sobota, 31 sierpnia 2013

Podsumowanie miesiąca: sierpień

Jestem z siebie dumna, ponieważ zahamowałam nadmierne wypadanie. Jestem pewna, że stało się to dzięki mojej domowej wcierce, o której jeszcze dokładniej napiszę za niedługo.

W tym miesiącu postawiłam na przyrost oraz hamowanie wypadania. Zdjęcie porównawcze, niestety z innej perspektywy, ponieważ zawsze wtedy, kiedy włosy były ,,wyjściowe'' nie było koło mnie żadnego fotografa :D


Czy podrosły? Pasemko kontrolne ma 48 cm... Nie jest to wielki wynik, ale przynajmniej ruszyło z miejsca.
Pomimo tego moje włosy są już w coraz lepszym stanie. Nie są męczone upalnym Słońcem, przez co są zdecydowanie gładsze i mniej się puszą.

Co używałam w tym miesiącu:
- Wcierałam sumiennie co mycie olejek musztardowy.
- Piłam skrzypokrzywę (1 kubek dziennie).
- Raczyłam codziennie skalp swoją domową wcierką.
- Co mycie olejowałam włosy, ponieważ chciałam je odratować po upalnym przesuszu.
- Przetestowałam na nich oliwkę nawilżającą Palmer's.
- Przekonałam się o negatywnym wpływie na moje włosy odżywki Lavera.
- Walczyłam ze skrętem, co uwieczniłam w poprzednich postach..
- Pofarbowałam włosy Henną.

We wrześniu zamierzam nakładać na skalp olejek Khadi na porost włosów. Mam nadzieję, że spisze się dobrze, a obietnice producenta zostaną wykonane.
Zaczynam również test- nie będę zostawiała włosów do samoistnego wyschnięcia. Będę suszyła je suszarką, ale uwaga!- chłodnym nawiewem.

Dopiero dzisiaj dowiedziałam się o dniu bloga, więc życzę Wam- posiadaczkom blogów jak i również sobie dużo pomysłów na nowe posty oraz jak najwięcej przyjemności przy ich pisaniu!

 
A jak wyglądała Wasza sierpniowa pielęgnacja?

czwartek, 29 sierpnia 2013

Denko (5)


1. Pasta do zębów z solą Welenda- Dobrze czyściła dzięki drobinkom soli himalajskiej, ale jak dla mnie miała okropny, słony smak. Nie pozostawiała świeżego oddechu w buzi, a wręcz odwrotnie... Nie kupię ponownie.

2. Maska Ruska Bania miód i leśne jagody Babuszki Agafii- recenzja tutaj. Szału nie robiła, ale pachniała świetnie. Mimo wszystko Nie kupię ponownie.

3. Odlewka szamponu Love2Mix z papryczką chilli- Dzięki Marioli mogłam go testować przez cały miesiąc. Zapach był dziwny, lekko czekoladowy, ale nie przypadł mi zbytnio do gustu. Dobrze mył, ale nie robił aż takiego efektu wow jak mój z pszenicą. Nie zauważyłam, aby pobudził wzrost włosów. Nie kupię ponownie.

4. Dwufazowy micel z Nivea- Bardzo wydajny. Dobrze zmywał nawet wodoodporny makijaż. Nie podrażniał i nie szczypał w oczy. Pozostawiał jedynie czasami delikatny tłusty film. Jedynym minusem były szybko rozdzielające się warstwy po zmieszaniu... Może kupię ponownie.

5. Familijny krem do rąk Sante- Pomimo swojego rozmiaru wystarczył mi na spory czas. Miał typowy zapach jak dla tej firmy- ,,ekologiczny'' i lekko owocowy. Nie sądzę, że będę chciała jednak po niego wracać do Niemiec... Nie kupię ponownie.

6. Żel pod prysznic Felice Azzurra- Pachniał bardzo specyficzne i za żadne skarby na świecie nie mogłabym opisać tej woni. Jest świeża i co najlepsze długo utrzymywała się na ciele! Nie wysuszał skóry i dobrze mył, więc co tu chcieć więcej. Jeśli będę miała okazję to Kupię ponownie.

7. Balsam do ciała antycellulitowy Eveline 4D- Dawał świetne uczucie chłodzenia w upalne dni. Był moim niezbędnikiem, który przynosił dużo ulgi, ale czy kupię go ponownie tylko z tego powodu? Nie ,,poskromił'' cellulitu, ale w to nie wierzyłam. Delikatnie napinał skórę, ale nie był to żaden efekt ,,wow''. Nie kupię ponownie.

8. Peeling kawowy Joanna- Bardzo dobrze zdzierał i pomimo swojej wielkości mogłam się nim cieszyć długi czas. Pozostawiał skórę miękką i gładką. Zapach typowo cięższy, więc myślę, że będzie towarzyszył mi w chłodniejsze dni. Póki co zaopatrzyłam się w bardziej owocowe nuty zapachowe również z tej serii. Kupię ponownie.

9. Henna Khadi- Zaczekałam aż palące promienie słoneczne zejdą z nieba i pofarbowałam włosy. Znów mogłam się cieszyć pięknym połyskiem i ładnym kolorem. Kupię ponownie.

10. Olejek łopianowy z czerwoną papryczką Green Phramancy- Nie przyspieszył wzrostu włosów, a nawet miałam wrażenie, że przyczynił się do wzmożonego wypadania. Na długości szału nie robił i wydajnością nie grzeszył. Kuszą mnie jednak jego inni bracia z tej serii. Tego jednak Nie kupię ponownie.

11. Szklany pilnik- Dlaczego zaliczyłam go do denka? Bo był to prawdziwy bubel! Kupiłam go w małym sklepiku w galerii. Już po pierwszym piłowaniu paznokci zaczęła schodzić chropowata jego część, a pozostało gładkie szkło... Nie kupię ponownie.

12. Szampon Bielenda z glinką Ghassoul Powitanie z Afryką-
Dostałam go od Marioli i bardzo przypadł mi do gustu, więc kupiłam już kolejną jego saszetkę. Świetnie unosił włosy u nasady i miałam wrażenie, że przedłużał ich świeżość. Jego zapach również był całkiem przyjemny. Kupię ponownie.

