozcieńczyłam je w proporcjach 1 do 1 z wodą i szczerze efektów nie zauważyłam żadnych.

Tym razem postanowiłam przelać całą zawartość do miski i odstawić aby się wygazowało, a następnie spłukałam nim włosy na sam koniec mycia i odżywiania, a następnie klasycznie pozostawiłam do naturalnego wyschnięcia.

Włosy były bardzo sztywne i niezbyt przyjemne w dotyku. Nie zauważyłam zwiększonego blasku, a wręcz mogę stwierdzić, że go ubyło.  Pasma były posklejane i miejscami sprawiały wrażenie nieumytych.
Postanowiłam je trochę ugnieść nakładając na dłoń odrobinę odżywki b/s i oto co z nich wykrzesałam:


Skręt jakiś jest, ale nie przypomina żadnego arcydzieła. Włosy nadal posklejane i bardzo sztywne przez cukier zawarty w piwie (w moim przypadku był to Carlsberg).

Zapewne większość z Was zastanawia się co z zapachem. Zaraz po spłukaniu czuć było ode mnie typowym ,,miłym panem spod sklepu'', ale kiedy użyłam odżywki b/s woń powoli się ulatniała. Za to kolejnego dnia...
Nie wiem jak pachnie zwietrzałe piwo, ale u mnie to było coś okropnego. Moje włosy śmierdziały takim... mokrym i niezbyt czystym psem. Sama już nie wiem jak to opisać. Nie mogłam znieść tego dłużej i je wymyłam.

Jeśli kolejnym razem zdecyduję się na taką płukankę na pewno sięgnę po inny przepis i rozcieńczę piwo z innymi produktami.

U niektórych dziewczyn piwo nabłyszcza włosy, ale nie w moim wypadku. Nie mogę jednak na nie do końca narzekać.
Ładnie utrwala fryzury. Można go również używać do robienia loków: Maczamy rękę w piwie, a następnie na placu nakręcamy włosy tworząc lok i przypinamy lub rozpuszczamy i zostawiamy lekko skręcone pasmo. W taki sposób możemy otrzymać nieinwazyjnie utrwaloną fryzurę.

Próbowałyście takiej płukanki na włosy? Jak się sprawdziła w waszym przypadku?

wtorek, 21 maja 2013

Denko (2)

Nadszedł ten dzień, w którym to pokażę Wam co udało mi się zużyć. Tym razem o jeden więcej produkt niż poprzednio... szaleję :D.


1. Saszetka maski malinowej Marion- Jej recenzję znajdziecie TUTAJ
2. Szampon Babydream- moje drugie opakowanie. Dobrze zmywał oleje, nie podrażniał, nie przyspieszał przetłuszczania. Podczas mycia miałam wrażenie, że moje włosy są bardziej gęste. Nadszedł jednak czas, abym dała szansę innym delikatnym szamponom.
3. Odżywka Nivea Long Repair- Kiedy chciałam wyprostować włosy na szczotce zazwyczaj ją wtedy wybierałam, ponieważ były wtedy najlepsze efekty. Włosy błyszczące i gładkie, można je było macać i macać :).
4. Tabletki z Biedronki Vitalsss- były dodane do masażera. Zużyłam, ale nie zauważyłam żadnych pozytywnych, ani negatywnych efektów.
5. Henna do brwi Delia- Lubię nią farbować brwi. Nie muszę używać jakiś czas kredki do ich podkreślania.
6. Henna Khadi czerwona- Efekty jak zazwyczaj zadowalające. Na pewno będę do niej wracać.
7. Odżywka Gliss Kur Oil Nutritive- Kupiłam z ciekawości do wypróbowania. Nie otrzymałam aż tak dobrego wygładzenia jak w wypadku Long Repair. Szału nie było, więc się raczej na nią nie zdecyduję.
8. Lakier do włosów Schwarzkopf- Tego typu produktów używam na prawdę sporadycznie. Nie sklejał włosów, pachniał malinami i całkiem dobrze utrwalał.
9. Olejek Amla Gold- Recenzja

Nadal stawiam na wykorzystywanie produktów jakie mam teraz. Mam nadzieję, że będzie mi szło coraz lepiej.
Jutro jadę do Super Pharmu i postawiłam sobie na celowaniu szampon Equilibra. Jak myślicie, będę z niego zadowolona?

