piątek, 31 stycznia 2014

Podsumowanie miesiąca: styczeń

W końcu dzięki nowemu aparatowi będę mogła robić do podsumowań zdjęcia bez lampy błyskowej- gloria!


Jak na moje oko przyrost jest widoczny (zawsze patrzę na łokcie :D). Po zmierzeniu, moje pasemko kontrolne wynosiło 52 cm, a więc przyrost podskoczył o 1cm (chociaż jak na moje oko jest więcej...). Kilka dni temu skończyła mi się Joanna Rzepa, więc mogę śmiało powiedzieć, że to właśnie jej zawdzięczam dodatkowe centymetry.
Końcówki wyglądają na rzadkie, ale po prostu nie miałam ochoty rozczesywać dość miłych dla oka fal ;)

Nadal nie farbuję odrostów. Na zdjęciu bez lampy w końcu widać efekt ,,ombre''. Ciemniejsza góra nie rzuca się chyba aż tak drastycznie w oczy, prawda?
Zdjęcie jest robione oczywiście znów po myciu, więc włosy wyglądają klasycznie na suche, ale w rzeczywistości tak nie jest.

Moim włosom zdecydowanie nie służy suche powietrze, które fundują w domu kaloryfery. Mimo wszystko staram się je odpowiednio nawilżać i natłuszczać.
 
Co używałam w tym miesiącu:
- Wykończyłam już Joanną Rzepę, której recenzję zamieściłam w tym poście.
- Odkryłam trio, dzięki któremu moje włosy przestały kompletnie wypadać!
- Wypróbowałam hit i kit od Feel Nature.
- Oczyszczałam włosy szamponem familijnym od Sante.
- W końcu udało mi się nauczyć wykonywać fryzurę, do której nie potrzebuję żadnych akcesoriów!
- Poza tym, czasami zaniedbywałam olejowanie, ale nie zauważyłam pogorszenia się kondycji włosów.
- Podcięłam końcówko o 0,5 cm.

Styczeń nie obfitował w intensywną pielęgnację, a to wszystko dzięki zwyczajnemu braku czasu. Cieszę się, że nie zauważyłam pogorszenia kondycji długości, ani końcówek.

W lutym zamierzam testować wygraną kurację do włosów przetłuszczających się od Seboradinu.
Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie i uda mi się wygrać odwieczną walkę z nadmiernym wydzielaniem sebum :).

Oczywiście mam dla Was kolejny filmik podsumowujący:
 

Jak minął dla Was styczeń? Macie już dość zimy ;)?

środa, 29 stycznia 2014

Denko (10)

Za kilka dni studniówka, a ja siedzę z katarem... no super ;).
Całe szczęście, dzięki piciu czystej wody moje choroby trwają max 3 dni, więc nie mam czym się martwić i ze spokojem zabieram się za pisanie postu denkowego.



1. Płyn micelarny Bebeauty- tego pana nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Byłam nim zachwycona jak większość blogosfery. Świetnie zmywa makijaż, nawet ten wodoodporny.
Obecnie testuję micela z Garniera i mogę powiedzieć, że jest on jego godnym następcą. Kupię ponownie.

2. Wcierka Joanna Rzepa- Świetnie spisała się na moim pancernym skalpie. Wrażliwce muszą mieć się na baczności. O jej działaniu pisałam tutaj. Zdecydowanie Kupię ponownie.

3. Odżywka hibiskusowa Alverde- na samym początku zachwycałam się jej wpływem na włosy. Im bardziej jednak traciły na porowatości, tym przeciętniej się na nich spisywała.
Mimo wszystko ułatwiała rozczesywanie i wygładzała. Dokładniej opisywałam ją w tym poście. Nie sądzę, żebym się jeszcze na nią skusiła, ale możliwe, że kiedyś dam jej jeszcze szansę. Może kupię ponownie.

4. Żel pod prysznic Dove visiblecare- bardzo podobała mi się jego konsystencja. Coś w stylu delikatnego musu. Dobrze myje i nie wysusza skóry. Bardzo się z nim polubiłam, więc jeśli będę miała okazję to napewno Kupię ponownie.

5. Odżywka b/s Joanna z cytryną- od samego początku zachwyciła mnie swoim zapachem. Ciężko mi jednak opisać jej działanie na włosach. Czasami wygładzała, a czasami wręcz puszyła włosy.
Muszę dokończyć jej niebieską siostrę, żeby napisać coś więcej na ich temat. Może kupię ponownie.

