czwartek, 27 lutego 2014

Denko (11)

W tym miesiącu nie zaszalałam z wykańczaniem kosmetyków, ale mimo wszystko i tak jestem z siebie zadowolona :)


1. Olejek Sesa- dzięki niemu dorobiłam się wielu nowych włosków, ale niczego poza tym. W duecie z mydłem ograniczył wypadanie, ale to nadal za mało jak na tak wysoką cenę. Znam tańsze i podobnie działające produkty. Dokładniejszą jego recenzję znajdziecie w tym poście. Nie kupię ponownie.

2. Żel pod prysznic Nivea Cashmere moments- nie zauroczył mnie swoim zapachem (mój nos lubi te bardziej oryginalne i wyszukane). Podczas mycia czasami miałam wrażenie, że moja skóra ciągle jest pokryta czymś lekko tłustym, ale całe szczęście było to jedynie złudzenie. Nie wysuszał, ale też jakoś bardzo nie nawilżał. Nie kupię ponownie.

3. Masło do ciała Vintage body oil- pięknie pachnie kakao/czekoladą. Dość szybko się wchłania jak na masło i wygładza skórę. Zapach pozostaje z nami na dłużej. Przypadło do gustu nawet mojemu mężczyźnie ;). Jeśli będę miała okazję to na zimniejsze wieczory napewno Kupię ponownie.

4. Balsam tybetański Planeta Organica- zachwalałam go już w tym poście. Ładnie nawilża i wygładza włosy. Orientalny zapach towarzyszy po jego nałożeniu aż do następnego mycia. Niestety pod koniec opakowania jego wydobycie było prawdziwym koszmarem, więc musiałam rozciąć butelkę. Mimo wszystko zachęcił mnie swoim działaniem na tyle, że mam ochotę na innych jego braci. Kupię ponownie.

5. Próbka olejku do kąpieli Biały Jeleń- Bezzapachowy i niepieniący się olejek. Po kąpieli skóra pozostaje delikatna i gładka. Mimo wszystko wolę, kiedy w łazience unosi się jakiś zapach. Nie kupię ponownie.

6. Nawilżający peeling enzymatyczny AA- Bardzo wydajna saszetka. Wystarczyła mi na ok. 6, czy nawet 7 razy! Skóra jest po nim odpowiednio nawilżona i wygładzona. Nie wywołał żadnego podrażnienia. Chyba zaczynam powoli przekonywać się również do peelingów enzymatycznych ;). Może kupię ponownie.

No i to by było na tyle. Skromnie, ale jest. Mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu postaram się bardziej.

Pod poprzednim postem padły komentarze, że chcecie więcej kota na blogu :D. Był profil to może teraz przód? Co Wy na to?

Nie, na pierwszym zdjęciu nie jest wystraszony. Po prostu robi taką minę (?), kiedy chce się bawić, a następnie lata jak oszalały po domu ;).

wtorek, 25 lutego 2014

Złożona pielęgnacja (1)

Zainspirowana wpisem Gapy postanowiłam, że czas wypróbować bardziej złożonej metody pielęgnacji.
Do tej pory nie zdarzyło mi się jeszcze nakładać podczas jednego mycia np. 2 odżywek.

Ostatnią niedzielę postanowiłam przerobić na dzień domowego spa dla włosów i bardziej złożoną niż dotychczas pielęgnację:

Oczyściłam włosy szamponem Bioelixire, a następnie nałożyłam na skalp pianę z mydełka Sesa.
Na długości wylądowała maska Bingo Spa ze spiruliną oraz keratyną (chcecie jej recenzję?) + 3 krople gliceryny. Wszystko przykryłam termoaktywnym czepkiem, a następnie ręcznikiem i pozostawiłam na 40 min.

Wymyłam raz głowę szamponem dodającym objętości Planeta Organica (aby zmyć mydlany osad) i nałożyłam różową Artise na ok. 6 min.

Cały zabieg zakończyłam płukanką z 3 kroplami nafty kosmetycznej.

Obawiałam się, że dla moich włosów będzie to odrobinę za dużo, ale jednak się myliłam ;)

Tutaj włosy jeszcze trochę mokre po myciu

Już prawie suche, puch nadal króluje ;)


Po całym dniu z lampą błyskową.

Kolejnego dnia mogłam cieszyć się bardzo miękką i błyszczącą długością, która prawie wcale się nie puszyła.

Ten mix bardzo przypadł mi du gustu i nie zamierzam na nim poprzestawać. Będę testowała inne połączenia (mniej więcej raz w tygodniu) i opisywała Wam je tutaj na blogu.