niedziela, 19 maja 2013

Moja włosowa historia

Zacznijmy ode mnie jako małej dziewczynki. Miałam włosy cieniutkie, ale w miarę proste. Był to taki średni brąz.
Mama wiecznie je upinała, ponieważ jako dziecko nie przepadałam za chodzeniem w rozpuszczonych włosach. W wieku 9 lat chodziłam zazwyczaj w warkoczu, który sięgał pasa i kończył się cieniuteńkim ,,mysim ogonkiem''.
Nie zwracałam uwagi na moją czuprynkę. Myłam ją (o zgrozo) rzadko. Czasem potrafiłam nie myć włosów nawet tydzień! Nie przeszkadzało mi to, ponieważ zazwyczaj związywałam je w kucyk i przypinałam odstające włoski milionami spinek.

W wieku 13 lat postanowiłam podciąć włosy i to drastycznie. Skróciłam je za namowami do ramion i zdecydowałam się na grzywkę.
Moje włosy zaczęły się falować i tym samym puszyć. Sterczały w każdym kierunku, a ja nadal używałam TYLKO szamponu ze sklepowej półki. Zaczęło się codzienne mycie grzywki, która szybko się przetłuszczała i za nic nie chciała się układać przez wicherek na środku (ścięta na prosto).

Starałam się utrzymać długość włosów. Nie farbowałam ich i tym samym nie dbałam. Nadal nosiłam je związane w ciasny kucyk, ponieważ nie mogłam ich w żaden sposób okiełznać.

(2009)

Postanowiłam pofarbować włosy i ponownie je skróciłam. Postanowiłam, że użyję czekoladowego brązu.

(2010)

Poszła również w ruch ,,kochana'' prostownica. Od tej pory się z nią nie rozstawałam (nadal sam szampon w pielęgnacji włosów). Stawały się coraz bardziej suche i praktycznie wcale nie chciały rosnąć. Łamały się i były bardzo szorstkie w dotyku. Moje końcówki wołały o pomstę do nieba.

Włosy zaczęłam prostować praktycznie codziennie. Delikatne odgniecenia były nie do przeżycia, więc drugiego dnia rano (myłam włosy co drugi dzień) dostawały porcję parzącego zabiegu. Rodzina zaczęła zwracać mi uwagę, że końce moich włosów wyglądają na prawdę źle, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Kupiłam jedną zwykłą odżywkę napakowaną silikonami oraz szampon i nadal robiłam swoje.

(2011)

Rok 2012 był przełomowy. Jadąc na wakacje zapomniałam zabrać ze sobą prostownicy. Byłam zrozpaczona. Nie mogłam znieść siebie w napuszonych włosach. Nie pomagało samo podkręcanie na szczotce, ponieważ po 10 minutach wracały do poprzedniego stanu. Pocieszałam się myślą, że tu gdzie jestem nikt mnie nie zna i poddałam się. pofarbowałam włosy rudą farbą, ale oczywiście osiągnęłam porządny efekt, czyli jasny kasztan.
Włosy były suche i zniszczone, a po 2 miesiącach przestały być w tak tragicznym stanie jak na początku. Pamiętam, że stosowałam wówczas odżywkę z Dove, które trochę uratowała moje włosy. Nadal nie przestawałam korzystać z suszarki. Postanowiłam zacząć hodować grzywkę.

(2012- koniec sierpnia. Tutaj po prostowaniu na gorącym powietrzu suszarki. Wyglądały już lepiej)

Kiedy wróciłam do domu natrafiłam na blog Idalii oraz Anwen. Zachwyciłam się ich włosami i postanowiłam zacząć dbać o swoje. Łudziłam się, że kiedy trochę poużywam olejów i zmienię pielęgnacje moje włosy staną się tak piękną i lśniącą taflą jak na blogu pierwszej Pani.
(2012- wrzesień)

Nie rezygnowałam z suszarki. Oczywiście postanowiłam hodować włosy. Stosowałam wiele produktów na raz. Co mycie używałam innego oleju, więc kompletnie nie wiedziałam co mi służy, a co nie.

Pofarbowałam włosy henną. Zaczęłam ograniczać ilość stosowanych produktów i dokładniej się im przyglądać. Moje włosy były w coraz lepszej kondycji, ale nadal zawzięcie suszyłam prostując je na szczotce.