6. Próbka hipoalergicznego żelu do mycia twarzy Biały Jeleń- polubiłam się z tą firmą od pierwszego produktu. Podoba mi się delikatnie działanie ich żeli na skórę twarzy. Myją, a zarazem nie wysuszają.
Myślę, że od czasu do czasu będę kupowała pełnowymiarowe opakowanie któregoś z nich. Kupię ponownie.

7. Próbka balsamu do ust Carmex- kto o nim nie słyszał? Byłam niezmiernie zdziwiona na jak długo wystarczała mi ta próbka. Dzięki niej wiem, że będę wracała do tego świetnie pachnącego i regenerującego specyfiku.
Poświęciłam mu nawet specjalnego posta. Zdecydowanie Kupię ponownie.

8. Nawilżający krem z kozim mlekiem Apis- firma pozytywnie mnie zaskoczyła. Podoba mi się działanie ich kremów na moją twarz oraz włosy. Mam ochotę na jego żurawinowego brata. O obecnie zdenowanej wersji pisałam tutaj. Kupię ponownie.

W tym miesiącu nie trafił mi się żaden bubel! Cóż za nowość ;).

A jak się ma Wasze denko? Również nie natrafiłyście na nieciekawe produkty jak i ja?

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Nietypowe metody pielęgnacji włosów

Obecnie w codziennej pielęgnacji dominują gotowe odżywki, szampony, maski, wcierki i od czasu do czasu coś z domowych produktów.
W dzisiejszym poście chciałabym opisać niezbyt powszechne metody pielęgnacji włosów ;):


przedszkolowo.pl

1. Majonez w praktyce
Poza dodawaniem go do sałatek oraz kanapek możemy wykorzystać jego dobroczynne właściwości na naszych włosach.
Oczywiście najlepszy będzie ten zrobiony w domu, ale sklepowy również się nada do maseczki.
Nakładamy ją jak każdą inną pod czepek, na ok. 40 min, a następnie spłukujemy delikatnym szamponem.
Podobno włosy nabierają mięsistości i wyglądają o wiele zdrowiej.
Nie próbowałam, ale możliwe, że kiedyś się na nią skuszę :).

2. Ziemniaki atakują
Nieodłączny element obiadu na polskich stołach, ale czy aby tylko stołach?
Również na głowie może zdziałać cuda, takie jak przyspieszenie porostu, przyciemnienie włosów, a nawet wybawienie ich od wszechobecnej ,,suszy''.
Dokładniejsze przepisy na płukanki oraz maseczki znajdziecie w tym poście mojej włosowej siostry Eternity.
Poza tym papka z roztartego ziemniaka nałożona na 10 min pod oczy pomaga w walce z cieniami. Muszę chyba wypróbować tego sposobu!

3. Zmiękczacz do... włosów?

Żadne pranie nie będzie odpowiednio mięciutkie bez dodania płynu do płukania.
Czy sprawdzi się on na włosach? Słuchy donoszą, że jeśli dodamy go do ostatniego płukania to zmiękczy nasze włosy, a nawet uchroni przed elektryzowaniem się. (pomysł z klik)
Ja podziękuję... a Wy?

4. Czas na skrobię

Zapewne każdy posiada ją w domu. Dodanie łyżeczki skrobi ziemniaczanej do maseczki sprawi, że włosy staną się o wiele bardziej błyszczące i ujarzmione- Potwierdzam! Moja długość bardzo polubiła skrobię i myślę, że jeszcze niejednokrotnie wyląduje na mojej głowie.

5.  Gorzka wódka gorzka...
Zapowiada się dłuższa abstynencja po imprezie, a wódka jeszcze została? Nie musi się zmarnować...
Dolanie szklanki wódki do butelki z szamponem sprawi, że Twoje włosy będą lepiej rosły! Alkohol usuwa toksyny i stymuluje wzrost czupryny!
Tego sposobu akurat bym się obawiała. Coś czuję, że długość nie byłaby zbytnio zadowolona...

6. Amolowa wcierka? Czemu nie!
Jeśli wypróbowałyście już wszystkie dostępne na drogeryjnych półkach wcierki, może powinnyście się zastanowić nad wykorzystaniem Amolu na skórę głowy?
O jego właściwościach pisała Gapa w tym poście.
Nie wiem jak Wy, ale ja zostałam skuszona :).

Tyle ode mnie!
Jeśli znacie jakieś nietypowe sposoby i chciałybyście się z nimi podzielić piszcie śmiało w komentarzach.
Z wielką chęcią uzupełnię post o nowe eksperymenty.
Czekam na Wasze pomysły, które będę na bieżąco dopisywać :).