Podoba się Wam ten pomysł? Spróbujecie złożonej pielęgnacji u siebie ;)?

Na koniec mały bonus, a mianowicie mistrz drugiego planu, który pojawił się już raz na jednym z moich zdjęć :D

Czyż nie wygląda słodko?

niedziela, 23 lutego 2014

Jak zacząć dbać o włosy

Dostałam od Was kilka maili z pytaniem o to, jak zacząć dbać o włosy.
Dziewczyny zazwyczaj piszą, że ich włosy są mocno zniszczone, suche i łamliwe. Wiadomo, że początki są trudne, ale zawsze można je sobie ułatwić nie popełniając kilku podstawowych błędów.

Nie traktujcie tego posta jako wyroczni. Ten plan nie sprawdzi się na każdych włosach, ale mam nadzieję, że ułatwi Wam pierwsze kroki w świecie włosomaniaczki ;)


Musicie zdecydować się na w tym wypadku na dwa produkty: Jeden ma służyć Wam podczas oczyszczania raz na jakiś czas, a drugi do mycia ,,na co dzień''.
Oczyszczam włosy raz na tydzień, ale Wy możecie przedłużyć ten czas np. do 2 tygodni, a nawet 3. Musicie same obserwować swoje włosy i wyczuć, kiedy są już zbyt obciążone i potrzebują głębszego oczyszczania.
Do tego przydadzą się wam produkty z SLES. Wybór jest duży. Poczynając od Barwy (uwaga, zawiera Cocamide DEA w składzie), idąc przez Ziaję do wielu innych ziołowych szamponów. Wybierajcie te z dość krótkim składem i bez żadnych ,,ulepszaczy''. Zioła jak najbardziej mile widziane, a silikony nie mają tu prawa bytu.

Do mycia włosów od oczyszczania do oczyszczania używajcie czegoś delikatniejszego, co nie będzie dodatkowo wysuszało Waszych włosów. Wiele dziewczyn myje głowę odżywką, ale myślę, że na początek można się wstrzymać z eksperymentami- mogą one jedynie bardziej zniechęcić do dalszych działań.
Unikajcie szamponów z silnymi detergentami.
Specjalną listę takich delikatnych myjadeł sporządziłam w TYM poście.


Wybór mamy tutaj bardzo duży. W tej kwestii również poleciłabym posiadanie 2 odżywek. Dlaczego?
Jedna służyłaby do nakładania po każdym myciu, a druga- silikonowa (tak, nie wyobrażam sobie pielęgnacji bez silikonów. Nie potępiam ich w żaden sposób, ale kieruję się jednym- NALEŻY ICH UŻYWAĆ Z UMIAREM!).
Na początku zazwyczaj polecam wszystkim kupowanie produktów, do których mamy dostęp stacjonarnie i są tanie. Nie znamy przecież swoich włosów na początkowo na tyle, że bez problemu dokopiemy się do odżywki idealnej w stertach internetowych rosyjskich i profesjonalnych kosmetyków.
Posłużyć nam w tym wypadku mogą odżywki z Isany, Alterry, Green Phramancy i inne.

Raz na jakiś czas (w moim wypadku również raz w tygodniu) na długości powinno wylądować coś silikonowego (szczególnie zimą i latem, kiedy nasze włosy są najbardziej narażone na zniszczenia). Taką odżywkę nakładamy od ucha w dół i zostawiamy na ok. 10 min (u wielu dziewczyn, w tym u mnie dłużej trzymany silikonowy produkt mocno strączkuje długość). Tutaj propozycji mamy jeszcze więcej. Sklepowe półki uginają się od takich produktów ;)
Od siebie polecić mogę dodatkowo maskę (maska- tak wiem, ale traktuję ją jako odżywkę) Stapiz Sleek Line lub też Scandic Banana Mask.


Powinna być najbardziej odżywcza ze wszystkich produktów. Obfity w półprodukty skład- jeśli decydujemy się na gotową maską (polecam ten sposób dla początkujących), albo mniej bogaty, który ulepszymy według swoich potrzeb. Ten drugi sposób jednak myślę, że powinnyśmy zostawić na przyszłość, kiedy już chociaż trochę poznamy swoje włosy.
Nakładamy ją według potrzeb naszych włosów. Na początku nawet ok. 2 razy w tygodniu, jeśli nasze włosy są bardzo zniszczone. Później możemy ograniczyć częstotliwość jej nakładania.
Ja maski stosuję raz w tygodniu i jest to wystarczająca ilość.
Możemy je robić oczywiście z tego, co mamy w domu- jajka, oleje, jogurty, miód itp.