13. Maseczka oczyszczająca Efektima- Sprawdzała się całkiem dobrze. Ładnie oczyszczała buzię pozostawiając ją na długo matową. Zwężała pory i nie ściągała. Bardzo się z nią polubiłam i przy okazji na pewno Kupię ponownie.

14. Próbka (x3) kremu No 02 Gold Water Blue- Wystarczyły mi na prawdę spory czas. Smarowałam na bliznę pooperacyjną na ręku i liczyłam na jej lekkie rozjaśnienie. Niestety nie doczekałam się żadnych efektów. Po ugryzieniach owadów lekko zmniejszały opuchliznę i łagodziła swędzenie. Zapachem niestety nie grzeszyły, a wręcz odrzucały. Nie kupię ponownie.

15. Maseczka nawilżająca Efektima-
Miała piękny, owocowo- tropikalny zapach i konsystencję jogurtu. W jeden upalny dzień podrażniła moją skórę pozostawiając po sobie czerwone ślady (a mam na prawdę mało wrażliwą cerę). Od tej pory nie robiła nic złego, ale szału też nie było. Oczyszczała, ale nie pozostawiała takiego matu jak jej oczyszczająca siostra. Nie kupię ponownie.

16. Oliwka terapeutyczna do ciała Palmer's- Pachnie identycznie jak moja oliwka. Podobno ma działać terapeutycznie na rozstępy, ale po próbce nie mogę przecież wyciągnąć żadnych wniosków. Dobrze się rozsmarowywała i pozostawiała na skórze piękny zapach. Kusi mnie bardziej balsam na rozstępy, więc Nie kupię ponownie.

17. Mascara Big& Beautifull Astor-
Ładnie rozdzielała rzęsy i sprawiała, że wizualnie było ich więcej. Nie kruszyła się, ale też znacznie nie pogrubiała lub wydłużała- Nie kupię ponownie.

18. Eyliner Manhattan-
Na początku sprawdzał się bardzo dobrze, ale później zaczął bardzo trafić na intensywności... Nie zużyłam do końca, chociaż aplikacja była całkiem przyjemna. Nie kupię ponownie.

Zainteresowało Was coś?

wtorek, 27 sierpnia 2013

Wyniki rozdania!

Losy sumiennie liczyłam każdego dnia, więc mogę już dziś ogłosić jakże oczekiwane (prawda :D?) wyniki!

Byłam na prawdę mile zaskoczona tak dużą liczbą zgłoszeń. Najwidoczniej trafiłam w Wasz gust z nagrodami, ale o to przecież chodzi!

Nie przedłużając... oto szczęśliwiec, którego wylosowała maszyna!:



Wielkie gratulacje! Mam nadzieję, że będziesz zadowolona z nagród :)
Proszę o wysłanie pod tą notką swojego adresu e-mail, żeby nie było żadnych nieporozumień, a następnie podanie swojego adresu zamieszkania na adres michasiamini444@gmail.com.

Wszystkim uczestniczkom dziękuję za udział i zapewniam, że to nie jest pierwszy i ostatni konkurs!

niedziela, 25 sierpnia 2013

Walka ze skrętem: Rulony

Kolejny raz wypróbowałam metody kręcenia loków bez ciepła. Tym razem również do ich wykonania nie potrzebowałam żadnych akcesoriów.

Żeby nie wprowadzać większego zamieszania ze zdjęciami instruktażowymi wrzucę filmik, na którym dokładnie widać jak należy robić krok po kroku ,,zawijasy'' :)



Sposób jest  na prawdę i nawet takie beztalencie jak ja dało sobie z nim radę.

Wymyłam włosy i pozostawiłam do wyschnięcia. Kiedy były jeszcze lekko mokre zaczęłam zawijać. (Błąd! Wtedy mogą nie wyschnąć, więc najlepiej zawijać suche włosy zroszone mgiełką).
Na mojej głowie pojawiło się ok. 7 kokoników, które pozostawiłam na jakieś 30 min. Tyle moim włosom w zupełności wystarcza, aby się ładnie skręciły.
Przy włosach prostych najlepiej jest pozostawić je na godzinę lub więcej :).

Jakie efekty otrzymałam? Bardzo mocno skręcone pasma. Musiałam je porozdzielać rękami, ponieważ były jeszcze mokre. Efekt niezbyt mi się podobał, więc rozczesałam je (również palcami) i oto co ujrzałam:


Fale nie są skręcone równomiernie, ponieważ przeżyły kilka rozdzieleń, ale moim zdaniem i tak wyglądają uroczo :)


I jeszcze lekko mokre:


Jest lepiej niż podczas ugniatania. Efekt taki utrzymywał się na moich włosach bez żadnego stylizatora do samego wieczora. Chcąc przetestować tą metodę jako alternatywę dla porannej reanimacji na wieczór znów zakręciłam je identycznie.
Nie było to dobre rozwiązanie. W ogóle nie przyda się dla osób, które kręcą się w nocy, ponieważ nawet dla takiego spokojnego niewiniątka jak ja, które śpi na jednym boku (:D) 2 kokony się rozwinęły.

Zdjęcia porannego nie mam, ale włosy nie wyglądały już ładnie. Były powykręcane w różne strony i pozgniatane.

Najlepiej jest zakręcać włosy tym sposobem na czas od 30 min do 2 godzin (w wypadku włosów niepodatnych na kręcenie).

Podoba się Wam taki efekt? Próbowałyście tworzenia kokoników?

piątek, 23 sierpnia 2013

(9) MSSN... Łamiące się i rozdwajające paznokcie





Moje paznokcie są twarde jedynie wtedy, kiedy przyjmuję skrzyp polny w tabletkach. Taką kurację przeprowadzałam ostatnio spory czas temu, a więc znowu nie mogłam długo cieszyć się dłuższymi i mocnymi paznokciami.

Dzięki spotkaniu bloggerek otrzymałam odżywkę Eveline 9w1. Nie wierzyłam, że z moimi paznokciami staną się wielkie cuda, ale postanowiłam ją przetestować.

Producent zaleca codziennie przez 3 dni nakładać kolejną warstwę serum na płytkę, a 4-tego dnia zmyć wszystko i zacząć aplikację od nowa.
Nie jestem fanką chodzenia z niepomalowanymi paznokciami, ale ich stan mnie już przerażał.
Były krótkie i z chęcią się rozdwajały.

Już po pierwszym nałożeniu miałam wrażenie, że są bardziej twarde, ale zgodnie z zaleceniami przeprowadziłam 2-tygodniową (należy minimum 4) kurację.

