wtorek, 30 lipca 2013

Denko (4)

Czerwiec był miesiącem pod znakiem nowości i wielu odlewek, więc weź tu denkuj swoje starsze kosmetyki... ;D

  

1. Żel-krem do mycia twarzy  wysuszał twarzy po myciu, ale jak dla mnie zdecydowanie za lekki. Nadaje się dla wrażliwców, ale moja cera wymaga czegoś odrobinę bardziej oczyszczającego i matującego. Nie kupię ponownie.

2. Familijna odżywka do włosów Sante- Recenzja tutaj. Szału nie robiła. Jest wiele innych i lepszych produktów. Nie kupię ponownie.

3. Żel pod prysznic Johnson's z zieloną herbatą i bergamotką- cytrusowy i orzeźwiający zapach. Nie wysuszał skóry i dobrze oczyszczał. Ze względu na zapach Może kupię ponownie.

4. Szampon z henną i aloesem Eubiona-
Recenzję znajdziecie tutaj Był delikatny, ale i zarazem ładnie oczyszczał. Może kupię ponownie.


5. Odżywka nordic birch conditioner Urtekram- Recenzja tutaj. Pomimo gliceryny wysoko w składzie bardzo obciążała włosy. Nie kupię ponownie.

6. Tabletki drożdżowe Lewitan- Również już o nich pisałam tutaj Gdybym miała problemy z cerą na pewno bym do nich wróciła, ale całe szczęście Nie kupię ponownie.

7.  Maska drożdżowa Babuszki Agafii- Nie będę jej osądzać po jednym opakowaniu, ponieważ na skalp nie nakładałam jej regularnie. Na włosach się nie sprawdziła, ale na skórze głowy była świetna. Kupię ponownie i do końca poznam jej działanie.

8. Wcierka Jantar- Wspomniałam o niej w tym poście. Dzięki niej na mojej głowie pojawił się busz małych baby hairs. Kupię ponownie.

9, 10. Próbki balsamów do ciała Love me Green- Obie otrzymałam od Marioli. Pięknie pachną, ale znam ich cenę i nie sądzę, żebym się na nie skusiła w pełnowymiarowych wersjach... Nie kupię ponownie.

11. Przeciwtrądzikowa maseczka Dermaglin- Zapachem nie zachwycała, ale ładnie oczyszczała skórę i matowiła na dłuższy czas. Była baardzo wydajna. Kupię ponownie.

12. Lotion do ciała Palmer's- Próbkę otrzymałam na spotkaniu bloggerek. Nie będę się dłużej rozwodziła nad jego zapachem, bo dla mnie jest cudowny. Mogłabym go wąchać i wąchać. Po jego zastosowaniu skóra była miękka na długi czas, a zapach utrzymywał się na bardzo długo... Kupię ponownie. 

13. Maseczka Pell- off Efektima- Otrzymałam ją od Efektimy. Fajnie się nakłada, a jeszcze lepiej zdziera z twarzy. Niestety na tym koniec plusów. Nie robiła z cerą praktycznie nic. Aby dobrze się zdzierała należy nałożyć jej grubszą warstwę... Nie kupię ponownie. 

14. Próbka kremu nagietkowego od Sylveco- Zdecydowanie za tłusty dla mnie. Na skórze pozostawiał przez cały czas film. Obecnie testuję lżejszą wersję rokitnikową. Do tej nie wrócę... Nie kupię ponownie. 

Oto całe moje denko. Widzę, że idzie mi coraz to lepiej!

A jak Wasze zużywanie?
 

niedziela, 28 lipca 2013

Moje największe włosowe grzechy


Czasami, kiedy pomyślę o ,,pielęgnacji'' swoich włosów jeszcze półtora roku temu włos mi się jeży na głowie. Był to istny koszmar przepełniony silikonami i piekłem w otchłaniach prostownicy.

Co było moimi najgorszymi grzechami? Oto i one:

1. Prostowanie- To było chyba najgorsze co mogłam im zrobić. Końcówki były w opłakanym stanie i dzieliły się na 4 części. Od połowy długości włosy były niczym siano sterczące na wszystkie strony, a ja ,,ujarzmiałam je'' codziennym dawkom niesamowitych temperatur.

2. Silikonowe szampony- Była to podstawa mojej pielęgnacji. Im lepsza reklama w telewizji, tym szybciej szampon lądował u mnie na półce. Zawsze borykałam się z przyklapniętymi i złudnie ,,wygładzonymi'' chwilowo włosami.
Z odżywkami silikonowymi nie mam aż tak na pieńku, ponieważ od czasu do czasu moje włosy lubią takie otulanie ,,płaszczykiem'', ale oczywiście z umiarem.