Jeśli decydujemy się na gotowce, to mogę polecić te z Bingo Spa i Alterrę- z granatem.


Jest to moim zdaniem najtrudniejszy punkt, ponieważ aby wyrobić o nim opinię potrzebujemy dość długiego czasu.
Jest to jednak bardzo ważna część pielęgnacji, o której nie możemy pod żadnym pozorem zapominać.
Jeśli zależy nam na pobudzeniu włosów do wzrostu i dobrym działaniu na długości, powinniśmy się zdecydować na 2 oleje.
Zaczynajmy oczywiście od tych najtańszych:
Na skalp możemy nakładać olejki z Green Phramancy, olej kokosowy, musztardowy...
Na długości za to postawmy na bogatsze i mniej ziołowe mieszanki lub czyste oleje: migdałowy, słonecznikowy, lniany, z oliwek, winogronowy, Babydream...

Wybór jest duży, a zaczynać możemy od tych, które znajdziemy w naszej okolicy. Próbujcie różnych metod nakładania: na sucho, na mokro, na noc, na kilka godzin.


Jeśli końcówki są mocno zniszczone polecam ich podcięcie na samym początku, a następnie intensywną pielęgnację. Nie zapominajmy po każdym myciu o nałożeniu na nie silikonowego serum (lub kropli olejku- jak kto woli). Swego czasu furorę robiły jedwabie, ale nie mam do nich przekonania (oprócz jednego, o którym za chwilkę).
Przy wyborze dobrego serum musimy kierować się składem, a co najważniejsze- brakiem w nim alkoholu (I tutaj ważny dopisek, o którym przypomniała mi jedna z moich czytelniczek. Nie wszystkie alkohole są złe. Uważajcie na: etanol, denat oraz isopropyl alcohol), który będzie dodatkowo wysuszał końce!

W tym wypadku mogę polecić jedwab z Green Phramancy (jedyny, który lubię- nie zawiera jednak jedwabiu :D), serum Bio Elixire, ew. odżywki z spray'u Gliss Kur'a.

I tak oto kończę moim zdaniem podstawową listę produktów, którą powinna posiadać początkująca włosomaniaczka.
Chciałabym jeszcze raz ostrzec wszystkie dziewczyny zaczynające przygodę z włosami:
Nie kupujcie wielu kosmetyków (do tego drogich) i nie nakładajcie ich na przemian. W przeszłości niestety tak robiłam i przez to nie wiem, co się sprawdziło, a co nie...

Jakie były Wasze początki włosomaniactwa? A może zachęciłam Was dopiero do pielęgnacji ;)?

piątek, 21 lutego 2014

Wiosenne inspiracje

Za oknem znowu Słońce i piękna pogoda. Człowiek nabiera powoli energii i życia, tym samym wybudzając się z zimowego letargu...
Już nie mogę doczekać się ciepłych poranków i wychodzenia na dwór bez tej kupy ubrań, a Wy ;)?

Dzisiaj mam dla Was kilka inspiracji:












Niestety nic nie poradzę na to, że mam obsesję na punkcie długich włosów *,*

Zdjęcia ze studniówki są już u mnie. Kilka z Was chciało zobaczyć moją sukienkę w całości. Mam nadzieję, że zadowoli Was to zdjęcie:

Widać jak szybko rozprostowały się moje włosy podczas tańca ;)

Czujecie już w powietrzu wiosnę? :)

środa, 19 lutego 2014

Olej ze słodkich migdałów, czyli coś, z czym moje włosy się bardzo polubiły

Z góry przepraszam za brak zdjęć, ale moja buteleczka jest zmasakrowana. Przód ,,zatłuszczony'', góra wieczka się oderwała i całość prezentuje się niezbyt dobrze. Nie pomyślałam niestety o uwiecznieniu jej jeszcze w dobrym stanie ;)
Nie będzie tutaj również bardzo rozbudowanej recenzji. W tym poście posłużę się jedynie moimi odczuciami na jego temat.

Na samą myśl o jego zapachu już się cieszyłam. Niestety pod odkręceniu buteleczki rozczarowałam się... olej praktycznie nie pachnie, ale to ma też swoje plusy. Nie każdy musi być przecież fanem migdałów, a neutralna woń nigdy nie zaszkodzi.