Niestety nie zrobiłam zdjęć... Tak bardzo nie wierzyłam w jej działanie, że nawet nie pomyślałam o porównawczych obrazkach. Musicie mi więc uwierzyć na słowo ;)

Jakie efekty uzyskałam po 14-stu dniach pielęgnacji? Mocne i dłuższe paznokcie!
Sama nie wierzyłam, że zwykła odżywka nakładana na płytkę może tak korzystnie wpłynąć na jej stan.
Stała się o wiele twardsza, przez co ciężko jest ją zgiąć i narazić tym samym na połamanie. Nie rozdwaja się już tak jak poprzednio i wygląda o wiele zdrowiej.
Mam wrażenie, że również lekko zlikwidowała przebarwienia, które pozostawiły po sobie lakiery.

Nie tylko dla mnie pomogła. Stosowała ją również moja mama oraz przez jakiś czas TŻ, który miał problem z mocno złamanym paznokciem (zaczął szybciej odrastać i był mocniejszy). Każdy był zadowolony z jej działania.

Teraz, kiedy już moje paznokcie są w lepszym stanie nakładam ją jako pierwszą warstwę pod lakier. Dzięki temu wzmacnia płytkę i stanowi barierę przed przebarwieniami.

Fakt, że otrzymałam ją za darmo w ogóle nie wpłynął na moją recenzję. Szczerze mogę ją polecić osobom, które mają słabe paznokcie i nie chcą brać żadnych suplementów.
Dzięki tej odżywce można bez problemów odhodować ładne i mocne pazurki :)

Miałyście do czynienia z odżywkami firmy Eveline? Byłyście z nich równie zadowolone?

Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ

(A tutaj moje włosy świeżo po farbowaniu henną. Pogniecione od gumki, ale widać blask! Uwielbiam go :D)



środa, 21 sierpnia 2013

Kokosowy szampon zwiększający objętość Vatika

Był jednym z moich pierwszych szamponów, odkąd zaczęłam włosomaniactwo.
Jego poprzednikiem była wersja oliwkowa, z którą się polubiłam, a co zrobił kokos? O tym poniżej.



Co oferuje nam producent:
Szampon Vatika przeznaczony do codziennej pielęgnacji włosów cienkich i pozbawionych objętości. Doskonale je odżywia nadając im sprężystości od nasady po same końce. Sprawia że są grubsze i bardziej wytrzymałe.

Sklad:
Aqua (water), sodium laureth sulfate, cocamidopropyl betaine, cocamide mea dimathiconol (and) TEA-Dodecybenzenesulfnate, glycol distearate, trimethylsilylhydroxtpropyltrimanium, chloride, carbomer, formaldehyde, Lawsonia Inermis Leaf extract, disodium edta, herbal protein ester, sodium hydrixudem ricinus communis castor seed oil, citric acid


Opakowanie:
Butelka jest ładnie wyprofilowana, przez co nie wyślizgnie nam się z dłoni. Korek możemy otworzyć bez problemu i równie łatwo wydobyć szampon z opakowania. Plusem jest możliwość stawiania go ,,do góry nogami''. Ułatwia nam to wydobycie płynu, kiedy się nam kończy.



Konsystencja i zapach:
Biały, lekko perłowy. Pachnie delikatnie, ale słodko. Moim zdaniem czuć tutaj wyraźnie tropikalne nuty, które bardzo lubię.
Po spłukaniu pozostaje na włosach, co bardzo w nim cenię.

Moja opinia:
Szampon przeznaczony jest do oczyszczania włosów. Ja akurat nie wypowiem się, co do SLES, ponieważ nie wpływaja negatywnie na moją skórę głowy i włosy (ale i tak do ,,codziennego'' mycia wybieram szampony o delikatniejszym składzie).

Swoją rolę spełnia. Dobrze domywa oleje i inne zanieczyszczenia z naszych włosów. Pozostawia na nich ładny zapach i miałam wrażenie, że po jego zastosowaniu mogę cieszyć się trochę dłużej świeżymi włosami.

Zwiększenia objętości nie zauważyłam. Z tym efektem producent przesadził, ale i tak po myciu moje włosy są puszyste i miłe w dotyku.

Czy kupię ponownie? Nie wiem... Jest wiele szamponów oczyszczających w mojej okolicy, więc niekoniecznie będzie chciało mi się go zamawiać specjalnie przez internet.
Szału nie robi, ale w swojej roli sprawdza się dobrze.

Polubiłam go, ale myślę, że kolejny raz go nie kupię, chyba, że będę robiła zakupy w jakimś sklepie i wpadnie mi pod rękę :)

Miałyście jakieś szampony z Vatiki? Przypadły Wam do gustu?

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Walka ze skrętem

Pod postem, w którym pytałam Was w jakiej fryzurze mi lepiej, prawie wszystkie komentarze wskazywały na naturalny skręt.
Od zawsze byłam fanką prostych włosów, ale przecież nie będę walczyć z naturą. Postanowiłam więc po raz kolejny podjąć się próbie wydobywania naturalnych kręćków na mojej głowie.

Postawiłam znów na ugniatanie, ale z każdym razem pogłębia się u mnie utwierdzenie, że nie jest to sposób dla mnie.

Oto kilka zdjęć z moich prób:

1. Włosy wymyte szamponem Love2Mix z czerwoną papryczką i dokarmione odżywką Lavera. Ugniatałam je z dodatkiem pianki milk_shake. Były suche właśnie dzięki odżywce. Sterczały na wszystkie strony świata.


2. Włosy wymyte szamponem kokosowym Vatika. Na długość nałożona odżywka ze szpikiem norki z dodatkiem kilku kropli gliceryny. Ugniatane z odżywką b/s Joanna len i rumianek.
Efekt? Włosy w trochę lepszym stanie, bardziej błyszczące niż poprzednio, ale to nadal nie to. Skręt nie jest zdefiniowany, wyglądają na potargane, a nie ułożone:
Jeszcze wilgotne

Już suche

Czy podoba mi się uzyskany efekt? W ogóle. Włosy wyglądają jakby ktoś zapomniał ich przeczesać. Rozczochrane i ,,pomiętolone''.
Od razu zaznaczam- nie używam mocniejszych stylizatorów. Po żelu lnianym miałam bardzo suche i twarde włosy, nie jest to zdecydowanie opcja dla mnie. Inne Rossmanowe produkty również do mnie nie przemawiają.