 
(2012- grudzień)
Im dalej szłam w pielęgnacji, tym bardziej zaczęłam przywykać do swoich fal. Zrezygnowałam z suszarki, skupiłam się na składach i pielęgnacji o moje fale. Próbowałam różnych metod stylizacji.


(2013- marzec)
Wiem, że przede mną daleka droga, ale nie mam zamiaru się poddawać. Pielęgnacja włosów to moja pasja, która przynosi pozytywne efekty. Ogromną podporą są również moje czytelniczki, dzięki którym zawdzięczam sporą motywacją do tego co robię. Dziękuję Wam! :)

sobota, 18 maja 2013

Prostowanie

Wybaczcie, że przez te 2 dni nie odwiedzałam waszych blogów, ani nie dawałam żadnych oznak życia.
Organizowałam swoje urodziny, więc nie miałam zbytnio czasu.
Na pewno będę starała się nadrobić swoje zaległości :)

Dzisiaj będzie krótko, ale w następnym poście zamierzam dodać swoją włosową historię, ponieważ w komentarzach pisałyście, że Was interesuje.

Wyprostowałam włosy. Pomyślałam, że raz na rok można popełnić tą zbrodnię, ale i tak czułam się okropnie.
Kiedy trzymałam rozgrzaną prostownicę czułam się jak kat, ale oczywiście nie poddawałam ich długim męczarniom.
Moim włosom nie stała się większa krzywda. Na końcówkach nie widać zmian (przed tym porządnie je nawilżyłam).

Oto jak się prezentowały























 Lubię siebie w prostych włosach, ale fale też mają coś w sobie :).

środa, 15 maja 2013

Henna po chemii oraz naturalnie

Ostatnio włosy malowałam farbą chemiczną już spory czas temu, przez co na mojej głowie widać spore odrosty. Widać? No ale ja przecież traktuję je henną...





Fale wydają się napuszone, ale poniżej poniżej zdjęcie obrazujące, że tak na prawdę nie jest aż tak źle :). Dzisiaj pierwszy raz od długiego czasu w świetle dziennym. Można dobrze zauważyć ciemniejszą górę.

Myślę, że ciemne kolory pokryłyby całą długość jednolitą barwą, ale ja nie chcę takiego efektu. Nie czuję się dobrze w chłodnych odcieniach, więc pozostanę przy swoim ,,ombre''.
Przy głowie włosy w świetle mają delikatny, czerwonawy połysk, zaś na długości, która była niegdyś traktowana farbami chemicznymi da się zauważyć miedziane refleksy.

Kupując Hennę musimy mieć na uwadze, że nie jest to typowa farba drogeryjna, która bezproblemowo załatwi nasz problem z odrostami. Jeśli decydujemy się na jasne kolory musimy mieć na uwadze, że na naszych włosach może się pojawić taki efekt jak u mnie.

Tutaj już dokładnie widać różnicę koloru. Te 2  fale po lewej stronie to jest właśnie grzywka. W porównaniu do odrostu jest znacznie jaśniejsza.

Moje naturalne włosy mają kolor ciemnego brązu, więc zamiast miedzi wychodzi na nich brąz z lekkimi, czerwonymi refleksami.

Dla mnie nie przeszkadza efekt takiego przejścia. Nie mam zamiaru wybierać ciemniejszych odcieni, bo po prostu nie czuję się w nich dobrze. Tym bardziej nie zdecyduję się na chemiczne farby, ponieważ zwyczajnie szkoda mi pracy włożonej w pielęgnację moich włosów.

Zastanawiam się jednak nad farbą Color&Soin. Musze więcej poczytać na jej temat.

Jakie są Wasze odczucia po farbowaniu henną?
Jesteście ciekawe mojej włosowej historii ;)?

poniedziałek, 13 maja 2013

Puch i przesusz, czyli malinowa maseczka z Mariona



Do jej kupna zachęciło mnie wiele pozytywnych opinii. Ładnie nabłyszcza włosy, wygładza... to mnie od razu przekonało. Kiedy zobaczyłam saszetkę w pobliskim sklepiku od razu chwyciłam ją do ręki i pobiegłam do domu, aby wypróbować na włosach.