Nie jest ciężki i gęsty, przez co łatwo aplikuje się go na włosy i równie przyjemnie zmywa. Ani razu nie zdarzyło mi się mieć po nim przetłuszczonych lub nadmiernie obciążonych włosów. Spokojnie dają sobie z nim radę delikatne szampony.

menopauza.pl

A co z efektami? Bardzo ładnie nabłyszcza włosy, sprawia, że po umyciu są sypkie i lekko dociążone.
Są bardzo mięciutkie w dotyku i ładnie prezentują się wizualnie. Mogę na niego liczyć w każdej sytuacji, ponieważ działa tak samo łączony z różnymi odżywkami.
Bez obaw możemy dodawać go jako półprodukt do masek/ odżywek oraz zabezpieczać końce.

Co by tu więcej pisać... do czystej postaci olejku ze słodkich migdałów będę wracać jeszcze niejednokrotnie.
Jest on uniwersalny i myślę, że może się sprawdzić w przypadku każdego typu włosów. Obawiam się jednak, że wysokoporowate mogą nie zostać odpowiednio dociążone.

Mimo wszystko jeśli nie spróbujecie, to nie ma szans, że się przekonanie jak będzie działał na Waszych włosach.

Wypróbowywałyście już dobroczynnego działania migdałowego oleju? Jak spisał się u Was?

niedziela, 16 lutego 2014

Arganowy szampon i serum do włosów Argan Oil

Na wstępie chciałabym Was przeprosić za moje coraz mniej regularne dodawanie postów.
Niestety na dniach mój czas wolny nie obfituje w godziny, więc jedynie staram się odwiedzać codziennie Wasze blogi ;)
Większość pisała o swoim dniu walentynkowym... mój minął świetnie. Wieczór spędzony w pijalni czekolady z przyjemnym wystrojem bardzo mi się spodobał. Mam więc nadzieję, że moja nieobecność tutaj zostanie usprawiedliwiona!

Przejdę już jednak do recenzji. Na pierwszy ogień pójdzie szampon:


Co oferuje nam producent:
Szampon z olejkiem arganowym, który przywraca włosom moc i blask, działając także przeciwutleniająco. Chroni włosy przed działaniem czynników zewnętrznych. Idealny dla włosów matowych, delikatny dla skóry głowy. Wzbogacony olejkiem jojoba i słonecznikowym.

Skład:
Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Sodium Cocoamphoacetate, Sodium Myreth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Parfum (Fragrance), Glycol Distearate, Citric Acid, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Cocamide MEA, Laureth-10, Benzyl Alcohol, Argania Spinosa Kernel Oil, Polyamide-2, Simmondsia Chinensis Oil (Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil), Butylene Glycol, Heliantus Annuus Seed Extract (Heliantus Annuus (Sunflower) Seed Extract), Methylchloroisothiazolinone, C.I. 14700 (FD & C RED 4), C.I. 19140 (FD&C YELLOW 5), Methy­lisothiazolinone, C.I. 42090 (FD & C Blue 1)Konsystencja i zapach:
Szampon jest dość gęsty. Dobrze się pieni i ładnie pachnie. Ciężko mi zdefiniować tą woń, ale nie jest nachalna i przypadła mi do gustu. Ma przyjemny dla oka perłowy kolor.

Opakowanie:
Wygodna, miękka butelka zamykana ,,klapką''. Bez problemu można z niej wydostać szampon.


Moja opinia:
Ze względu na SLES w składzie, szampon służył mi do oczyszczania włosów. Spisywał się w tej kwestii bardzo dobrze. Po podwójnym myciu można było wyczuć charakterystyczne ,,skrzypienie''. Dobrze domywał oleje i porządnie oczyszczał. Lekko plątał włosy, ale po dokładnym oczyszczeniu nie sprawia to dla mnie większego problemu.

Miałam wrażenie, że lekko usztywniał włosy, przez co delikatnie na krótki czas unosił je u nasady. Szkoda, że efekt ten nie był długotrwały.
Powiększonego blasku nie zauważyłam, ale nie oczekuję tego od szamponu, który ma oczyszczać.
Skład niestety nie zachwyca i dlatego nie skuszę się na niego ponownie.


Serum:



Co oferuje nam producent:
Nawilżające, regeneracyjne serum do włosów z olejem arganowym, jojoba i słonecznikowym.Działa przeciwstarzeniowo, powstrzymuje wolne rodniki, nawilża i napina skórę. Zapobiega rozdwajaniu się włosów i nadaje im miękkość.

Skład:
Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Dimethiconol, Caprylic/Capric Triglyceride, Parfum (Fragrance), Linalool, Limonene, Argania Spinosa Kernel Oil, Benzophenone 3, Simmondsia Chinensis Oil (Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil), C.I. 26100 Benzophenone , Butylene Glycol, Heliantus Annuus Seed Extract (Heliantus Annuus (Sunflower) Seed Extract),Benzophenone (D&C GREEN 6)

Konsystencja i zapach:
Serum jak serum- nie jest bardzo gęste, ma złoty kolor. Pachnie przyjemne i żałuję, że woń ta nie pozostaje na włosach przez dłuższy czas.