Ugniatanie zdecydowanie nie jest dla mnie, dorobiłam się jedynie dzięki niemu uroczego loczka :D. Szkoda, że tylko jednego...:


Myślę, że moje włosy nie chcą się kręcić, a jedynie falować. Następnym razem będę próbowała z różnymi splotami, zaś nie będę ich nadal czesać na sucho. Może właśnie tego potrzebują?

Macie jakieś swoje ulubione metody stylizacji? A może mogłybyście coś polecić dla moich włosów ;)?

sobota, 17 sierpnia 2013

Olej, a porowatość włosów

 
(www.greenprophet.com)
Oleje są potrzebne dla naszego organizmu. Powinniśmy je stosować zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie.
W tym poście skupię się na tej drugiej opcji, a w szczególności ich działaniu na nasze włosy.

Każdy włos jest inny. Różnią się rozchyleniem łusek i tym samym ich kondycją. Dzięki temu możemy je podzielić na 3 grupy: niskoporowate, średnioporowate i wysokoporowate.

Włosy niskoporowate:
Najbardziej odporne na uszkodzenia ze wszystkich. Są zazwyczaj proste, śliskie i gładkie. Łuski przylegają do siebie ściśle, przez co nie są podatne stylizacji. Szybko wracają do swojej ,,poprzedniej formy'' i niechętnie przyjmują farbę.
Łatwe do obciążenia zbyt intensywną pielęgnacją. Mogą wydawać się często bez objętości i przyklapnięte do głowy.
Dzięki odpowiedniej pielęgnacji wzbudzają okrzyki typu: ,,ach jaka piękna tafla!'', ,,jak pięknie się lśnią!'', ,,jakie one gładkie i śliskie!'', ,,zawsze chciałam mieć proste włosy!''

Niskoporowate włosy można szybko obciążyć bogatszymi olejami.
Najlepiej toleruję te wnikające i masła (jeśli są grubsze), zaś cieńsze- proteiny.

Przykładowe oleje dla niskoporowatych włosów:
- olej babassu
- masło kakowe
- olej kokosowy
- olej palmowy
- olej z pestek granatu
- masło shea
- olej arganowy

Uwaga na stylizację! To, że nasze włosy są mniej podatne na uszkodzenia, nie oznacza, że musimy je katować nie wiadomo czym, bo i tak się im nic nie stanie. Poddawane męczącym zabiegom mogą zmienić porowatość na wyższą!

Włosy średnioporowate:

Najmniej problematyczne włosy. Nie są zbyt uszkodzone, przez co nie wyglądają źle. Dzięki zrównoważonej pielęgnacji możemy cieszyć się pięknymi pasmami.
Możemy lawirować pomiędzy kosmetykami dla włosów o niskiej, jak i wysokiej porowatości. Na nieodpowiednie czynniki nie reagują tak agresywnie jak 2 pozostałe struktury.
Drogą prób i błędów dobierzemy odpowiednią metodę pielęgnacji, dzięki czemu będziemy zachwycać ich kondycją.

Przykładowe oleje dla średnioporowatych włosów:
- olej arganowy
- olej awokado
- olej jojoba
- olej z baobabu
- olej z nasion papai
- oliwa z oliwek
- olej z orzechów laskowych
- olej z orzechów makadamia
- olej słonecznikowy
- olej z kiełków pszenicy
- olej z pestek śliwki
- olej sezamowy
... i wiele innych :)

Włosy średnioporowate są bardziej narażone na uszkodzenia. Unikajmy agresywnych stylizatorów i zabezpieczajmy je przed innymi uszkodzeniami mechanicznymi!

Włosy wysokoporowate:


Najbardziej puszące się i niesforne. Trudne do okiełznania bez odpowiedniej pielęgnacji.
Mogą być to włosy zniszczone przez nadmierną stylizacją i farbowanie.
Uwielbiają bogatą pielęgnację, a oleje to ich przewodnicy życiowi. Wygładzają i poskramiają puch.
Zazwyczaj lubią porządne dawki protein i niezbyt długie trzymanie oleju podczas olejowania.
Przy tej strukturze włosa trzeba się nieźle natrudzić, aby doprowadzić ją do odpowiedniego wyglądu.

Przykładowe oleje dla wysokoporowatych włosów:
- oliwa z oliwek
- olej lniany
- olej makadamia
- olej ze słodkich migdałów
- olej z jeżyny
- olej z kiełków pszenicy
- olej konopny
- olej z nasion bawełny
- olej z nasion jabłka
- olej z pachnotki
- olej z wiesiołka
- olej z żurawiny

Podczas pielęgnacji włosów wysokoporowatych musimy stawiać w szczególności na ich zabezpieczanie. Dokarmiajmy co jakiś czas proteinami i nie zapominajmy o częstym olejowaniu. Jeśli się kręcą, nie męczmy ich rozczesywaniem na sucho, ponieważ osiągniemy jeszcze większy puch na głowie.

Uwaga- dla tej struktury włosa nie są zalecane masła oraz olej kokosowy, ponieważ duet ten może jeszcze bardziej puszyć. Nie zapominajmy jednak, że każdy włos jest inny. Jest wiele przypadków, w których wysokoporowate pasma uwielbiają kokosa!


Oleje nie służą jedynie do olejowania. Możemy je dodawać w niewielkiej ilości do masek oraz odżywek. Świetnie nadają się do zabezpieczania końcówek oraz całej długości przed urazami mechanicznymi i promieniowaniem UV.
Nie oczekujmy jednak po jednym naolejowaniu efektów wow. Systematyczność i cierpliwość to przecież klucz do pięknych włosów!