A oto i one:

7. Makaronowy wywar- pomysł bez senności
Bezapelacyjnym źródłem skrobi jest również makaron.
Woda w której się gotuje może zmiękczyć nasze włosy i sprawić, że staną się sypkie :).
Przepis na makaronowe wariacje znajdziecie na blogu Wiedźmy.

 Płukankę z makaronu mogą zastąpić nam woda z ryżu lub fasolki szparagowej (metoda Kany)

8. Ciemno to widzę... z kawą i kakao?
Jeśli zależy Wam na przyciemnieniu włosów możecie wypróbować maseczki, którą zaproponowała mi Pino.
2 łyżeczki kawy sypanej oraz tyle samo kakao zalewamy 1-2 łyżeczkami gorącej wody, a następnie zagęszczamy odrobiną odżywki.
Takim oto domowym sposobem bez farbowania przyciemnimy swoje włosy. Wypróbujecie?

czwartek, 23 stycznia 2014

Wielofunkcyjna fryzura: Koczek bez spinek i gumek

Myślę, że większość z Was czytała na blogu Anwen o koku, który możemy stworzyć bez pomocy żadnych akcesoriów.
Post ten już od dawna wpadł mi w oko, mimo to nie potrafiłam wykonać takiego ,,cosia''.


Dopiero kilka dni temu naszło mnie na ponowne próby i chciałabym się teraz z Wami podzielić własnymi radami, jak wykonać taki kok.

Dziewczyna pokazująca jak go zrobić ma bardzo długie włosy i przekłada przez rękę kilka razy długość.
W moim wypadku za każdym razem, kiedy tak robiłam nie udawało się.
Kok od razu się rozlatywał i byłam przekonana, że aby go wykonać potrzebuję jeszcze dłuższych włosów.

Jak się okazało nic bardziej mylnego. Oto wskazówki jak wykonać go na krótszych włosach:
Kiedy już zawiniesz rękę do pozycji ,,cześć'' (:D) nie musisz zawijać reszty ogonka. Schwyć go między palec wskazujący, a środkowy i wciągaj do koczka (uprzednio wyjmując z niego dłoń).
kiedy już w Twoich rękach pojawiła się specyficzna kulka- ,,okalaj'' górną częścią włosów (leżącą na kostkach) pozostałe warstwy. Jest to nic innego jak ruch wpychający.

Myślę, że w praktyce będziecie dokładniej wiedziały co miałam na myśli. Im więcej ćwiczyłam, tym lepszy kok mi wychodził.

Plusy:
- Dość dobrze się trzyma pomimo pozorów.
- Możemy go wykonać w każdej chwili, nawet, jak nie mamy pod ręką gumki czy spinek.
- Wygodny i nie naciąga cebulek.
- Łatwo się rozplątuje. Nie wyrywamy przy tym włosów.
- Wygląda gustownie :)
- ... i jest bardzo wygodny, przez co jest moją nieodłączną domową fryzurą.
- Dla osób, które nie kręcą się w nocy może służyć jako nocne upięcie.
- Wychodzą po nim dość ładne fale, a związany na czubku głowy rano ratuje przed przyklapem.

Minusy:
- Nie nadaje się do ćwiczeń i innych ,,dynamicznych'' czynności.
- Bywa, że rozlatuje się w najmniej odpowiednim momencie.
- Jego zrobienie wymaga praktyki.

Cieszę się bardzo, że nauczyłam się go robić. Wygoda jaką mi daje sprawiła, że bardzo się z nim polubiłam :).

Jaka jest Wasza ulubiona, domowa fryzura?

wtorek, 21 stycznia 2014

Familijny szampon od Sante z wyciągiem z ginko oraz olejkiem z oliwek


Co oferuje nam producent:
Rodzinny szampon do włosów z bio-aloesem i bio-ginkgo, o przyjemnym, łagodnym zapachu. Przeznaczony do włosów zniszczonych i osłabionych. Dzięki tenzydom roślinnego pochodzenia delikatnie, ale gruntownie oczyszcza skórę głowy i włosy. Pielęgnacyjna formuła tego szamponu, zawierająca wyciąg z ginkgo, sok z aloesu, inulinę oraz olejek z oliwek, w widoczny sposób poprawia kondycję włosów, dodając im sprężystości i witalności. Inulina – tzw. naturalny prebiotyk; rozpuszczalny w wodzie polisacharyd roślinnego pochodzenia. Stosowana w kosmetyce, w szamponach - oczyszcza skórę głowy i włosy, zwalcza przyczyny powstawania łupieżu, łagodzi podrażnienia skóry.