3. Suszenie gorącym nawiewem- Nie wyobrażałam sobie mycia głowy bez użycia suszarki i podkręcania włosów na szczotce. Bez tego całego zabiegu były oklapnięte i niesforne, ale to przecież nie dziwne, kiedy ,,tak bardzo dbałam'' o ich kondycję...

4. Chodzenie zimą bez czapki i z włosami wystawionymi poza kurtką- No bo jak ja je mogę schować, przecież zaraz się pogną i w ogóle to brzydko wygląda...
Szkoda, że nie zwracałam wtedy uwagi jak bardzo je niszczę z takim tokiem rozumowania...

Ale kiedy zaczęłam swoją przygodę z pielęgnacją również nie byłam taka święta...

1. U niej się sprawdziło, to i u mnie też!- Nie patrzyłam jakiej porowatości są włosy np. Eve. Widziałam, że są gładkie i byłam pewna, że jeśli będę stosowała takie produkty jak ona na pewno osiągnę identyczne rezultaty... No cóż..

2. Wszystko naraz- W jednym czasie w moim posiadaniu pojawiły się 3 różne oleje. Stosowałam je na przemian co mycie i tym sposobem niestety nadal nie mam pojęcia jak który działał.
Nie mogę sobie wybaczyć tak zmarnowanego olejku Sesa...

3. Szybkie rozczarowania, kiedy kosmetyk się nie sprawdził- U pięknowłosej się sprawdził, a u mnie nie? Coś jest z moim włosami nie tak i ogólnie jakieś głupie są!
Nieważne, że moje włosy kochają glicerynę, a mojej inspiracji nie, ale przecież moje muszą być identyczne jak jej...

4. Nienawidzę struktury swoich włosów- Zawsze byłam fanką prostych tafli na głowie. Marzyłam o gładkich i lśniących włosach, które  nawet po nocnym warkoczu w przeciągu kilku chwil potrafią się wyprostować.
Dopiero później zaczęłam akceptować swoje włosy takie, jakimi są!


Teraz już położyłam kres swoim błędom, ale nadal nie prowadzę idealnej pielęgnacji. Cały czas szukam odpowiednich kosmetyków i poznaję półprodukty, które najbardziej służą moim włosom.
Polubiłam fale oraz objętość jaką dzięki nim zyskują i dążę do celu pięknych i długich pasm.

A jakie były Wasze największe dolegliwości włosowe? :)

piątek, 26 lipca 2013

KONKURS! Pierwsze rozdanie kosmetyczne u Michasi

Dzięki spotkaniu bloggerek otrzymałam wiele kosmetyków, którymi chciałabym się podzielić z Wami, dlatego postanowiłam zorganizować pierwsze rozdanie kosmetyczne na moim blogu.
Co tu dużo mówić, oto szczegóły :):


Do wygrania są:
- Próbka szamponu Equilibra
- Krem ochronny Bielenda
- Szampon dodający objętości Balea
- Krem BB Hean
- Dwie próbki balsamu do ust Tisane
- Dwie próbki balsamu do panokci 25
- Puder Virtual
- Dwa lakiery od Eveline
- Cień do powiek Virtual
- Kredka do oczu zielona od Eveline
- Pomadka do ust Hean
- Pomadka ochronna od Sylveco



Regulamin:
1. Organizatorką konkursu jest właścicielka bloga www.zaslepionawlosomaniactwem.blogspot.com.
Kosmetyki, które rozdaję otrzymałam od firm: Equilibra, Bielenda, Rimmel, Hean, Herba Studio, Virtual, Sylveco, Eveline
2. Konkurs trwa od dziś, do 26.08- równo miesiąc do północy.
3. Mogą w nim wziąć udział wszyscy obserwatorzy mojego bloga, którzy mieszkają na terenie Polski.
4. Na kontakt od zwycięzcy czekam 4 dni. Po upływie czasu losuję kolejną osobę.
5. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone w przeciągu tygodnia od jego zakończenia.
6. Zgłoszenia po terminie nie będą brane pod uwagę.
7. Zamieszczając komentarz zawierający zgłoszenie do rozdania uczestnik wyraża zgodę na akceptację niniejszego regulaminu oraz na przetwarzanie swoich danych osobowych zgodnie z Ustawą o Ochronie Danych Osobowych (Dz.U.Nr 133 pozycja 883).
8. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 roku Nr 4 poz. 27 z późniejszymi zmianami).

Aby wziąć udział w konkursie obowiązkowo należy być obserwatorem mojego bloga
Za dodatkowe losy można:
-  dodać banner o moim konkursie (+2 losy)
- dodać mojego bloga do blogrolla (+1 los)
- dodać notkę z informacją o moim konkursie (+3 losy)

Zgłoszenie:
1. Obserwuję jako:
2. Banner TAK/NIE (link):
3. Blogroll TAK/NIE (link):
4. Notka TAK/NIE (link):

Życzę powodzenia i zapraszam!