Nie zapominacie o olejach podczas pielęgnacji? Macie swoich faworytów?

czwartek, 15 sierpnia 2013

Odżywka z mleczkiem różanym Lavera


Co oferuje nam producent:
(Uwaga, tutaj moje własne i jakże bardzo profesjonalne tłumaczenie :D)
Zawiera intensywnie odżywiające mleczko różane, olej macadamia i awokado, a także keratynę i pantenol (prowitamina B5), które są podstawą, aby wzmocnić włosy. Organiczny olej jojoba i kwiat róży działają nawilżająco. Chitosan zapewnia połysk i chroni przed rozdwajaniem końcówek

Skład:
Biotin, Panthenol, Panthenyl Ethyl Ether, Hydrogenated Lecithin, Vitamin E, Vitamin C EsterEssential oils: Geraniol, Limonene, Linalool, Citronellol
Water, Soybean Oil, Grain Alcohol, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Stearamidopropyl Dimethylamine, Sodium Lactate, Avocado Oil, Lauroyl Sarcosine, Macadamia Oil, Jojoba Seed Oil, Squalane, Damask Rose Flower Water, Peach Extract, Olive Fruit Extract


Opakowanie:
Miękka tubka, z której bez problemu wyciśniemy zawartość. Porządne zamknięcie, dzięki któremu bez obaw możemy ją zabierać w podróż.



Konsystencja i zapach:
Gęsta, ale za to dobrze się rozprowadza. Po nałożeniu na rękę nie ma możliwości, żeby z niej ściekła.
Zapach jest typowo różany. Całe szczęście w ogóle nie chemiczny, a co najlepsze- zostaje na włosach na bardzo długo!

Moja opinia:
Producent zaleca stosowanie jej na 15 min, ale raz w tygodniu. Ja pozostawiałam ją na włosach na ok. godzinę, ponieważ wtedy widziałam lepsze efekty.
Jest gęsta i przez to nie musimy nakładać jej dużo. Podczas rozprowadzania czujemy pod palcami charakterystyczny poślizg, który towarzyszy nawet przy zmywaniu.

Kiedy zastosowałam ją pierwszy raz zdecydowanie obciążyła mi włosy. Na mojej głowie wisiały smętne strączki, które nadawały się od razu do mycia. Lekko się zniechęciłam, ale ostatnio znów dałam jej szansę.
Po tym czasie sprawdza się lepiej, jednak nie jestem nią zachwycona.
Moje włosy po jej zastosowaniu zaraz po umyciu są suche. Znika ich gładkość, jaką do tej pory mogłam się cieszyć. Widoczny jest jednak odrobinę większy blask.
Zauważyłam jednak jedną ciekawą rzecz- wizualnie scala końcówki. Nie mam zbyt wielu rozdwojonych włosów, ale te, które już są uszkodzone po jej zastosowaniu nie przypominają rozgałęzionego konaru.
Po pewnym czasie włosy są już trochę bardziej miękkie, ale czy tak powinna działać odżywka?

Zawsze byłam fanem gładkich i miękkich włosów zaraz po umyciu, więc po jej nałożeniu byłam lekko rozczarowana.
Do najwydajniejszych też nie należy, ponieważ dość szybko znika z tubki nawet pomimo tego, że nakładam jej znikome ilości.

U mnie sprawdziła się średnio. Dla większego blasku jednak nie chcę pozbawiać włosów gładkości.
Nie sądzę, że do niej kiedykolwiek wrócę.

Znaczy produkty z Lavery, czy są Wam jeszcze obce?

wtorek, 13 sierpnia 2013

Chwalę się+ małe porównanie

Ostatnio los się do mnie uśmiechnął. Nigdy nie wierzyłam, że coś wygram w jakimś konkursie, ale przecież czemu by nie spróbować.
W przeciągu ostatniego tygodnia można powiedzieć, że doznałam szoku, szczęściara ze mnie :D.
Wygrałam aż w 3 konkursach, co mnie na prawdę zaskoczyło, oczywiście pozytywnie:

 
   Wygrana u Kaczmarty


 Wygrana u Marty
(zamazałam nazwiska, kwestia prywatności ;))


Wygrana u Rudej Rudości
No może nie jestem szczęściarzem :D?

Całe szczęście upały już pożegnałam. Lubię to ciepłe Słońce, ale dzięki nie mu nie mogę nic swobodnie testować.
Moje włosy nienawidzą takich temperatur. Bez względu na to, co dostaną i tak będą przypominały siano. Teraz mam możliwość za próbowanie tych wszystkich wspaniałości i pisanie oczywiście recenzji.

Moje włosy od zawsze były zagadką. Mają swoje humory i na prawdę czasami ciężko im dogodzić.
Jedna kwestia jest zawsze sporna- czym chcą być.
W poprzednich postach umieszczałam swoje próby wydobywania skrętu. Nawet przez dłuższy czas na mojej głowie gościły malutkie fale warkoczykowe.
Na wakacje daję im odpocząć. Nie kręcę, nie zawijam, a jedynie rozczesuję.
Co dzięki temu osiągam? Różności! Zobaczcie jak w zależności od dnia mogą wyglądać moje włosy:


Tutaj nie robiłam z nimi dosłownie nic. Nie czesałam, nie ugniatałam, tylko pozostawiłam do naturalnego wyschnięcia. Jeszcze mokre, ale widocznie widać chęć do fal/skrętu.

 

A oto co mogę z nich wyczarować lekko prostując na szczotce. Są na prawdę podatne na układanie i w zależności od humoru mogę stać się prawie prostowłosą lub falowaną ;)

Taka struktura włosa ma jednak i swoje wady- puszenie. To moja odwieczna zmora. Zawsze z tym walczę dodając różnych półproduktów, ale jeszcze nie znalazłam metody, która raz na zawsze pozwoli mi się z uporać z tym problemem.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat. Mam dążyć do uzyskania skrętu, czy stawiać na czesanie i bardziej proste włosy? :)

niedziela, 11 sierpnia 2013

Jak testować kosmetyki do włosów (2)

dnaexpert.pl

O ogólnych zasadach testowania kosmetyków pisałam w poprzednim poście, ale przecież nie każdy poddaje się próbie w identyczny sposób. Dzisiaj opiszę jak mniej więcej postępować z poszczególnymi rodzajami produktów.


1. Szampony- aby ocenić go jak najlepiej należy nie nakładać po wymyciu głowy nic innego. W ten sposób dowiemy się czy plącze nasze włosy, a może je nawilża i tym samym ułatwia rozczesywanie.
Kolejną rzeczą na jaką musimy zwrócić uwagę jest to, jak domywa nasze włosy oraz zanieczyszczenia i oleje na nich się znajdujące.
Szampon poddajemy wielu próbom. Łączymy z maskami i odżywkami. Sprawdzamy, czy działa dobroczynnie na naszą skórę głowy (ogranicza wypadanie, przyspiesza porost, wzmacnia cebulki, unosi włosy u nasady itp.) oraz przede wszystkim, czy nie wpływa negatywnie na długość włosów oraz skalp.
Nasze test powinny wynosić min. 2-3 tygodnie.