Skład:
Aqua (Water), Sodium Coco Sulfate, Lauryl Glucoside, Coco Glucoside, Inulin, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Citric Acid, Betaine, Maris Sal (Sea Salt), Glyceryl Oleate, PCA Glyceryl Oleate, Ginkgo Biloba Leaf Extract*, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Arginine, Glycerin, Potassium Sorbate, Phytic Acid, Parfum (Essential Oils), PCA Ethyl Cocoyl Arginate

Opakowanie:
Mała, dość miękka buteleczka zamykana na klik. Poręczna, z przyjemną dla oka szatą graficzną. Można ją bez problemu zmieścić w małej torebce, kiedy gdzieś wyjeżdżamy.



Konsystencja i zapach:
Szampon jest bezbarwny i ma typową dla siebie konsystencję. Na ręku przypomina żel.
Pachnie delikatnie. Wyczuwam tutaj nuty kokosa i innych egzotycznych owoców, chociaż nie jest to żadna eksplozja zapachów.
Łagodny woń sprawia, że może przypaść do gustu dla każdego.

Moja opinia:
To szczerze moje pierwsze opakowanie szamponu o tak małej pojemności, a tak dużej cenie. Buteleczka mieści w sobie 200 ml płynu, a jej cena wynosi ok. 30 zł...
Pomimo swojej wielkości jest dość wydajny, ponieważ dobrze się pieni i nie musimy wylewać jego ogromnych ilości na rękę.

Dobrze oczyszcza- w tym celu go też używam. Po dwukrotnym, ale krótkim myciu czuć charakterystyczne skrzypienie włosów. Nie każdy je lubi, ale zapewniam, że zaraz po nałożeniu odżywki znika.
Nie wysusza nadmiernie (aloes na 6-stym miejscu) i nie plącze włosów.
Bio formuła może kusić swoim składem, ale czy warta jest swojej ceny? 




Moim zdaniem niekoniecznie, chociaż zauważyłam jedną, dość ważną w moim wypadku rzecz.
Po jego użyciu moje włosy zachowały znacznie dłużej świeżość. Nie wyglądały źle nawet 3-ciego dnia, a więc przedłużył ich dobry wizerunek o jeden dzień.

Gdyby nie cena, z chęcią kupowałabym go do cotygodniowego oczyszczania. W tym przypadku niestety się o to więcej nie pokuszę, pomimo jego dobrego działania.

Mimo wszystko nie przekreślam go i polecam do wypróbowania osobom, które mają dostęp do produktów od Sante.

Czujecie się skuszone pomimo dość wysokiej ceny?

sobota, 18 stycznia 2014

Inspiracje studniówkowe: Włosowe tutoriale

Myślę, że większość osób w moim wieku żyje już zbliżającą się studniówką ;)
Obmyślanie makijażu i fryzury to chyba najtrudniejszy punkt przygotowań. Ja sama jeszcze nie mogę się zdecydować, co będzie gościło na mojej głowie.
Mimo wszystko wiem jedno- moje włosy mają być związane...

Oczywiście, większość z Was powie- tak dba o włosy, a jak przyjdzie większa okazja to ,,chowa je'' pod upięciem.
Posiadanie dość długich (no chyba :D) włosów jest mimo wszystko uciążliwe na takich imprezach.
Normalną rzeczą jest fakt, że podczas tańca jest gorąco, a rozpuszczone włosy lepią się do ciała...
Zamierzam mieć gorsetową sukienkę, a co za tym idzie- odkryte plecy, do których bezlitośnie przylegać będą rozmierzwione pasma.

Chciałabym się podzielić z Wami kilkoma filmikami fryzurowymi, które są dla mnie prawdziwą inspiracją, a panie je wykonujące, można powiedzieć, że mają prawdziwy talent!









To tylko kilka prawdziwych dzieł sztuki. Jeśli szukacie ciekawych fryzur i jeszcze nie trafiłyście na kanały tych pań: womenbeauty1 i ViriYueMoon to naprawdę polecam, abyście na nie zajrzały- prawdziwe artystki!

Mam nadzieję, że kreacje już wybrane :)

Macie już jakieś ciekawe pomysły na studniówkową fryzurę?

czwartek, 16 stycznia 2014

Zachcianki się spełniają!