Opakowanie:
Tutaj niestety pojawiło się rozczarowanie. Kiedy tylko otwieramy kartonik, pierwszą rzeczą co możemy powiedzieć to:
,,O! Ktoś zabrał drugie opakowanie serum!''


Tak też pomyślałam i ja, a dopiero później przeczytałam, że mieści on jedynie 20 ml buteleczkę. Po co więc taki duży kartonik i dwie przegrody? Klient będzie myślał, że znajdzie tam dwie buteleczki, a tutaj klops...

Kolejną rzeczą jest otwór przez który wydostajemy serum. Jest on ogromny. Musimy naprawdę uważać, żeby nie wylać za dużo płynu. Szkoda, że producent nie pomyślał o dozowniku, który w wypadku ser jest moim zdaniem nieodłącznym elementem opakowania.


Moja opinia:
Mimo felernego opakowania produkt bardzo przypadł mi do gustu. Dobrze zabezpiecza włosy i szybko je wygładza. Wystarcza mała kropelka, a puch zostaje szybko poskromiony.
Nie obciąża włosów jeśli uważamy z jego ilością. Ładnie pachnie i chroni końce otulając je delikatnym, silikonowym płaszczykiem.
Bardzo mi się podobało i napewno jeszcze niejednokrotnie zawita w moim domu.
Mimo swojej wielkości jest bardzo wydajne!

Oba produkty otrzymałam od AmbasadyPiękna, co oczywiście nie wpłynęło na moje recenzje.

Próbowałyście któryś z tych produktów?

wtorek, 11 lutego 2014

Doświadczenie: miesiąc z suszarką

bi.gazeta.pl

Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam się zdecydować na dodanie tego posta. Niby doświadczenie, ale chodziły za mną myśli, że Was nie zainteresuje.
Teraz jednak postanowiłam, że pojawi się na moim blogu i tym samym poznacie moje zdanie na temat suszarek :)

Kilka miesięcy temu postanowiłam, że miesiąc czasu będę po każdym myciu używała suszarki. Oczywiście z góry zaznaczam, że moja posiada funkcję jonizowania i nie katowałam swojej długości gorącym nawiewem, a jedynie zimnym!

Wiele osób obawia się suszarek. Na blogosferze swego czasu była na nie nagonka. Niszczą włosy i wysuszają- takie hasła pojawiały się najczęściej.

Oczywiście- suszenie gorącym nawiewem sprawia, że nawilżenie znika, a nasze włosy stają się suche i łamliwe, ale przecież nowoczesne suszarki mają wiele opcji...

Jak już mówiłam postawiłam na zimny nawiew z jonizacją. Co zaobserwowałam?

Miałam lekkie wrażenie, że przy nasadzie zachowywały dłużej świeżość. Nie była to oczywiście diametralna różnica, a jedynie np. kilku godzin.
Po wysuszeniu były zawsze ładnie uniesione u nasady. Codziennie towarzyszył mi efekt push- up, a ja nie martwiłam się, że obudzę się z przylizaną fryzurą :).
Były zdecydowanie bardziej proste. Układały się lepiej niż po natralnym schnięciu i wizualnie sprawiały wrażenie kompletnie niepofalowanych.
Mimo wszystko mniej się błyszczały. Nie zawsze tak było, ale ten efekt bardziej matowych włosów pojawiał się częściej niż przypadku nie używania suszarki.
W ostatnim spostrzeżeniu ciężko mi powiedzieć, czy to ,,wina'' suszarki, ponieważ pojawiły się chłody i kaloryfery ruszyły pełną parą. Włosy zaczęły być bardziej suche i mocniej się puszyły...
Wydaje mi się jednak, że to wina gorącego i suchego powietrza, a nie samego sprzętu.

Czy pojawiło się więcej porozdwajanych końcówek? Nic w tym rodzaju. Włosy pozostały nadal w takim samym stanie!

Chciałabym również napisać o bardzo ważnej rzeczy.
Wwweronika napisała na swoim blogu bardzo ciekawy post. Nie ma więc potrzeby, abym pisała u siebie jego kopię ;).
Spanie w mokrych włosach również powoduje ich niszczenie, więc należy na to zwrócić szczególną uwagę.