Co oferuje nam producent:
Maseczka o świeżym zapachu malin, zawiera wysoko skoncentrowane składniki aktywne, które wnikają głęboko we włosy, zapewniając skuteczność działania już po 1 minucie od nałożenia. Nature therapy to wyjątkowa kombinacja natury i nowoczesnej technologii dla naturalnie zdrowych włosów.
Bez parabenów, SLES i SLS. Wyjątkowa formuła zawiera:

Ocet z malin- zamyka łuski włosów, zakwaszając je, dzięki czemu włosy łatwiej się rozczesują i są bardziej odporne na łamanie. Nadaje włosom piękny połysk i przywraca miękkość.
Koktajl owocowy- normalizuje warstwę rogową skóry, uaktywnia metabolizm białek niezbędnych do budowy włosów, działa nawilżająco i wygładzająco.


Skład:
Aqua, cetyl alcohol, cetearyl alcolol (and) ceteareth-20, cetrimonium chloride, polyquaternium-70 (and) dipropylenie glycol, isopropyl myristate, trimethylsilylamodimethicone (and) C11-15 pareth-5 (and) C11-15 pareth-9, dicapryl carbonate, prunus amygdalus dulcis (sweet almond) oil, acetum, prunus armeniaca fruit extract, prunus persica fruit extract, pyrus malus fruit extract, polysorbate 80, propylene glycol, rubus idaeus fruit extract, cyclopenthasiloxane (and) dimethiconol, amodimethicone, guar hydroxypropyltrimonium chloride, quaternium -91 (and) cetrimonium methosulfate (and) cetearyl alcohol, hydrolyzed rice protein, parfum, steareth-21, steareth-2, phenoxyethanol (and) ethylhexylglycerin, methylisothiazolinone, citric acid, triethanolamine, CI 16255


Moja opinia:

Producent zapewnia, że maseczki wystarczy na 2-krotne użycie. Guzik prawda! Za pierwszym razem nałożyłam jej mało, bo widziałam, że saszetka ilością nie grzeszy, a chciałam ją wypróbować na dwa sposoby.

Pierwszą próbą było pozostawienie maseczki na minutę jak zaleca producent. Podczas zmywania myślałam, że moje włosy będą gładkie, ale jak wyschły...
Były suche i puszące się. Pierwszy raz od dawnego czasu miałam tak szorstkie i sztywne włosy (już po hennie było lepiej!), co jest na prawdę ogromnym niewypałem. Czułam się, jakbym katowała je farbą minimum co tydzień.

Postanowiłam dać jej drugą szansę, ale tym razem jedynie na połowie włosów (bo oczywiście więcej jej nie było). Tym razem leżała na mojej głowie 40 minut pod ciepłym kompresem.
Było tak samo. Byłam już pewna, że to jej wina.
Cóż za niewypał- pomyślałam i spektakularnie wyrzuciłam do kosza (po chwili już się w nim grzebałam, bo przypomniałam, że przecież prowadzę posty o denku... ;p).

Zapach jest oczywiście malinowy tak samo jak w przypadku spray'u, ale jest zdecydowanie chemiczny i sztuczny.
Konsystencja jest jak najbardziej przyjemna, a kolor jest oczywiście malinowy jak sama nazwa wskazuje.

Nie jest to zdecydowanie produkt dla mnie. Wielu dziewczynom się spodobał, ale u mnie na przekór kompletnie się nie sprawdził. Nigdy go nie kupię, ponieważ sprawiał, że na głowie zamiast miękkich fali miałam sterczące we wszystkie strony świata siano.


Miałyście tą maseczkę? Może warto kupić jej arganową siostrę?

sobota, 11 maja 2013

(3) MSSN... stylizowanie fal


Długo nie mogłam znaleźć odpowiedniej fryzury dla siebie, przy której nie musiałabym męczyć włosów suszarką lub prostownicą.
Po samoistnym wyschnięciu zawsze są bardziej napuszone i nie układają się tak jak powinny.

Myślę, że nie tylko ja borykam się z takim problemem. Po nocy w ślimaczku moje włosy również do najładniejszych nie należą, ale znalazłam sposób, który potrafi okiełznać nieposłuszne fale.

Są to warkoczyki! Kiedy włosy po umyciu podeschną rozczesuję je drewnianym grzebieniem i wcieram odżywkę b/s (w moim wypadku Joanna z miodem), a następnie zaplatam włosy w jeden lub dwa warkocze dobierane.