W tym poście chciałabym się Wam wyłącznie pochwalić :D. Nie przepadam za czymś takim, ale ten zestaw, który udało mi się wygrać sprawił, że na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech!

A mowa tutaj o zestawie przeciwko przetłuszczającym się włosom Seboradin Niger:


Wygrałam go w konkursie na blogu Imprevisivel.
Od dawna mój wzrok na sklepowych półkach przyciągała właśnie ta firma. Mam nadzieję, że kuracja pomoże mi z moimi przetłuszczającymi się włosami.
Obawiam się lekko, czy moje włosy zaakceptują dość mocne składy produktów. Oby obyło się bez żadnych buntów.

Trzymajcie kciuki, żeby wygrana nie poszła na marne!

Miałyście kurację Niger od Seboradin? Co o niej sądzicie?

wtorek, 14 stycznia 2014

Czy płynne złoto warte jest swego tytułu? Serum i szampon Haar Gold od Feel Nature


Zacznę od szamponu:

Co oferuje nam producent:

(Tutaj wielkim tłumaczem nie jestem. Nie mogę również nigdzie znaleźć, więc opiszę to skrótowo).
Szampon zawiera kompozycję zapachową czerwonej pomarańczy. Olejek arganowy i olej z migdała ziemnego pięknie nabłyszczą włosy i ochronią. Po jego użyciu włosy staną się miękki i puszyste.

Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, PEG-40 Hydrogented Castor Oil, PEG- 120 Methyl Glucose Dioleate, Sodium Chloride, Argania Spinosa Karnel Oil, Cyperus Esculentus Root Oil, Citrus Sinensis Peel Oil, Panthenol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Polyquaternium- 47, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Limonene, Cl 16255, Cl 19140

Opakowanie:
Miękka butelka zamykana na klik. Można bez problemu wydostać z niej zawartość.


Konsystencja i zapach:
Pachnie typową pomarańczą. Nie ma tutaj chemicznych nut. Zapach bardzo mi się podoba. Szampon jest złotego koloru i nie jest zbyt gęsty. Dobrze się pieni i rozprowadza na wilgotnych włosach.

Moja opinia:
Kiedy pierwszy raz otworzyłam szampon, oczarował mnie swoim pomarańczowym zapachem. Uwielbiam cytrusowe nuty, więc od razu mnie do siebie przekonał.
Dobrze się pieni podczas mycia. Starannie domywa oleje i inne zanieczyszczania, ale to chyba na tyle z jego zalet.
Wysusza włosy i sprawia, że są szorstkie w dotyku, nawet po nałożeniu odżywki. Plącze i pozbawia blasku długość.
To nie tylko moje zdanie- moja mama również ma podobne odczucia na jego temat.

Czas na serum:

Co oferuje nam producent:
(I po raz kolejny moje jakże amatorskie tłumaczenie).
Zaręczenia podobne jak w szamponie. Włosy będą gładkie i błyszczące. Zapach czerwonej pomarańczy ukoi nasze zmysły.

Skład:
Cyclopentasiloxane, Disiloxane, Dimethiconol, Argania Spinosa Kernel Oil, Cyperus Esculentus Root Oil, Citrus Sinensis Peel Oil, Limonene, Linalool, Cl 47000, Cl 26100

Opakowanie:
Mała buteleczka z pompką, która niezbyt przypadła mi do gustu. Nie można wybrać sobie porcji, ponieważ po naciśnięciu na naszą rękę wypływa zawsze pokaźna kropla. Po 2- cały mechanizm się zacina i wylewa od czasu do czasu...

Konsystencja i zapach:
Serum ma typową dla swojego ,,gatunku'' lekko gęstą konsystencję. Pachnie typowo cytrusowo. Nie wyczuwam już tutaj pomarańczy, a delikatną cytrynę. Bardzo lubię takie owocowe ,,klimaty'' :)

Moja opinia:
W odróżnieniu do szamponu działanie serum przypadło mi do gustu. Nie obciąża nadmiernie końcówek i chroni je przed działaniem czynników zewnętrznych. Nabłyszcza i ładnie wygładza, chociaż w ostatnim szału nie robi. Pozostawia na włosach ładny zapach, który niestety nie utrzymuje się zbyt długo.

Podsumowując:
Oba produkty, które otrzymałam od firmy Barbers zdecydowanie przypadły do gustu mojemu nosowi.
Szampon zbyt mocno przesuszał i usztywniał włosy, zaś serum spisało się dość dobrze.
Duet szału nie robi, a gdzieniegdzie jego cena powala na kolana (90 zł za komplet).
Uważam, że nie jest wart tej jakże wygórowanej sumy...