Oczywiście nie u każdego suszarka będzie dawała takie same ,,efekty''. U wielu dziewczyn mocno wysusza włosy nawet zimny nawiew.

Jestem ciekawa jak to u Was jest z suszarką? Sprawdza się, czy niekoniecznie?

sobota, 8 lutego 2014

Odżywczy szampon Objętość i gładkość Planeta Organica

Na święta mój ukochany kupił mi szampon, na który miałam ochotę jak tylko go ujrzałam.
Nie ma co się oszukiwać- uwiódł mnie swoim opakowaniem, które bardzo wpadło mi w oko ;)


Co oferuje nam producent:
Certyfikowane składniki organiczne wchodzące w skład szamponu posiadają silne właściwości odżywcze, ochronne oraz wzmacniające korzenie włosów dzięki czemu znacznie przyspieszają wzrost włosów.
Czerwone algi nasycają włosy niezbędnymi mikroelementami od cebulek aż po same końce, w pełni regenerują zniszczoną strukturę włosów oraz przyspieszają ich wzrost. Jordańska oliwa z oliwek wygładza włosy, chroni je przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych, dzięki czemu są mocne i błyszczące.

Skład:
Aqua enriched with Dead Sea Salt Minerals (woda wzbogacona minerałami z Morza Martwego), Lauryl Glucoside, Sodium Cocoyl Isethionate, Cocamidopropyl Betaine, Panthenol, Glyceryl Oleate, Kappaphycus Alvarezii Extract (ekstrakt z czerwonych alg), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Olea Europaea Fruit Oil* (organiczna oliwa z oliwek), Lavandula Angustifolia Oil (olejek lawendowy), Pogostemon Cablin Oil (olejek paczulowy), Elettaria Cardamomum Oil (olej z kardamonu), Citric Acid, Hydrolyzed Wheat Protein (proteiny pszenicy), Linalool, Geraniol, D-Limonene.

Konsystencja i zapach:
Szampon jest dość gęsty i ma miły dla oka, zielono-złoty kolor.
Posiada przyjemny zapach. Najbardziej wybijają się nuty miodu. Jest on delikatny i myślę, że przypadnie do gustu dla wielu osób.

Opakowanie:
Takie, które lubię najbardziej- buteleczka z pompką. Dzięki temu możemy nakładać odpowiednią ilość produktu i nie brudzić przy tym opakowania.


Moja opinia:
Zacznijmy od tego, że szampon dobrze myje i nie przesusza włosów. Są po nim puszyste i gładkie nawet bez użycia odżywki. Nie plącze i nie puszy.
Moje włosy są bardzo wybredne, więc muszę mieć zawsze 2 delikatne szampony na półce. Dlaczego?
Im dłużej stosuję jeden, tym są one coraz mniej zadowolone. Strączkują się i tracą objętość.

Co jednak z obiecanym nadaniem objętości przez szampon? Nie zauważyłam tego niestety. Długość zachowuje się po nim tak samo jak po innych myjadłach.
Do tej pory jedynym szamponem, który nadał im objętość jest Babydream.


Co mogę więcej o nim napisać?
Produkt spodobał mi się, chociaż wielkiego szału nie robi. Cieszę się, że nie przyspiesza przetłuszczania i nie wzmaga wypadania.
Mogę go polecić wszystkim osobom, które mają ochotę na nowy, delikatny szampon.
Mój został kupiony w SkarbachSyberii, gdzie jest obecnie po promocji i kosztuje jedynie niecałe 14 zł :)

Czy Wam również tak samo podoba się szata graficzna nowych produktów od Planeta Organica :)?

czwartek, 6 lutego 2014

Pierwszy roczek minął jak jeden dzień...

Co prawda mój blog obchodzi urodziny jutro, ale już dzisiaj chciałabym podsumować rok spędzony na tej stronie wspólnie z Wami.

deviantart.com

7-mego lutego pojawił się mój pierwszy post, gdzie komentowanie rozpoczęła Kana. :)
Później poszło już z górki. Pojawiały się recenzje, domowe sposoby i inne. Jednak prawdą jest powiedzenie, że początki są najtrudniejsze.

Zaczynałam z takimi włosami:


Efekt gładkich i błyszczących włosów na tym zdjęciu uzyskałam dzięki laminowaniu, a następnie modelowaniu na szczotce, więc uwierzcie mi, że było z nimi znacznie gorzej.

Miałam lepsze i gorsze chwile, które opisywałam na blogu. Włosy rosły i stawały się coraz to ładniejsze, co mnie bardzo cieszyło.
Od początku mogłam liczyć na wsparcie z Waszej strony, za co ogromnie dziękuję!