(Ja staram się brać pasma jak najbliżej czoła, ponieważ zależy mi, aby włosy nie falowały się np. od połowy głowy. Jeśli wolicie taki efekt polecam zwykły warkocz).

Po całej nocy rozplatam delikatnie splot i oto co otrzymuję:

(Tutaj po 2 warkoczach dobieranych. Moja ulubiona opcja)

Im więcej warkoczy na głowie tym drobniejsze fale rzecz jasna :).
Polecam gorąco ten sposób dziewczynom o falowanych włosach, które lubią się puszyć i są nieposłuszne.

Taki splot pozwala na otrzymanie ładnej fryzury bez ingerencji stylizatorów.

A co z zabezpieczaniem?
Podczas dnia nie zabezpieczam ich niczym. U mnie fale nie prostują się i potrafią wytrwać przez dwa dni. (Można je oczywiście zabezpieczać drogeryjnymi produktami np. lakierem, ale ja unikam takich rzeczy. Szkoda mi włosów)
Jeśli kładziemy się spać i związujemy włosy najlepszym rozwiązaniem będzie ponowne zaplecenie warkoczy lub też skręcenie na czubku głowy delikatnego koczka- ślimaczka.

Zaznaczam, że od momentu rozpuszczenia warkocza włosów nie czeszemy! W moim wypadku fale napuszają się i cały urok znika (oczywiście u Was może być inaczej, więc warto kiedyś spróbować).
Jeśli już na prawdę chcemy delikatnie je rozdzielić proponuję przeczesanie ich grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami lub po prostu palcami.

Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ

czwartek, 9 maja 2013

Podsumowanie miesiąca: kwiecień

Kwiecień był mieszanym miesiącem. Jednym razem włosy pięknie się falowały i kompletnie nie puszyły, drugim po kilku godzinach stawały się proste i napuszone.
Miałam z nimi trochę kłopotów, ale za to wynagrodziły mi to wszystko przyrostem!

W tym miesiącu wyniósł on... AŻ 3 cm! Mierzyłam dokładnie i za każdym razem wynik był ten sam. Nie wierzyłam własnym oczom.
Pasemko kontrolne miało 46 cm, mogę powiedzieć, że w tym miesiącu włosy rosły jak na drożdżach :)

Na zdjęciu porównawczym nie widać niestety przyrostu. Nowego aparatu jeszcze nie mam, ale wydaje mi się, że na dniach się u mnie pojawi. Wtedy myślę, że opanuję to cale zamieszanie i będę wstawiała zdjęcia prawdziwie porównawcze.


Nie mam wcale ciemniejszych włosów. Jest to oczywiście kwestia oświetlenia. Można zauważyć lekkie zmniejszenie puszenia. Włosy wyglądają na bardziej nawilżone.

Co używałam w tym miesiącu:
- Piłam siemię lniane. Z początkiem maja zakończyłam 3-miesięczną kurację. Na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę, ale póki co robię przerwę.
- Zakończyłam łykanie skrzypu polnego na rzecz tabletek z Biedronki, które były dołączone do masażera.
- Zaczęłam regularnie masować skalp masażerem. Jestem bardzo zadowolona, że przyniosło to dobre skutki. Po przyroście widać, że moja skóra głowy lubi takie chwile relaksu.
- Poszła w ruch wcierka Jantar, która również w bardzo dużym stopniu przyczyniła się do przyrostu. Pojawiło się mnóstwo baby hairs, które rosną w zastraszającym tempie.
- Zaczęłam kurację z olejkiem Green Pharmancy z czerwoną papryczką. Nie wypowiem się na jego temat, ponieważ to dopiero początki. Mam wrażenie, że olejek nie jest wydajny i zacznę go stosować tylko na skalp.
- Pofarbowałam włosy henną Khadi. Nabrały klasycznie pięknego blasku oraz refleksów pojawiających się w słońcu. Odrosty są jednak nadal widocznie ciemniejsze.

Pod koniec kwietnia podcięłam również końcówki. Nie była to zastraszająca ilość, bo do ok. 1cm. Nie mam z nimi problemu, nie rozdwajają się bardzo, więc nie widziałam potrzeby większych ingerencji nożyczek.