2. Odżywki- wiele opcji i rodzajów do wyboru...
Sprawdzamy, czy nie obciążają naszych włosów (po pierwszym użyciu lub którymś z kolei) oraz czy można je nakładać na skalp i włosy blisko niego.
Pozostawiamy je na włosach krótko (ok 10 min.), a nawet na dłuższy czas, jak maskę (godzina) i oceniamy, czy czas trzymania ma wpływ na jej działanie.
Dodajemy półprodukty. Może właśnie z nimi stworzy jakiś idealny duet godny polecenia?
Nakładamy niewielką ilość po myciu. Niektóre odżywki nawet przeznaczone do spłukiwania genialnie sprawdzają się po myciu jako poskramiacze puchu.
Odżywkę możemy testować przez min. 2 tygodnie.

3. Maski- i tutaj kłania się nasza cierpliwość, bo musimy je trzymać na głowie znacznie dłużej niż odżywki.
Oczywiście również nie w każdym przypadku maska sprawdza się dobrze trzymana długo. Może akurat Twoje włosy lubią, kiedy po 10 lub 20 min. nie będzie już po niej znaku. Przekonaj się o tym sama.
Działanie maski pod czepkiem/ ręcznikiem/ podgrzewaniu suszarką może być różne. Dobroczynne składniki mogą się wchłaniać w Twoje włosy szybciej, jeśli zadziała na nie wyższa temperatura.
Ilość nakładanej maski może świadczyć o tym, czy obciążymy nasze włosy. Cienkie pasma potrzebują mniejszej ilości. Jeśli  nałożymy jej zbyt wiele, może wydać się nam ,,beznadziejna, bo bardzo obciąża''.
Nie zapominajmy o systematyczności. Niektóre pielęgnacyjne maski mogą wpłynąć na porost naszych włosów itp. pod warunkiem, że będziemy je nakładać min. raz w tygodniu.
Czas testów- min. 3 tygodnie.

4. Oleje- te wymagają największej systematyczności, aby ocenić ich działanie.
Na co nakładać? To musi być nasza decyzja. Z niektórymi olejami polubi się nasz skalp, zaś długość kompletnie nie będzie zadowolona. Sprawdźmy, gdzie spisze się lepiej.
Zwróćmy uwagę na porowatość naszych włosów. Kokosowy może (ale nie musi) puszyć wysokoporowate włosy, więc możemy go unikać. Ważnym jest, aby dobrać odpowiedni olej drogą prób i błędów.
Długość trzymania też jest bardzo ważna. Niektóre włosy lubią trzymanie oleju przez kilka godzin, inne całą noc. Po jakim czasie zobaczymy najlepsze rezultaty- to już zależy od nastroju naszych kochanych włosów :).
Kropelka ,,lekkiego'' oleju pomoże nam ograniczyć puch. Wypróbujmy go również pod tym względem.
Upalne lato nie musi być przyjemne dla naszych włosów. Niektóre oleje naturalnie chronią przed promieniami UV np. z pestek malin.
Czas testów- min 3-4 tygodnie.Samo nakładanie oleju może też wiele zmienić. Na sucho/ mokro/ odżywkę, spray'e olejowe... Znajdź swoją ulubioną metodę!
 

Czas testów jest oczywiście umowny. Zależy od wielu czynników jak np. częstotliwość mycia włosów.
Jeśli przetestujecie dany produkt i czujecie, że go już odpowiednio poznałyście nie trzeba się trzymać schematów i można swobodnie pisać swoją recenzję ;).

Lubicie pisać recenzje kosmetyków? Podobają się Wam moje :)?

piątek, 9 sierpnia 2013

Jak testować kosmetyki do wlosów (1)


Napisanie recenzji kosmetyku do włosów wydaje się dość łatwe. Patrzysz jak się sprawdził u Ciebie i piszesz, ale czy aby to wszystko?
Jest wiele czynników wpływających na to, jak dany kosmetyk się sprawdza, a żeby słusznie go ocenić należy poddać go testom w różnych warunkach i dopiero wtedy się o nim wypowiedzieć.

Każdy włosowy produkt należy testować w inny sposób. Krócej lub dłużej- to już zależy od jego kategorii, są jednak ogólne normy, o których nie możemy zapominać:

1. Warunki pogodowe- to akurat nie zależy od nas, ale musimy na nie uważać. Odżywka spuszyła włosy, ale może akurat za oknem panuje deszczowa pogoda i to ten czynnik zadecydował o sianku na naszej głowie.
Ja unikam testowania nowości podczas upałów. Moje włosy reagują tragicznie na Słońce i praktycznie po każdym nawilżającym lub natłuszczającym zabiegu są suche.

2. Suszarka- co włos to inna reakcja. Kiedy zastosuję silikonową odżywkę bez jej użycia moje włosy mogą się dobrze układać, ale też zawsze próbuję co na nią ,,powiedzą'' po wysuszeniu.
Po naturalnym schnięciu w przypadku niektórych odżywek stają się bez życia i zbijają się, zaś po jej użyciu pięknie lśnią i wspaniale się układają.

3. Systematyczność- a może dany produkt zacznie działać dopiero po dłuższym stosowaniu? To, że na początku nie zauważyłyśmy żadnych pozytywnych efektów, nie oznacza, że po 3 tygodniach będzie spisywał się tak samo.
Znamy wiele specjalistycznych odżywek, których działanie ujawnia się dopiero po jakimś czasie. Nie wszystkie kosmetyki działają przecież w tempie natychmiastowym.

4. Co służy Tobie- nie musi dla mnie- nie każdy kosmetyk będzie się spisywał tak samo u nas, jak u innych dziewczyn. Jeśli Twoje wysokoporowate włosy spuszył olej kokosowy nie skreślaj go. Niskoporowate włosy Twojej koleżanki mogą go uwielbiać. A co się okaże później? Twoja druga koleżanka o włosach również wyższej porowatości równie jak poprzedniczka zachwyci się jego działaniem.

5. Używanie kilku nowych kosmetyków naraz- jest totalnym niewypałem. Aby przetestować np. odżywkę musimy nałożyć ją na włosy wymyte takim szamponem, którego działanie już znamy.