Wiele miłych słów, pocieszanie i komplementy potrafią podbudować człowieka i zmotywować do dalszych działań.

W tym momencie chciałabym również podziękować moim czytelnikom, których przez rok uzbierało się aż 471!, a w szczególności Jadwidze K., która jest moją top komentatorką!
Moja droga, prosiłabym Cię o napisanie na mojego maila (michasiamini444@gmail.com) Twoich danych. Mam dla Ciebie małą niespodziankę ;)

Wszystkim innym, którzy śledzą tego bloga chciałabym szczerze podziękować za to, że czytacie moje wypociny i piszecie wiele miłych słów. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile przyjemności mi tym sprawiacie!

Wracając do ogółu... ;)

Obecnie moje włosy wyglądają tak:


A więc przez 12 miesięcy urosły ok. 14 cm (licząc oczywiście po pasemku kontrolnym) co uważam za dość niezły wynik :)

Cały czas odkrywam nowe produkty, które sprawiają na mnie lepsze lub gorsze wrażenie. Całe szczęście ich testy przeprowadzam już w dość umiejętny sposób w odróżnieniu od początków.

Wiadomo- każdy uczy się na błędach.
Dzięki blogowi nie zapominam o systematyczności i uparcie pielęgnuję swoje włosy.

Cóż mogę więcej napisać...

Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie mi pomysłów na nowe posty, a i żeby czas na blogowanie znalazł się zawsze!

Pozdrawiam Was i życzę miłego dnia! :)

wtorek, 4 lutego 2014

Historia mojej sukienki studniówkowej+ oczekiwana fryzura

Wiem, że nie wszystkie z Was może zadowolić temat dzisiejszego posta, ale chciałabym się z Wami podzielić dość dziwną i śmieszną historią mojej sukienki na studniówkową zabawę.

Na początku wymarzyłam sobie coś gorsetowego. Moja babcia jest krawcową, więc pierwszym pomysłem był zakup gotowego gorsetu, a następnie doszycie dołu.
W tym postanowieniu trwałam do grudnia, aż napisała do mnie Pani ze sklepu DressLily z ofertą współpracy.

Nie jestem wielką, modową fanką, ale podobają mi się nietypowe ubrania z Chin lub USA itd.. Dlaczego nietypowe? Bo nie znajdziemy ich w polskich sklepach stacjonarnych oraz internetowych.
Mogę przeszukiwać allegro wzdłuż i wszerz, ale nie znajdę czegoś chociaż odrobinę podobnego (pomijając kilku sprzedawców zagranicznych).

Lubię przeglądać takie strony, a pierwszym moim krokiem był naskok na dział ,,sukienki''.
Przeglądałam, przeglądałam i co zobaczyłam? Sukienkę, która od dawna mi się bardzo podobała, ale nie chciałam ryzykować i zamawiać jej z odległych krain:

allegro.pl

Dostałam odpowiedź, że mogę ją mieć, więc bez wahania się zgodziłam. Myśl o wymarzonej sukience na studniówkę nie dawała mi spokoju.
Postanowiłam cierpliwie czekać...

Paczka szła ok. miesiąca
. Dotarła do mnie jakieś 2 tygodnie przed balem, a więc już powoli zaczynałam się obawiać, że będę musiała sobie szukać czegoś nowego na gwałt.

Kiedy weszłam do domu i zobaczyłam paczkę od razu zabrałam się do jej rozpakowywania. I co ukazało się moim oczom?:


Oto moja nowa ,,sukienka'' o nazwie: bluzka w rozmiarze XXXXL lub też XXXL...

Byłam zrozpaczona. Tak się cieszyłam, a tutaj wielkie rozczarowanie.

Trzeba było szybko szukać nowej sukienki, bo czasu zostało mało. Całe szczęście znalazłam ładny gorset, a moja zdolna babcia poradziła z doszyciem dołu :).
Napisałam również do przedstawicielki sklepu.
Kontakt z nią całe szczęście był bardzo szybki i dostałam odpowiedź, że niestety zaszła pomyłka i dostałam inną przesyłkę.
Napisała mi również, że sukienkę doślą mi jak najszybciej.

Nie pocieszyło mnie to, ale byłam już w miarę spokojna, bo miałam swój gorset jako deskę ratunku.

Tym razem przesyłka dotarła do mnie błyskawicznie. Po tygodniu w moim domu znalazła się czarna sukienka, która prezentowała się tak:

<białajakścianaja>

Jest ładna, ale niestety bardzo krótka. Spodziewałam się tego (w sumie to nie byłby problem, aby ją przedłużyć), ale podobała mi się wizualnie.