Zaskoczeniem miesiąca okazał się balsam na kwiatowym propolisie, który ,,nabrał mocy''. O tym pisałam już tutaj.

W maju odpoczywam od suplementów. Dokończę tabletki z Biedronki i daję organizmowi odpocząć. Zamierzam nadal regularnie masować skalp i wcierać Jantar oraz nakładać olejek stymulujący porost włosów z GP.

Jak dla Was minął kwiecień? Miałyście problemy z waszymi włosami?

wtorek, 7 maja 2013

A jednak... zakupy

Wiem, że mam zakupowy ban. Wiem również, że nie powinnam już odwiedzać sklepów, ale dzisiaj była wyjątkowa okazja.
Na co dzień nie mam dostępu do takich sklepów jak Douglas, Super Pharm lub Yves Rocher (w tym ostatnim bardzo kusiły mnie dwie maski do włosów, ale powstrzymałam się. Kupię je następnym razem :D).

Oto co dzisiaj znalazło się w moim koszyku:


1. Nowa maska od Biovax'a (zapowiada się świetnie!)
2. Pomadka nawilżająca od Yves Rocher
3. Topper od Essence (nie mam cierpliwości do lakierów, które długo schną)
4. Gumka hair cuff (już od dawna mi się marzyła)
5. Lakier Sally Hansen (prezent od mamy. Już za pierwszą warstwą widzę świetne krycie!)
6. Peeling kawowy z Joanny (wypróbowany. Świetny zdzierak)

Nie są to jakieś wielkie zakupy, ale muszę się ograniczać. Póki co mam spore zapasy i muszę je wykorzystać.

Kolejny post będzie podsumowaniem kwietnia. Nie mogę się doczekać, aby napisać Wam o swoim przyroście!

Co byście powiedziały na to, abym od czasu do czasu dodawała posty ,,niewłosowe''? Chodzi mi o recenzje np. produktów do ciała lub lakierów :)?

niedziela, 5 maja 2013

Coś z niczego, czyli dociążająca maska domowa

Jak postanowiłam tak też zrobiłam. Po hennie moje włosy potrzebowały porządnego nawilżenia.
Kiedy udałam się po rzeczy potrzebne do mojej maski do włosów okazało się... że nie mam praktycznie nic!

Zabrakło miodu, kapsułek z witaminą A+E. Nawet skończyły się nasionka lnu, które praktycznie zawsze mam w domu. Nie mieszkam w mieście, więc zaopatrzyć się w nic nie mogłam. Postanowiłam zrobić maskę z tego co mam.

Na talerzyk nalałam Ruskiej Bani Babuszki Agafii (tyle, ile potrzeba mi na włosy, ok. 2 duże łyżki lub 2,5). Dodałam tam łyżeczkę oleju z bawełny, kilka kropel olejku eterycznego lawendowego oraz gliceryny. Na koniec dodałam pół łyżeczki oleju lnianego i nałożyłam to wszystko na włosy pod czepek na 40 min (czas naglił, musiałam się spieszyć).

Włosy wymyłam szamponem Eubiona (nie ma SLS ani SLES w składzie!), a następnie nałożyłam na nie odżywkę z hibiskusową z Alverde i pozostawiłam ją na ok. 6 min.

Niestety byłam zmuszona wysuszyć włosy, ponieważ bardzo się spieszyłam. Wtarłam w końcówki serum z Joanny, a w długość wmasowałam kilka kropli specyfiku z Frizz-Ease i wymodelowałam lekko na szczotce. Na koniec klasycznie użyłam odżywki b/s Joanny miód i cytryna.

Kiedy już suszyłam włosy, czułam, że są dociążone, ale nie przeciążone (uwaga, osoby z cienkimi włosami mogłyby odczuć obciążenie). Były mięsiste i ,,napite'' maską. Miałam wrażenie, że nie potrzebują już nic więcej, aby dobrze wyglądać.

Włosy szybko wracają do siebie! Są już w miarę miękkie i zniknął ziołowy zapach henny (dla mnie nie przeszkadza, ale drażni otoczenie...).

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z maski, którą sama przyrządziłam. Dociążyła mi włosy i bardzo dobrze nawilżyła. Po hennowym przesuszu praktycznie nie ma już prawie śladu, a moje włosy błyszczą się i zbierają same pozytywne komplementy.