6. Minimalizm- to podstawa, aby ocenić jak konkretnie wpłynął na nasze włosy dany produkt. Starajmy się jak najmniej na nie nakładać po umyciu, aby nie zakłamać ,,wyniku''.


W kolejnym poście opiszę jak należy testować poszczególne rodzaje kosmetyków. Jesteście ciekawe?

środa, 7 sierpnia 2013

Oliwka nawilżająca Palmer's


Co oferuje nam producent:
Lekka nawilżająca oliwka do ciała wzbogacona witaminą E została specjalnie stworzona do pielęgnacji bardzo suchej skóry o działaniu kojącym i łagodzącym zaczerwienienia. Posiada delikatny zapachem bardzo szybko się wchłania zapewniając efekt nawilżonej i wyjątkowo delikatnej w dotyku skóry.

Skład:
Glycine Soja Oil, Isopropyl Myristate, Sesamum Indicum Seed Oil, Carthamus Tinctorius Seed Oil, PEG-40 Sorbitan Peroleate, Theobroma Cacao Seed Butter, Fragrance, Benzophenone-3, Tocopherol Acetate, Benzyl Alcohol, BHA, Beta-carotene (CI 40800).

Opakowanie:
Oliwka znajduje się w ściśliwym pojemniczku zamykanym na klik. Jest to dla mnie najlepsze i najpraktyczniejsze zamknięcie.



Konsystencja i zapach:
Typowo oleista, ale niezbyt tłusta. Nie posiada koloru. Problemem jest dawkowanie oliwki. Ma bardzo rzadką konsystencję, a przez otwór pomimo pozorów wylewa się jej zbyt dużo. Trzeba uważać, bo można nieźle nabrudzić dookoła.
Wszystko jednak dla mnie wynagradza zapach. Bez zawahania mogę stwierdzić, że pachnie jak czekoladowe ciasteczka. Może nie jest to najlepsza opcja na upalne dni, ale zimą te nuty są idealne.

Moja opinia:
Tutaj swoją recenzję podzielę na dwie części, ponieważ nie byłabym sobą, gdybym nie nałożyła jej na włosy...

Działanie na ciele:
Na osuszone ręcznikiem ciało po prysznicu nałożyłam niewielką ilość oliwki. Pozostawiła jednak po sobie delikatnie tłustawą warstewkę, które nie jest przyjemna w tak upalne dni, lecz na chłodniejsze wieczory dzięki niej będziemy mogli się cieszyć nawilżoną i gładką skórą. Zapach utrzymywał się na niej bardzo długo, co jest dla mnie wielkim plusem.
Jeśli nałożymy znikomą jej ilość, nie będziemy mieli do czynienia z uciążliwym filmem na skórze. Uzyskamy jednak miły dla oka połysk.
Właśnie dla tego efektu lubię ją nakładać na nogi. Dzięki niemu zostaje podkreślona ich opalenizna.

Działanie na włosach:
Postanowiłam ją wypróbować również w tej kwestii. Wmasowałam ją w długość i pozostawiłam na całą noc. Uwielbiam nakładać ją na włosy, ponieważ zapach towarzyszy mi nawet wtedy, kiedy kładę się spać. Uwielbiam czekoladowe aromaty.
Nie brudziła i dobrze się zmywała. Włosy po jej zastosowaniu były ujarzmione i bardzo wygładzone!
Ten fakt mnie zdziwił, ponieważ bez suszenia skręt na moich włosach praktycznie zniknął:



Na zdjęciu włosy oczywiście napuszone jak to zaraz po umyciu, ale widoczne jest znaczne rozluźnienie skrętu, jakiego do tej pory nie zauważyłam po żadnym oleju.
Jest lekki, więc nie obciąża włosów. Mogą ją nakładać osoby o cienkich włosach podatnych na przeciążenie.

Jestem bardzo zadowolona z jej działania szczególnie na włosach. Na pewno będę do niej wracać szczególnie w okresie zimowym, ponieważ uwielbiam takie czekoladowe zapachy na chłodniejsze dni.

Produkt mogę testować dzięki firmie Palmer's.

Miałyście do czynienia z kosmetykami Palmer's? A może testowałyście już oliwkę?

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

(8) MSSN... Dobieranie kosmetyków do włosów


Nie każdy jest mistrzem w czytaniu składów. Do tych osób należę ja.
Oczywiście, znam podstawowe składniki i ich nazwy, a nawet coraz bardziej zagłębiam się w tajniki kosmetyczne. Mimo wszystko mogę stwierdzić, że jeszcze dużo przede mną i daleką drogę muszę pokonać, aby stwierdzić co najbardziej lubią moje włosy.

Mam jednak swój jeden pewnik. Jest to dziwny sposób i nie każdemu może się przydać, ale w moim wypadku, jak do tej pory sprawdza się bezbłędnie.

A co takiego robię? Patrzę na glicerynę w składzie.
Im wyżej w nim (więcej), tym lepiej sprawuje się na moich włosach. Banalne, ale o dziwo działa.
Wiele dobrych odżywek wybrałam właśnie tym sposobem i nie narzekam.

Czymże byłaby teoria bez przykładów, a oto one:
Odżywka Alverde z hibiskusem- sprawdza się bardzo dobrze. Moje włosy się po niej nie puszą, a gliceryna znajduje się aż na 5-tym miejscu.
Biovax naturalne oleje- ulubieniec pośród Biovax'ów. Gliceryna widnieje jeszcze wyżej niż poprzednio- 3-cie miejsce

Zamieściłam tutaj te produkty, o których zdanie mam wyrobione w 100%. Na półce posiadam jeszcze inne ,,glicerynowe'' kosmetyki, ale na ich recenzje trzeba jeszcze trochę poczekać.

W taki oto prosty sposób mogę łatwo i szybko wybrać produkt do włosów z drogeryjnej półki bez obaw, że nie spisze się na moich włosach.

Oczywiście im dalej w skład, tym lepszy kosmetyk dobierzemy, ale dla początkujących ten sposób może być bardzo pomocny.

Podsumowując: Im wyżej w składzie lubiany przez nasze włosy składnik, tym mniejsza szansa, że nie polubimy się z danym produktem.

Czy takie pewniki kosmetyczne są Wam obce? A może macie jakichś swoich ulubieńców, którymi się kierujecie?

Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ

sobota, 3 sierpnia 2013

Zrobiłam sobie wcierkę przeciwko wypadaniu i na porost

Miał być Saponics, ale najwyżej odłożę go (jeśli zdobędę...) na wrzesień, bo w sierpniu będzie królować wcierka domowej roboty.
Do jej stworzenia zainspirował mnie świetny post Brightness. (tak tak, postawię Ci za niego piwo :D).

Wczoraj od razu po jego przeczytaniu udało mi się pojechać do miasta i dostać do apteki, w której kupiłam potrzebne mi składniki. Oto co z nich wyczarowałam:


Składniki:
Łyżeczka mięty pieprzowej (na pobudzenie porostu)
Łyżeczka liści pokrzywy (na zatrzymanie wypadania i ograniczenie przetłuszczania)
Łyżeczka skrzypu polnego (na zatrzymanie wypadania i wzmocnienie cebulek)
Łyżeczka szałwii (na zatrzymanie wypadania)
Łyżeczka korzenia łopianu  (na zatrzymanie wypadania)
1,5 łyżeczki soku z cebuli (na pobudzenie porostu)
3 łyżeczki kawy (stymuluje porost)
5 kropel olejku eterycznego lawendowego (pobudza krążenie)
Łyżeczka spirytusu (do zakonserwowania)

Jak ją przyrządziłam:
Wszystkie zioła wsypałam do kubka i zalałam 200 ml, a następnie odstawiłam na 15 min do zaparzenia.
W tym czasie pokroiłam drobno cebulę i dolałam do niej 2 łyżeczki wody, aby wydobyć odrobinę soku i również pozostawiłam pod przykryciem.
Zaparzyłam kawę i pozostawiłam do ostygnięcia wraz z ziołami, które przecedziłam przez sitko.

Po godzinie wszystko było już w miarę chłodne, więc przystąpiłam do łączenia składników. Wszystko wlałam do atomizera (w moim wypadku jest to puste opakowanie po mgiełce Radical).
Wkropiłam tam 5 kropli olejku lawendowego i dolałam łyżkę spirytusu, abym nie musiała trzymać wcierki w lodówce. Gotowe :)

Czego się obawiałam? Zapachu. Nienawidzę, kiedy moje włosy brzydko pachną. Nie wytrzymałam przez to kuracji kozieradką, ponieważ woń rosołu była ze mną wszędzie. W tym wypadku nie było aż tak źle.
Przebijała woń lawendy, ale złamana była również zapachem cebuli. Postanowiłam zapytać o radę mojego testera zapachów- TŻ :D.
Stwierdził, że smrodek da się znieść i nie czuć go z odległości, a jedynie wtedy jak się przyłoży nos do mojej głowy. Może być- stwierdziłam i uznałam swój eksperyment za gotowy.

Wcierka będzie towarzyszyła mi przez ten miesiąc (zachowa do tej pory świeżość). Będę spryskiwała nią skalp codziennie wieczorem. Liczę za ograniczy letnie wypadanie oraz lekko ,,podgoni'' tępo wzrostu moich włosów.

Jaki jest schemat tej wcierki?
3-5 łyżek wybranych przez nas ziół, 200 ml wody, sok z cebuli (dla odważnych i niewrażliwych na jej zapach więcej łyżek), sok z czosnku, 1-3 łyżki kawy, do 5 kropli olejku eterycznego i łyżka spirytusu dla zakonserwowania.

Robicie domowe wcierki? Macie jakieś sprawdzone przepisy?

czwartek, 1 sierpnia 2013

Podsumowanie miesiąca: lipiec

Zmieniłam datę aktualizacji włosowych... Ta wydaje mi się bardziej odpowiednia, bo 9-ty to już prawie połowa miesiąca! :)

Włosy nadal wypadają. Letni okres nie jest dla nich najlepsza porą, ponieważ wtedy zazwyczaj w dużych ilościach migrują mi z głowy... Czyżby gdzieś na wakacje? Wolałabym jednak, aby wypoczywały u mnie na skalpie...


Na zdjęciu są faktycznie bardziej napuszone, ale weźmy pod uwagę fakt, że są świeżo po wyjściu z basenu (nie moczone, ale wilgoć robi swoje). Nie będę ukrywać, że jestem coraz bardziej zadowolona z ich stanu. Są  miękkie w dotyku i zdecydowanie mniej się puszą.

Martwi mnie tylko jedno. Nie zauważam przyrostu... Czyżby dotarły do swojej magicznej granicy?
Dzisiaj sama mierzyłam ich długość, więc wynik może być mylny. Centymetr wskazał 47 cm tak jak poprzednio. Na zdjęciu również niestety nic nie widać, bo perspektywy są różne. Chyba nie ogarnę ich do czasu zakupienia statywu :(.
Nie będę się załamywać. Możliwe, że moje włosy nie przepadają za upałami i nie spieszy się im rosnąć.

Co używałam w tym miesiącu:
- Wcierałam końcówkę maseczki drożdżowej Babuszki Agafii. Nie mogę się wypowiedzieć na jej temat, bo niestety w tym przypadku nie byłam regularna.
- Z dniem dzisiejszym skończyłam wsmarowywanie w sklap olejku GP z czerwoną papryczką.
- Wypróbowałam dodania do maski odżywki białkowej, o tym możecie przeczytać tutaj.
- Piłam skrzypokrzywę, ale w tym wypadku z regularnością było u mnie również cienko...
- Często olejowałam włosy na noc.
- Od połowy lipca znowu zaczęłam dodawać rycyny na skórę głowy. Miałam nadzieję, że złagodzi wypadanie.
- Na skalp raz w tygodniu lądował Pilomax
Wielu nowości nie odkryłam, nie byłam regularna i zapominałam o skrzypokrzywie. Całe szczęście stan moich włosów się nie pogorszył. Jedynym zarzutem może być słaby przyrost na długość, ale będę o niego walczyć w tym miesiącu.

Sierpień będzie miesiącem zatrzymywania wypadania i przyspieszenia wzrostu. Dzięki mojej kochanej Eter będę mogła wcierać w skalp olejek musztardowy, w którym pokładam spore nadzieje.
W niedzielę wybieram się na poszukiwania wcierki Saponics i zamierzam zacząć pić regularnie skrzyp wraz z pokrzywą.

Was też tak ,,rozstrajają'' słoneczne dni?