Widziałyście już gdzieś te produkty? Macie jakieś swoje ulubione sera do zabezpieczania końcówek?

niedziela, 12 stycznia 2014

Nawilżający krem Apis z miodem i kozim mlekiem nie tylko do twarzy


Co oferuje nam producent:
Dla każdego rodzaju cery.
Lekka formuła kremu dzięki połączeniu wyciągu z miodu akacjowego i koziego mleka zapewnia intensywne nawilżenie, odżywienie i regenerację. Chroni skórę przed działaniem czynników zewnętrznych, poprawia elastyczność i witalność, czyniąc skórę idealnie gładką o zdrowym kolorycie. 

Skład:
Aqua, Glycerin, Grape Seed Oil, Sunflower Oil, Carbomer, Mel (Honey) Extract, Goat Milk, Cetearyl Alcohol & Ceteareth 20, Triethanoloamine, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Tocopherol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Benzyl Alcohol, Parfum, Beta Carotene. 

Opakowanie:
Typowe jak dla większości kremów- mały słoiczek z zakręcanym wieczkiem. Spód nieco ostry, więc należy uważać przy odkręcaniu.


Konsystencja i zapach:
Krem ma dość treściwą konsystencję, ale nie przesadnie. Dobrze rozprowadza się zarówno na włosach jak i twarzy. Pachnie bardzo przyjemnie. Wyczuwam tutaj nuty miodu i... czegoś słodkiego ;).

Moja opinia:
Moją historię z firmą Apis i otrzymaniem tego kremu przedstawiłam Wam już w tym poście.

Działanie na twarzy:
Krem przeznaczony jest dla każdego rodzaju cery. Na dzień niestety u mnie się nie sprawdził, ponieważ jestem posiadaczką buzi, która lubi sobie produkować większe ilości sebum...
Mimo wszystko lubię go nakładać na noc. Dość długo się wchłania, ale pozostawia twarz miękką z rana i odpowiednio nawilżoną. Myślę, że posiadaczki cery normalnej/suchej byłyby z niego zadowolone nawet pod makijaż.
Zawiera niski filtr, który moim zdaniem jest odpowiedni na zimniejsze dni :)




Działanie na włosach:
Jak już pisałam w poprzednich postach jestem fanką nakładania kremu przed pójściem na basen/ do sauny.
Apis podołał moim wymaganiom. Włosy po myciu były bardziej ujarzmione niż po kakaowej Isanie.
Krem dobrze się rozprowadza. Nie usztywnia nadmiernie długości i do tego ładnie pachnie. Chroni włosy przed nadmierną temperaturą.

Ciężko powiedzieć która wersja jest lepsza. Arbuzowy zapach jest dla mnie na równi ładny z tym miodowym. Działaniem również nie różnią się od siebie jakoś znacznie... Wydaje mi się jednak, że jego poprzednik był odrobinę mniej treściwy.

Nawilżający krem przypadł do gustu mojej twarzy i włosom. Kusi mnie jeszcze wersja żurawinowa, którą mam nadzieję uda się mi gdzieś dorwać.

Próbowałyście kremów Firmy Apis? Który jest Waszym ulubieńcem?

piątek, 10 stycznia 2014

Trio, dzięki któremu zmniejszyłam wypadanie do 0!

Musiał minąć długi okres czasu, zanim dokonałam werdyktu, co tak naprawdę pomogło mi w walce z wypadaniem włosów.
Teraz całe szczęście już to wiem i chciałabym się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami:




Olejek Sesa- nakładałam go co mycie (co drugi dzień) podgrzany na skalp i wmasowywałam.
Nie zauważyłam większego przyrostu, ale za to przyczynił się do ograniczenia wypadania oraz pojawienia się wielu nowych baby hairs na mojej głowie.
Wystarczy łyżeczka, aby pokryć nim cały skalp.








Mydełko Sesa- stosowałam je raz w tygodniu. Myłam głowę oczyszczającym szamponem, a następnie pieniłam je i wmasowywałam w skórę głowy, po czym pozostawiałam na godzinę, a następnie zmywałam delikatnym myjadłem. Wspomogło działanie olejku i sprawiło, że moje włosy były bardziej uniesione u nasady.












Wcierka Joanna Rzepa- dopełniła całość. Wcieram ją codziennie wieczorem w skórę głowy. Nie powoduje szybszego przetłuszczania się, wspomogła przyrost i przede wszystkim sprawiła, że od mycia do mycia żaden włos nie spada mi z głowy.