Lubicie tworzyć własne maski? Macie jakichś domowych faworytów?

piątek, 3 maja 2013

Henna i plan nawilżania

Miałam już spore odrosty, więc postanowiłam ponownie pofarbować włosy henną. Jestem oczywiście zadowolona z koloru.

Przyrządziłam ją identycznie jak za pierwszym razem opisanym TUTAJ. Był tylko jeden problem... Zapomniałam wymyć włosów przed całym zabiegiem! Całe szczęście nic się nie stało, podczas zmywania henny z włosów w skalp wmasowałam odrobinę Babydream'a. Kolor nie uległ zmianie, jest jak podczas poprzedniego farbowania.

Mam nadzieję, że ta gafa nie będzie miała wpływu na trwałość barwnika...

Efekt:


Włosy znowu pięknie się błyszczą. Na zdjęciu są w lekkim nieładzie, ale wstawiłam je dlatego, że najlepiej oddaje ich kolor.
Uwielbiam uczucie większej objętości włosów po hennie!

Są lekko szorstkie w dotyku (efekt wysuszenia po ziołowej farbie), więc postanowiłam, że kiedy je wymyję (tak jak należy min. 48 godzin od przefarbowania) zastosuję jedną z nawilżających maseczek. Chcę jak najszybciej odzyskać swoje mięciutkie włosy!

(Pomysły na maseczki wzięte są oczywiście z blogów innych dziewczyn. Z chęcią umieściłabym tutaj ich strony, ale niestety mam same przepisy. Co ciekawsze zapisywałam dawniej, ale niestety nie pomyślałam nawet, aby napisać czyjego są autorstwa...)

1. Odżywcza
3 żółtka

1,5 łyżki oleju kokosowego

1,5 łyżki oleju migdałowego

1 łyżeczka oleju rycynowego

3 łyżki miodu

1 łyżka soku z cytryny

2. Lniana
1/3 szklanki żelu lnianego
łyżka oleju lnianego
2 kapsułki (1200mg) lecytyny (z apteki)
łyżeczka miodu / soku z aloesu (wtedy mniej żelu lnianego)
łyżka maski Bingo z masłem shea
(pomysł Czarownicującej)


3. Mleczna
1 żółtko
0,5 łyżeczki oliwy z oliwek
mniej niż 0,5 łyżeczki olejku rycynowego
kilka łyżek mleka 

4. Miodowa
2 żółtka

pół cytryny
pół szklanki oliwy z oliwek
2 duże łyżki miodu

5. Z awokado i bananem
awokado
1 łyżka majonezu
banan


To tylko kilka przykładów maseczek, które nawilżą nasze włosy.
Zawsze możemy eksperymentować i mieszać własne składniki w dowolnych ilościach.

Jakie są wasze hity w ratowaniu suchych włosów?

środa, 1 maja 2013

(2) MSSN... mocne paznokcie


Chyba każda z nas chce mieć twarde i zadbane paznokcie. Niestety, nie zawsze jest to możliwe. Rozdwajanie się i łamanie to chyba największa zmora kobiet.

Z natury moje pazurki nie są twarde, ani mocne. Nie mają tendencji do rozdwajania się, ale szybko się łamią.

Znalazłam produkt, dzięki któremu rosną jak na drożdżach oraz są nie do złamania!

Jest to poczciwy skrzyp polny Labovital, który kupuję w Rossmanie. Pokazałam go w TYM poście. Kosztuje ok. 12 zł, więc cena nie jest duża. Należy brać 2 tabletki dziennie.
Już po tygodniu w moim wypadku widać efekty. Paznokcie rosną o wiele szybciej, są widocznie twardsze i mocniejsze.

Aby odratować pazurki wystarczy dla mnie jedno opakowanie. Nie muszę już bardzo na nie uważać, ponieważ nie tak łatwo się zginają.

Szczerze polecam ten suplement. Stosowałam wiele odżywek i innych tabletek, które miały na celu wzmocnienie paznokci.
Żaden z tych produktów nie przynosił aż tak spektakularnych efektów w tak krótkim czasie.

Na pewno niejednokrotnie będę wracała do skrzypu polnego w celu wzmocnienia paznokci. Jest to mój zdecydowany hit w tej dziedzinie.

Miałyście już te tabletki? Jak się u Was spisały?

Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