środa, 24 lipca 2013

Proteinowa maska, czyli inne wykorzystanie odżywki białkowej


Ostatnio zaniedbałam proteiny, które moje włosy bardzo lubią. Dawno laminowałam je żelatyną, czego bardzo żałuję, ale wpadłam na inny pomysł.
Ostatnio miałam dostęp do odżywki białkowej (czekoladowej...mmm ten zapach ;D) i postanowiłam ją wykorzystać w dość odmienny sposób.

Na blogu Anwen miałam okazję przeczytać o proteinowej masce właśnie z dodatkiem tego białka. Czemu by nie spróbować na swoich włosach?

Składniki:
2 łyżeczki oleju (ja dodałam migdałowego Alverde)
2 łyżeczki odżywki białkowej (popytajcie swoich mężczyzn, możliwe, że posiadają u siebie takie specyfiki :))
I na koniec dolałam ,,na oko'' Ruskiej Bani Babuszki Agafii (myślę, że tak ok. 2 łyżek stołowych)

Ze względu na olej byłam zmuszona nałożyć maskę przed myciem. Aby lepiej się nakładała, we włosy wmasowałam odżywkę b/s Joanny z miodem i cytryną.
Mieszankę nałożyłam na długość włosów i pozostawiłam na godzinę pod czepkiem.
Włosy były sztywne prawie jak po żelatynie.

Po upływie czasu wymyłam je szamponem Love2Mix z papryczką chilli (ma okazję go testować dzięki Marioli ;*) i pozostawiłam do naturalnego wyschnięcia. Podczas zmywania nie czułam ,,poślizgu'' jak po balsamach i miałam wrażenie, że moje włosy będą się jednak puszyły i staną się suche...
Nic bardziej mylnego!
Kiedy tylko podeschły Zauważyłam jak ładnie się prostują. Pasma stały się  miękkie, wygładzone i błyszczące oraz zaczęły się bardzo dobrze układać.


Wywnioskowałam, że muszę swoim włosom częściej dostarczać dawkę protein, bo po ich zastosowaniu są widocznie zadowolone :)

Taka bomba proteinowa może być dobrą alternatywą dla wegetarianek lub osób, które odpycha zapach żelatyny.
Ja osobiście polecam, ponieważ bardzo dobrze spisała się na moich włosach i na pewno jeszcze niejednokrotnie będę do niej wracać.

Próbowałyście maseczek z wykorzystaniem odżywek białkowych?

poniedziałek, 22 lipca 2013

I Spotkanie bloggerek kosmetycznych na podlasiu


Ten weekend był bardzo intensywny. Nie miałam czasu swobodnie poprzeglądać blogi i napisać coś więcej od siebie.
Soboty na pewno nie będę żałowała. Ten dzień spędziłam ze wspaniałym bloggerskim towarzystwem.
Pierwszy raz brałam udział w takim spotkaniu, ale mam nadzieję, że nie ostatni!

W spotkaniu uczestniczyło 9 dziewczyn, a głównymi dowodzącymi wydarzenia były Ola i Magda :)

Oto blogi dziewczyn:
http://five-star-girl.blogspot.com/ -Martyna
http://swiatmlecznejczekolady.blogspot.com/ - Sylwia
http://swiat-blanki.blogspot.com/ - Magda
http://buka123.blogspot.com/ - Maria
http://moj-kosmetyczny-punkt-widzenia.blogspot.com/ - Ewa
http://panidomunazakupach.blogspot.com/
- Ola
http://cosmeticsmyaddiction.blogspot.com/ - Justyna
http://mm-world-of-women.blogspot.com
- Magda 2 :D

Samo dotarcie było dla mnie małym kłopotem. Mieszkam 60 km za Białymstokiem, a więc musiałam jechać autobusem. Na szczęście w dotarciu z dworca do SixtySix pomogła mi Martyna z którą dobrnęłyśmy na miejsce.

Zastałyśmy tam dwie krzątające się organizatorki, a z czasem dotarła również reszta dziewczyn.
Po zamówieniu jedzenia i przywitaniu się nadszedł czas na pierwszych gości.




Przybyli do nas przedstawiciele firmy Gold Water Blue i opowiedzieli nam o ich preparatach rozwiązujących problemy skórne, których dzięki ich kosmetykom nie będziemy musieli dłużej ukrywać.

Kiedy zjadłyśmy nasze specjały miałyśmy przyjemność zapoznać się z produktami firmy Palmers




Większości z nas kojarzyć się mogą z kosmetykami wyłącznie dla kobiet w ciąży, ale to oczywiście mylne poglądy.




Mogłyśmy wysmarowywać się pięknie pachnącymi kosmetykami. Dla mnie do gustu najbardziej przypadła seria z masłem shea, których zapachy mnie zauroczyły.
Każda z nas dostała również pełnowymiarowy produkt, który wcześniej mogła sobie wybrać z oferty sklepu.