Jestem bardzo zadowolona, że znalazłam swój sprawdzony zestaw, na którym mogę polegać podczas migracji włosów z głowy.

Nie opisywałam dokładniej powyższych produktów, ponieważ zrobiłam to już w tym i tym poście. 

Jeśli któraś z Was boryka się z tym problemem mogę szczerze polecić opisany przeze mnie zestaw.
Oczywiście nie każdy będzie się porywał na olejek Sesa, który mało nie kosztuje. Myślę jednak, że warto zainwestować 10 zł w mydełko i 8 zł w Rzepę, aby walczyć o każdy włos!

Macie swoje sprawdzone zestawy na wypadanie?

wtorek, 7 stycznia 2014

(16) MSSN... oduczenie się skubania skórek


Od dzieciństwa byłam wielkim dłupaczem. Paznokcie wyglądały znośnie, ale skórki zawsze pozostawały zmasakrowane.
Czy tego chciałam, czy nie i tak znalazła się chwila, którą poświęcałam skubaniu.

Jedyną metodą na poskromienie żądzy masakrowania skórek było odhodowanie paznokci.
Mimo wszystko ten sposób nie zawsze jest praktyczny. Nie mogę teraz mieć bardzo długich paznokci. Przeszkadzają mi i łamią się, jeśli gdzieś mocniej uderzę ręką.
Skóra koło moich paznokci zawsze pozostawia wiele do życzenia. Jest dość sucha i przez to jeszcze bardziej kusi do skubania.

Całe szczęście na spotkaniu bloggerek w moje ręce trafił mały słoiczek, który pomógł mi odratować niezbyt estetyczny wygląd rąk.

A mowa tutaj o:


W tym małym pudełeczku mieści się miodowego koloru, twarda substancja, która pachnie dość ziołowo.
Na początku zaczęłam wmasowywać ją w skórki po 2-3 razy dziennie i na efekty nie musiałam długo czekać.
Zadziorki zniknęły, skóra wokół paznokci się wygładziła i nie było mowy o jej suchych, odstających kawałkach.

Można śmiało powiedzieć, że dzięki balsamowi Tisane mogę już bez wstydu pokazywać swoje JUŻ zadbane dłonie!

Szczerze polecam ten produkt, ponieważ jako jedyny w tak krótkim czasie uporał się z moją odwieczną zmorą, której do tej pory nie dawały rady poskromić żadne olejki.

Również kiedy dopada Was stres zamieniacie się w zawodowych dłupaczy?

Zgłaszajcie swoje pomysły na mojego maila. Każdy jest bardzo cenny! Szczegóły TUTAJ

Od dzisiaj na moim blogu będą pojawiać się zdjęcia znacznie lepszej jakości!
A to wszystko dzięki Mikołajowi ;)


Byłam grzeczna? No chyba bardzo!

sobota, 4 stycznia 2014

Kuracja wzmacniająca Joanna Rzepa- hit, czy niewypał?


Co oferuje nam producent: 
Kuracja wzmacniająca Rzepa przeznaczona jest dla włosów przetłuszczających się, ze skłonnością do łupieżu i wypadania. Zawiera bogaty zestaw aktywnych czynników - takich jak ekstrakt z czarnej rzepy oraz inne specjalnie wyselekcjonowane ekstrakty naturalne i składniki energizujące, aby wzmacniać włosy i skutecznie zmniejszać przetłuszczanie się skóry głowy. To specjalistyczny produkt do wcierania w skórę głowy, który pozwala osiągnąć dobre rezultaty przy regularnym stosowaniu.
Specjalna formuła neutralizuje charakterystyczny zapach czarnej rzepy i zwiększa komfort stosowania. 

Skład:
Aqua, Alkohol Denat., PEG-75 Lanolin, Raphanus Sativus Extract, Urtica Dioica Extract, Arcitium Lappa Extract, Humulus Lupulus Extract, Glycogen, Glycerin, Niacinamide, Panthenol, Menthol, Allantoin, Laureth-10, Citric Acid, Parfum, Benzyl Salicylate, Butylphentyl Methylpropinal, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool, Dmdm Hydantoin, Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone

Opakowanie:
Bardzo wygodna buteleczka z idealnym dozownikiem w przypadku wcierek. Plastik jest dość miękki, a zakończona ,,główka'' zamykana jest małym koreczkiem.
Napewno wykorzystam je w przypadku innych wcierek, które będę do niej przelewać.