Niestety z wykonaniem było gorzej. Materiał dość dziwny w dotyku, a ,,miejsce'' na biust wisiało bezwładnie gdzieś w okolicach talii.
Legenda głosi, że powinna być asymetryczna. Albo jestem ślepa, albo tego nie zauważyłam...

Najgorsza nie była, więc zapewne poszłabym w niej na studniówkę, gdyby moja babcia nie uszyła mi cudownej sukienki.
To właśnie w niej bawiłam się aż do rana :).

Oto moja cała historia, a teraz zdjęcie włosów (i kawałka twarzy :P) oraz element sukienki:

(wiem, że dziwnie wyszłam, ale chodzi tutaj o pokazanie Wam mojej fryzury)

Mimo całego zamieszania bawiłam się wraz z moim ukochanym przednio, a przecież głównie o to chodzi! :)

Moja historia dobiegła końca. Mam nadzieję, że dotrwałyście aż tutaj.

Jak wspominacie swoje studniówki? A może jeszcze wszystko przed Wami? ;)

niedziela, 2 lutego 2014

O tym, jak prawie ścięłam włosy na jeża, czyli pianka do włosów kręconych Taft

Pozwólcie, że swoimi wrażeniami ze studniówki podzielę się z Wami w następnym poście.
Mogę powiedzieć, że bawiłam się świetnie, ale dzisiejszy ranek był dla mnie masakrą.

Pozwólcie, że swoje odczucia przedstawię pod postacią recenzji pianki do włosów...


Wybaczcie, ale nie mam ochoty na pełną recenzję. Pianka od razu leci do kosza, więc zrobiłam jej wyłącznie jedno zdjęcie.
Nie chcę mieć z nią nigdy więcej do czynienia...


Opiszę jedynie jak wyglądał cały koszmar.

Przygotowania studniówkowe to oczywiście jedno wielkie zamieszanie.
Postanowiłam, że chcę mieć na głowie loki, a nie żadne wymyślne fryzury, na które zwyczajnie nie było czasu, ani ochoty.

Od czasu do czasu można przecież zaszaleć i trochę ,,pomęczyć'' włosy, więc na mojej głowie wylądowała pianka.
Niestety dopiero pod koniec uświadomiłam sobie ile nałożono mi jej na głowę...

Na każde pasemko szła cała jej garść... Już podczas lekkiego rozczesywania czułam, że to będzie tragedia, ale na przemyślenia było już za późno.
Całość została dosłownie wprasowana w moje biedne włosy gorącą lokówką. Loki były sztywne, ale czułam ich okropną szorstkość. Prezentowały się dość dobrze, ale wiedziałam, że już nie mogę w nie wsadzić swobodnie ręki.

Dzisiaj przyszedł czas na mycie.
Nie uwieczniłam moje ogromnego kołtuna (bo inaczej się tego nie dało nazwać), ponieważ sama nie mogłam nawet na niego patrzeć.
Namoczyłam wszystko i nałożyłam silikonową odżywkę, a następnie zaczęłam włos po włosku wszystko rozdzielać.
Miałam wrażenie, że moje włosy są pokryte jakimś klejem.

Musiałam je myć 5 razy szamponem z SLES, żeby odmyć z nich to dziadostwo... Cały czas były masakrycznie splątane, a za każdym pociągnięciem ręki wylatywała ich dosłownie garść. Chciało mi się płakać...

W pewnym momencie myślałam, ze to już na nic i po prostu trzeba je będzie ściąć. Sprawiały wrażenie czegoś, czego za chiny nie da się rozczesać lub chociaż rozdzielić.

Całe szczęście po 5-tym myciu i nałożeniu odżywki Bingo udało mi się je rozczesać. Całość trwała godzinę jak nie więcej.
Wycięłam chyba 4 supełki, z którymi już kompletnie nic się nie dało zrobić..

Nie chcę się więcej rozpisywać i Wam żalić, ale chciałabym przede wszystkim ostrzec wszystkie dziewczyny, które chcą kręcić włosy.
Uważajcie na ilość nakładanej pianki, żeby nie wyrządzić takiej krzywdy jak na mojej głowie.

Ta, którą mam, może i nie byłaby najgorsza (chociaż nawet dłoń po jej zmyciu była dziwnie szorstka), ale też w takich ilościach przyprawiła mi dzisiaj niezłego stracha.

No... to tyle na dzisiaj. Musiałam się pożalić, a następny post już myślę, że będzie bardziej optymistyczny.

Miałyście podobne sytuacje z piankami?