W moje ręce trafiła oliwka do ciała, którą również zapewne testować będę na włosach.

Kiedy całe byłyśmy już w kremach pojawił się niezapowiedziany gość, jakim była Pani od Aromanti. Firma sprawiła nam wielką radość tą niezapowiedzianą wizytą.
Opowiedziała nam o zapachach jakie produkują, w tym o świecach, które mogą się palić nawet 400 godzin.
W ramach upominku w naszych rękach znalazły się wybrane zapachy wraz z saszetkami.

Chciałam zostać jeszcze dłużej, ale niestety musiałam już jechać do domu ze względu na jazdy...
Ku mojemu zdziwieniu dostałam ogromny karton z prezentami, który wraz z Olą i pewnym miłym panem zaniosłam do jej samochodu.
Była tak kochana i odwiozła mnie na autobus. Sama na pewno nie dałabym rady dotrzeć na dworzec wraz z moim mega pudłem ;D.

Do domu wróciłam obładowana, ale szczęśliwa. Oto co otrzymałam, chociaż i tak brakuje tu kilku saszetek, których już oczywiście użyłam oraz bransoletek:



Chciałabym podziękować wszystkim firmom, które sprawiły mi tak ogromną radość, a były to:


ABC-URODA (Facebook)QUIZDELECTAELLA DEPILACJA CUKROWABATH & BODY WORKS, HERBA STUDIOEQUILIBRABY DZIUBEKABIAŁY JELEŃTENEX (Gerovital, Facebook),  RIMMEL, CELIKO, PRZYPINKA.PL (zdjęcia naszych przypinek), BARWAE-ZEBRA (Facebook), BIOAREA,  SYLVECOJOANNAŚWIT PHARMAAPIS, BARBERS.PLBIELENDAGOLD WATER BLUE (Facebook1,Facebook2), PALMERS (Facebook), MIRACULUM (VIRTUAL) (Facebook),  NATAJKA (zdjęcia naszych bransoletek),  FIGURA (Facebook), LAGENKO (Facebook), MIRALEX (GEHWOL),  EVELINE (Facebook),  BIO BEAUTY (Facebook),  EFEKTIMA,  PAESE (Facebook), RUEBER (Facebook),DAFI (Facebook), MARIZA (Facebook), PANDORA (Facebook), WHOHEAN (Facebook), AROMANTI (Facebook), AROMA GROUP (Facebook)


Oraz przede wszystkim dziewczynom, bez których to spotkanie nie miałoby sensu! :)

sobota, 20 lipca 2013

Krótko i na temat

Dzisiaj nie zdążyłam nawet dodać posta, ale czuję się usprawiedliwiona.
Dlaczego byłam aż na tyle zabiegana, żeby nic nie napisać?

(przepraszam za pana czosnka w rogu, ale nie chciałam go ruszać, jeśli tak spokojnie sobie leżał ;D)

I po rozpakowaniu:

Mówią Wam coś te zapasy?
Tak moje drogie, dzisiaj byłam na wspaniałym spotkaniu kosmetycznych bloggerek podlaskich.
Już za niedługo opowieść o świetnie spędzonym dniu w przemiłym towarzystwie.

Jesteście ciekawe :)?

czwartek, 18 lipca 2013

Mój ulubieniec, czyli balsam tybetański Planeta Organica


Co oferuje nam producent:
Tysiące zwolenników wschodniej medycyny odwiedza magiczny Tybet, aby poznać tajemnice tybetańskich mnichów. Tworząc recepturę balsamu kierowaliśmy się dawną tybetańską metodyką pielęgnacji włosów z udziałem ręcznie zbieranych ziół.
Składniki aktywne:
- aktywne składniki 9 tybetańskich ziół - odnawiają białkową strukturę, sprzyjając podwyższeniu aktywności brodawek włosowych. W wyniku takiego działania podwyższa się aktywność mieszków włosowych, co przyspiesza wzrost włosów oraz polepsza ich strukturę na całej długości. Zioła tybetańskie odżywią i nawilżą włosy, zwiększą ich objętość i gęstość,
- organiczny olej z białego imbiru - intensywnie odżywia włosy i skórę głowy, ułatwia ich rozczesywanie,
- nieśmiertelnik - zawiera witaminy C i K, goryczki i garbniki, karoten. Ma działanie przeciwzapalne i przeciwbakteryjne, tonizuje skórę głowy. 



Skład:
Aqua with infusions of: Organic Zingiber Officinale (Ginger) Root Oil, Organic Helichrysum Arenarium Extract, Leontopodium Alpinum Flower/Leaf Extract, Thermopsis Alpine Extract, Origanum Majorana Leaf Extract, Pimpinella Anisum (Anise) Seed Extract, Eugenia Caryophyllus (Clove) Seed Extract, Crocus Sativus Flower Extract, Curcuma Longa Root Extract, Solidago Virgaurea (Goldenrod) Extract; Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum

Opakowanie:
Moje ulubione. Dzięki praktyczniej pompce możemy wycisnąć taką ilość odżywki, jaką potrzebujemy. Poręczne, ale twarde.