Konsystencja i zapach:
Pachnie typowo rzepą. Nie każdy musi się z nim polubić. Dla mnie nie przeszkadza, chociaż do najprzyjemniejszych nie należy. Wcierka nie lepi się i szybko wchłania w skórę głowy.

Moja opinia:
Rzepę kupiłam sobie jako prezent mikołajkowy. Od tej pory regularnie, codziennie wieczorem wcierałam ją w skórę głowy. Byłam bardzo ciekawa jej działania, ponieważ na wielu blogach zebrała negatywne opinie.
U mnie jest całkiem odwrotnie.
Świetnie przyspieszyła przyrost! Pisałam o nim już w aktualizacji. Wyniósł on aż ok. 2 cm!
Nie zauważyłam zmniejszenia przetłuszczania, ale też nie zwiększyła ilości wydzielanego sebum, co mnie bardzo cieszy.
Co do wypadania- ostatnio nie mam z nim problemów, ale mam wrażenie, że również w minimalnym stopniu je ograniczyła. Na wannie po myciu mogę znaleźć jeszcze mniej włosów niż dotychczas.

No i najważniejsza kwestia poruszana w jej wypadku- podrażnienia skalpu.
Kto wiernie śledzi mojego bloga wie, że moja skóra głowy jest ,,stalowa''. Nie podrażnia jej nic. Nigdy nie doświadczyłam żadnych ranek, ani uczucia pieczenia lub swędzenia.
Pomimo tego wszystkiego osoby o wrażliwych skalpach niech się mają na baczności. Już na drugim miejscu w składzie widnieje Alcohol Denat, który może narobić niezłej zawieruchy i przesuszyć skórę.

U mnie wcierka sprawdziła się bardzo dobrze. Mogę ją porównać z Jantarem i będę do niej wracać. Świetnie działa na przyrost na którym mi zawsze zależy i nie wywołuje żadnych skutków ubocznych.

Miałyście do czynienia z Joanną Rzepą? Spisała się, czy też odwrotnie?

czwartek, 2 stycznia 2014

Podsumowanie miesiąca: Grudzień

Grudzień uważam za udany miesiąc. Dlaczego udany? Otóż przyczyniła się do tego jedna rzecz...


Moje włosy w końcu porządnie podrosły! :) Pasemko kontrolne wynosi jakieś 51,5-52 cm! Innymi słowy przyrost podskoczył o aż 2 cm. Zawdzięczam to pewnej kuracji, o której napiszę za niedługo. Dodam, że wiele osób ocenia ją na -, ale u mnie całe szczęście się sprawdziła.

Czasami korcą mnie znowu warkoczykowe fale, ale jednak nie potrafię funkcjonować bez czesania. Nie czuję się z tym dobrze.
Postanowiłam również zaprzestania farbowania. Nie wiem czy uda mi się dotrzymać słowa, ale będę się starać.

Co używałam w tym miesiącu:
- Nadal wcierałam w skalp olejek Sesa.
-... i co tydzień traktowałam go mydełkiem Sesa.
- Odkryłam mały sposób na puszenie się włosów.
- Przetestowałam duet ze szpikiem norki.
-... oraz hiszpańską maskę od Rueber.
- Powróciłam do łask szamponu Babydream.
- Odkryłam dość ciekawą odżywkę wygładzającą Stapiz.
- Nadal suszyłam włosy zimnym nawiewem suszarki
- Wcierałam sumiennie Joannę Rzepę (i wydała się tajemnica o kuracji :)), o której napiszę już za niedługo.
- Ponownie zaprzestałam masowania skalpu (nadal kołtuni to moje włosy i przyczynia się do ich większej migracji).
- Piłam sumiennie z rana siemię lniane.

Z okazji imprezy nawet wyprostowałam włosy (czasem można sobie pozwolić):


W styczniu zamierzam ponownie podciąć końcówki. Nie wiem kiedy dokładnie to zrobię, ale myślę, że gdzieś pod sam koniec miesiąca.
Przygotowania do studniówki trwają. Nadal zastanawiam się nad odpowiednią fryzurą na tą okazję. Nie chcę mieć rozpuszczonych włosów, ponieważ będzie to dość uciążliwe podczas tańca...

Nadal będę wcierać w skórę głowy Rzepę i denkować swoje zapasy.

Jak się miały wasze włosy w tym świątecznym miesiącu?
Macie jakieś ciekawe fryzury studniówkowe godne polecenia?