Konsystencja i zapach:
Nie spływa z rąk, ale pod wpływem ciepła bardzo łatwo da się ją rozprowadzić. Mogę powiedzieć, że jest ona idealna. Zapach to już kwestia gustu. Ja lubię nuty kadzidłowe, a w tym balsamie właśnie je wyczuwam.
Pozostaje na włosach nawet po zmyciu, co w moim wypadku jest plusem.

Moja opinia:
Miałam już wiele odżywek i balsamów. Różnie to z nimi bywało. Jedne moje włosy lubiły, inne nie, albo tolerowały je lub odrzucały zależnie od humoru.
Inaczej jest z tym balsamem. Za każdym razem sprawdza się tak samo, czyli świetnie!
Bardzo nawilża moje włosy i idealnie dociąża. Są po jego użyciu miękkie i bardzo błyszczące. Układają się dobrze zarówno wtedy jak mają ochotę być falami, ale też i prostymi.
Po jego użyciu mogę swobodnie pożegnać się z puszeniem się :)
Ze wszystkich użytych do tej pory odżywek jest to zdecydowanie mój ulubieniec i na pewno będę do niego wracać.
Zachwycił mnie swoim działaniem, więc na pewno będę skłonna przetestować jego braci z tej serii.

Lubicie balsamy z Planety? Miałyście tybetański?

wtorek, 16 lipca 2013

(7) MSSN... Bezinwazyjne rozczesywanie skołtunionych włosów.


Moje włosy nie mają tendencji do zbijania się lub plątania, ale po całym dniu lub po masowaniu skalpu masażerem są na prawdę ciężkie do rozczesania.
Próbowałam je wówczas rozdzielać na wiele sposobów, ale za każdym razem widziałam na szczotce sporą ilość wyrwanych włosów, a sam zabieg trwał trochę czasu, zanim udało mi się rozwiązać małe supełki na ich końcach.

O swoim garnizonie przeznaczonym do czesania włosów pisałam już w tym poście, ale żaden z ,,żołnierzy'' solo nie radzi sobie tak dobrze z moimi włosami jak pewno połączenie:


Jest to szczotka z naturalnego włosia oraz Tangle Teezer. Będę im wierna przez cały czas, ponieważ z takim duetem bez problemu rozczeszę nawet największy busz na głowie.

Na pierwszy ogień idzie szczotka. Delikatnie gładzę nią najpierw końcówki, a potem całą długość włosów. Początkowo zewnętrzną ich warstwę, a następnie wewnętrzną (tą od strony szyi i uszu dla jasności ;)).
Nie rozczesuje ona do końca włosów, ale pozwala mi się uporać z ich bardziej dostępnymi partiami.

Z resztą pomaga mi już TT. Kołtun jest już mniejszy i lepiej się rozczesuje. Podobnie jak szczotką czeszę najpierw końce, a następnie idę coraz wyżej.

W taki oto prosty sposób ograniczam wyrywanie włosów podczas czesania do minimum. Jeśli na koniec chcę dodatkowo je wygładzić raz jeszcze przesuwam po nich szczotką, która ładnie je ujarzmia i jak na moje oko delikatnie nabłyszcza.

Macie jakiś swój sprawdzony sposób na  rozczesywanie włosów?

Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ

piątek, 12 lipca 2013

Trochę drożdży, czyli tabletki Lewitan

Próbowałam skrzypu, CP, ale drożdży jeszcze moje włosy od wewnątrz nie zaznały. Postanowiłam sprawdzić, czy to może właśnie ich potrzebują do szybszego przyrostu.


Co oferuje nam producent:
Preparat Lewitan jest polecany w stanach ogólnego zmęczenia, wyczerpania, jako pobudzający mechanizmy obronne organizmu oraz problemów ze skórą, wypadaniem włosów i łamliwością paznokci.

Skład:
Drożdże piwowarskie i stearynian magnezu

Moja opinia:
Łykałam 3 razy dziennie po 2 tabletki i taka dawka wystarczała mi na cały miesiąc. Unikałam jedynie ich zapachu, ponieważ nie należał do moich ulubionych ;).
Przede wszystkim oczekiwałam od niego szybszego wzrostu włosów lub ograniczenia wypadania, ale w tej kwestii niestety się rozczarowałam.
Nie zmienił również stanu paznokci. Ani trochę nie przyspieszył się ich wzrost (już nie porównując do ,,wystrzału'' po skrzypie polnym) oraz nie stały się twardsze i mocniejsze.

Można by powiedzieć, że Lewitan nie zrobił nic, ale jednak była jednak w miarę istotna sprawa, w której się obronił.
Świetnie wpływał na moją cerę. Nie mam większych problemów z wypryskami, ale oczywiście od czasu do czasu się u mnie zdarzają. Tabletki szybko likwidowały zaczerwienienia i zapobiegały powstawaniu kolejnych niespodzianek.
Twarz była po nich gładka i promienna.

Jak widać mój organizm nie ma większego zapotrzebowania na witaminę B. Muszę dążyć w innym kierunku, aby sprawdzić co najlepiej przypadnie do gustu moim włosom.

Testowałyście Lewitan'a? Jak zadziałał u Was?

PS. Pochwalę się moją wygraną w konkursie Anety. Jestem bardzo zadowolona z paczuszki!

środa, 10 lipca 2013

Podsumowanie miesiąca: czerwiec

W tym miesiącu nie miałam zbytnio czasu na pielęgnację włosów. Lekko zaniedbywałam olejowanie, ale nie zapominałam o tabletkach drożdżowych Lewitan oraz kończeniu wcierki Jantar.
Wczoraj po zmierzeniu włosów nie byłam zbytnio zadowolona...

  

 Ich długość wynosi  47cm. Myślę, że po podcięciu końcówek ubyło mi 2 cm, więc włosy przez cały miesiąc urosły tylko 1 cm...
Dodam również, że w tym miesiącu wypadały mi w sporych ilościach. Nie wiem czym to było spowodowane, ale myślę, że po prostu musiały przejść taki okres.
Pomimo małego przyrostu czuję, że są w coraz lepszej kondycji. Są zdecydowanie bardziej miękkie i gładkie w dotyku. Końce po podcięciu również nie są już takie sztywne.
Jestem zachwycona stanem moich odrostów. Są niesamowicie miękkie i ujarzmione. Widać, jak dawne prostowanie zniszczyło ich długość...

Co używałam w tym miesiącu:
- Skończyłam łykać tabletki Lewitan. Poświęcę dla nich osobną recenzję już za niedługo.
- W końcu zużyłam wcierkę Jantar. Jego recenzje znajdziecie tutaj.
- Masowałam skalp masażerem, chociaż przyznam się, że nie było to regularne...
- Powoli dobiega końca mój olejek od GP z czerwoną papryczką. On również nie gościł regularnie na moim skalpie.
- Dzisiaj użyłam peelingu do skóry mojej głowy.
- Znalazłam swoją najprawdopodobniej najlepszą płukankę z kwasem mlekowym
- Stworzyłam własną nawilżającą mgiełkę na włosy i twarz.
- Przekonałam się o negatywnym na moje włosy działaniu płukanki z kwiatów lipy

Myślę, że ten miesiąc będzie odpoczynkiem wcierek. Dam swojej głowie odpocząć od codziennego wcierania w nią jakiegoś specyfiku.
Zamierzam zacząć pić skrzypokrzywę oraz rozważam opcję zaprzestania farbowania włosów.

Dodam, że już za niedługo wybieram się na spotkanie podlaskich bloggerek, więc już nie mogę się doczekać.

A Wy, dopieszczałyście swoje włosy w czerwcu, czy również nie miałyście na to czasu?

poniedziałek, 8 lipca 2013

Spray regenerujący włosy Marion


Zacznijmy od tego, że miało tutaj nie być jego recenzji, ale zmusiło mnie do niej jego kontrowersyjne działanie. Dlaczego takie? Zaraz o tym napiszę.

Co oferuje nam producent:
Zanieczyszczone powietrze, stres  mogą powodować utratę koloru i matowienie Twoich włosów, dlatego Nature therapy stworzona została, aby przywrócić włosom blask, siłę i elastyczność.  Spray o świeżym zapachu malin regeneruje włosy od wewnątrz i wygładza.

Skład:
Aqua, Cetrimonium Chloride, Glycerin,  Polyquaternium-70 (and) Dipropylene Glycol, Propylene Glycol,
Coceth-7 (and) PPG-1-PEG-9 Lauryl  Glycol Ether (and) PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Rubus Idaeus Fruit Extract, Acetum,  Prunus Armeniaca Fruit Extract,  Prunus Persica Fruit Extract, Pyrus Malus Fruit Extract,  Polysorbate 80, Phenoxyethanol (and) Ethylhexylglycerin,  PEG-12 Dimethicone, Parfum, Methylizothiazolinone, Cl 16255, Cl 16185.


Opakowanie:
Przyjemny atomizer. Nie psuje się i można go wykorzystać ponownie po zużyciu płynu.

Konsystencja i zapach:

Po wydostaniu się z opakowania produkt przekształca się w delikatną mgiełkę o cudownym malinowym zapachu. Jest on może nieco chemiczny, ale dla mnie to nie przeszkadza. Na ,,mój nos'' pachnie na prawdę ładnie.

Moja opinia:
Spray nie robi z moimi włosami nic. Nie nabłyszcza ich, nie ułatwia rozczesywania, a co dopiero mówić o regeneracji... O wygładzeniu też nie było mowy. Stosowałam go jedynie jako perfumy do włosów, ponieważ jego zapach utrzymywał się na nich dość długo. W moim wypadku tyle z niego było korzyści
ALE....
Kilka dni temu wpadł w ręce mojego TŻ ze względu na zapach. Byliśmy oboje akurat świeżo po basenie, więc rzecz jasna nasze włosy nie wyglądały najlepiej, ale skupmy się w tym momencie na nim.
Jego krótkie, choć gęste włosy były szorstkie po chlorze i nie były skłonne do jakiegokolwiek modelowania. Zmieniło się to jednak diametralnie, kiedy popryskał je tą mgiełką.
Stały się błyszczące, miękkie jak po masce z Biovaxa i bez problemu można je było ułożyć. Klamka zapadła, spray leci w jego ręce ;D

Moje długie i farbowane włosy na niego nie reagowały, zaś jego krótkie i nietknięte żadną farbą- pokochały.

Trudno powiedzieć jak go oceniam. Z jednej strony ze względu na jego niewielką cenę zawsze można go wypróbować, a w razie niepowodzenia wykorzystywać jak ja- jako perfumy do włosów.

Testowałyście malinową serię od firmy Marion?

Chciałabym również dodać, że dzisiaj otrzymałam wymiankową przesyłkę od Mariolki. Po otwarciu moim oczom ukazały się m. in. odlewki szamponów z Love2Mix, maska łopianowa, olejowy Gliss Kur, olejek palmowy i kaktusowy oraz inne cudowności. Bardzo się ucieszyłam i na pewno Wam coś jeszcze o nich napiszę.
Dziękuję Ci kochana, sprawiłaś mi na prawdę wiele radości! :*

sobota, 6 lipca 2013

Płukanka z kwiatów lipy

(www.ekomiodek.pl)
Ile ja się o niej dobrego naczytałam... Chodziła za mną już od kilku dni i w końcu postanowiłam ją przyrządzić.
Rozochociłam się jej nawilżającym działaniem, czego nie mogłam oczekiwać od innych płukanek ziołowych.
Liczyłam, że moje włosy będą pełne blasku, miękkie i dociążone.

Na podwórku udałam się pod swoje lipki i co się okazało? Lekko się spóźniłam, bo już przekwitały...
Udało mi się jednak znaleźć garść świeżych kwiatków.
Zagotowałam pół litra wody i zalałam je, a następnie odstawiłam na 15 min, aby się zaparzyły.
Gotowy roztwór przecedziłam i odstawiłam do wystygnięcia

W tym czasie wymyłam włosy i nałożyłam na nie odżywkę Sante na kilka minut.
Kiedy płukanka już wystygła polałam nią czyste już włosy. Podczas tej czynności czułam, że są już jakieś dziwne w dotyku, ale pomyślałam, że to chwilowy efekt.

Byłam zmuszone je trochę podsuszyć, ponieważ czas naglił. Kiedy dotykałam ich rękoma czułam, że są pokryte dziwną warstewką. Nie można było powiedzieć, że jest tłusta, ale pozostawała na dłoniach.

Włosy szybko zaczęły się strączkować i wyglądały na obciążone.:


Skręt się rozluźnił, a pasma pozlepiały. Cały czas czuć było na nich dziwną warstwę...

Nie jest to zdecydowanie płukanka dla mnie. Włosy faktycznie się nie puszą, ale są pozlepiane i lekko obciążone.
Nie pozostało mi nic innego jak zawiązanie warkocza lub upięcie koczka... ;)

Miałyście do czynienia z taką płukanką? Jak efekty?

czwartek, 4 lipca 2013

Orzeźwiająca mgiełka domowej roboty chroniąca przed promieniowaniem UV


Puste opakowanie po mgiełce Radical, która nie zrobiła z moimi włosami nic, a jedynie wysuszyła stało sobie spokojnie w kącie i czekało, aż jakiś pomysł wpadnie do mojej głowy.

Pomyślałam, że czas stworzyć mgiełkę z tego co mam w domu, która będzie chroniła przed gorącymi promieniami słonecznymi oraz w razie potrzeby odpowiednio odświeżała.
Nie mam wielu półproduktów, a jeśli już to tylko takie, które dostanę w okolicy (czyli bardzo niewiele), ale i tak zabrałam się do roboty.

Składniki:
50 ml zielonej herbaty (możemy użyć również białej)
2 krople olejku Alverde migdałowego
(może być oczywiście dowolny, który lubią wasze włosy)
2,5 ml gliceryny
3 krople olejku lawendowego
(lub jakiegokolwiek innego. Jeśli mamy chęć na orzeźwiającą pomarańczę- proszę bardzo)

Prawda, że niewiele? Wszystkie składniki na pewno dostaniemy bez większych poszukiwań.

A teraz kilka słów o tym, jak ją przyrządziłam:
Do kubka wsypałam łyżeczkę zielonej herbaty (lub jeśli posiadacie zapakowaną- jeden woreczek) i zalałam gorącą wodą.
(UWAGA- zielona herbata nie lubi wrzątku! Po zagotowaniu odstawmy na chwilę wodę, aby lekko ostygła i dopiero wtedy ją zalewajmy).
Ostudziłam ją, a następnie walałam do atomizera i zmieszałam z innymi składnikami.
Gotową mieszankę odstawiłam do lodówki.

Najlepiej, kiedy będziemy sporządzać mniejsze ilości mgiełki, ponieważ powinniśmy ją zużyć w przeciągu ok. 7-10 dni. Nie dodajemy tam konserwantów, więc im szybciej ją zdenkujemy tym lepiej.

Działanie:
Herbata zawiera polifenole, które pomagają walczyć z promieniami UV, a więc mgiełka jest idealna na lato.
Dodatkowo ma w sobie L-teaninę, która pozwala się zrelaksować.

Mgiełkę stosuję zarówno na twarz jak i włosy. Nie jest ona oblepiająca, a jej chłodne drobinki doskonale nawilżają (dzięki glicerynie) i odświeżają twarz pozostawiając dokoła piękny zapach (olejek eteryczny).
Nie byłabym sobą, gdybym nie wypróbowała jej również na włosy.
Nie są po niej obciążone, ale za to pięknie pachną. Pomimo ochrony przed promieniami możemy jej stosować jako nieszkodliwe perfumy dla włosów :).

Na pewno będę jej wierna przez cały letni okres, ponieważ bardzo polubiłam jej zapach, który utrzymuje się na włosach, zimne kropelki, jakimi zrasza moją twarz, a przede wszystkim nawilżenie.

Robicie jakieś domowej roboty mgiełki na lato?

wtorek, 2 lipca 2013

Płukanka z kwasem mlekowym 30%

(bingospa24.pl)

Odkąd wygrałam ze sklepu Ekopiekno  kwas mlekowy od BingoSpa trochę się go bałam i odstawiłam testy na czas późniejszy.

Ostatnio coraz częściej wokół niego krążę i pomyślałam, że to już czas, aby poddać się działaniu tego produktu.

Na pierwszy ogień poszły oczywiście włosy.

Nie mogłam nigdzie znaleźć odpowiedniego przepisu na jego zastosowanie na nie, więc postawiłam na samą siebie. Postanowiłam zrobić płukankę zakwaszającą.

Nie będę ukrywać, że się jej bałam. Kwas można przedawkować. Naczytałam się o tym na blogach, w których dziewczyny przyrządzały toniki do twarzy, ale nie poddałam się.

Do miski wlałam 400 ml wody i z papierkiem lakmusowym w ręku zaczęłam dolewać kwasu.
W sumie użyłam 8 kropli i zamieszałam, a następnie zastosowałam do ostatniego płukania.

Przedtem wymyłam włosy szamponem Love2Mix, a następnie nałożyłam na nie balsam tybetański (sprawdzone połączenie, po którym wiem jak wyglądają moje włosy).

Płukanką polałam włosy tylko na długości. Obawiałam się jak na nią zareaguje skalp, który akurat gubi włosy w większych ilościach :(.

Zawinęłam głowę w bawełnianą koszulkę na 10 min, a następnie zaczęłam delikatnie rozczesywać pasma palcami. Już wtedy widziałam, że idzie mi to jak po maśle. Włosy były gładkie i bez żadnej trudności można je było rozczesać.

(W między czasie poprosiłam swoją mamę, aby podcięła mi delikatnie końce. Tym razem było to już porządne podcięcie. Poszedł 1 cm, ale jestem zadowolona. Włosy od razu wyglądają lepiej i zdrowiej.)

Po wyschnięciu nie mogłam przestać ich dotykać. Były nieziemsko gładkie, miękkie i błyszczące.
Chyba jeszcze nigdy nie osiągnęłam takiego efektu. Po puchu ślad zaginął, a na jego miejsce weszło mega wygładzenie.

Ta płukanka to mój hit. Będę na pewno do niej wracać, ponieważ efekty są w moim wypadku powalające.
Włosy wyglądają o wiele zdrowiej i przede wszystkim lepiej się prezentują.
Są odpowiednio dociążone i czuć, że są ,,cięższe'', a nie fruwają dokoła głowy.

Kwasu mlekowego będę używała jeszcze do sporządzania toników oczyszczających i na pewno napiszę Wam jak się sprawdził.

Używałyście tego kwasu? Skusicie się na taką płukankę?