piątek, 27 lutego 2015

Denko (21)

Dawno nie było u mnie denka, prawda? Moje zużycia kosmetyczne na studiach są tak bardzo ubogie, że aż wstyd się przyznać :)
Oto dwumiesięczne denko: (wybaczcie jakość zdjęć, ale nie miałam w tym tygodniu dostępu do aparatu i mogłam posłużyć się wyłącznie telefonem)


Co się sprawdziło:

1. Żel pod prysznic Joanna Sun&Fun- mały i przyjemnie pachnący żel towarzyszył mi podczas wypadów na basen. Nie zajmował dużo miejsca i robił to co ma robić- czyli dobrze mył.

2. Płyn micelarny Lierac- był delikatny i dobrze zmywał każdy makijaż. Niestety jedną wadą jaką posiadał to samo opakowanie, które nie ma dozownika. Czasami wręcz przelewał mi się podczas nasączania wacika co sprawiło, że nie był wydajny.
Mimo wszystko na wielki plus zasługuje to, że nie podrażniał moich wrażliwych oczu i nie pozostawiał żadnego filmu.

3. Krem do depilacji Bielenda- zazwyczaj takich kremów używam wyłącznie na uda, ponieważ włoski tam są cienkie i delikatne. Ten spisał się wyśmienicie. Nie dość, że nie śmierdział jak inne produkty tego typu, to i jeszcze działał jak na leży.
Nie podrażniał i wygładzał nogi, ale niestety był mega niewydajny.

4. Arbuzowy peeling do ciała Apis- wszystko co jest mocnym zdzierakiem jest u mnie produktem godnym uwagi. Ten peeling nie dość, że przyjemnie i orzeźwiająco pachniał, to jeszcze mocno ścierał naskórek.
Nie pozostawiał po sobie żadnej tłustej warstewki, a skóra po jego użyciu była miękka i gładka.

5. Balsam pod prysznic Joanna Sun&Fun- również towarzysz moich wypraw na basen. Szybko się wchłaniał i pozostawiał skórę gładką oraz ładnie pachnącą. Szkoda, że zapach nie jest jak na mój nos typowo letni, a lekko jogurtowy :)

6. Próbka balsamu do włosów Sylveco- na tyle spodobało mi się jej działanie, że jak tylko zużyję swoje delikatne myjadła to sięgnę po pełnowymiarowe opakowanie.
Włosy podczas spłukiwania szamponu są gładkie jak po odżywce!

Średniaki:

1. Wzmacniająca maska do włosów Domowe Recepty- niby całkiem przyjemna, ale jednak zbyt słaba, żeby samodzielnie mogła zdziałać cuda. Ułatwiała rozczesywanie i nadawała się do mycia włosów, ale bez wzbogacania półproduktami solo niestety nie dociążała, co jest dla moich falowańców najważniejsze.
Pisałam o niej tutaj.

Buble:

1. Mgiełka chłodząca do nóg Yasumi- oczekiwałam, że mgiełka latem będzie przyjemnie chłodziła moje nogi, ale nic takiego niestety nie miało miejsca. Co prawda ładnie pachniała mentolem, ale nic poza tym.
Aplikowana w dzień golenia niestety mocno podrażniała.

2. Suplement diety Humavit skrzyp i pokrzywa- ...czyli moja 3 miesięczna kuracja, która się nie sprawdziła. Dokładniej na jej temat pisałam w tym poście. Oprócz chwilowego ograniczenia wypadania nie odnotowałam żadnych pozytywnych efektów.

Miałyście coś z moich zużyć?

PS. Mam dobrą wiadomość dla flanów Biovaxów:

https://superpharm.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-superpharm-26-02-2015,11968/2/

W SP trwa promocja na maski! :)

wtorek, 24 lutego 2015

Moja opinia o lutowym ShinyBoxie

Po wstępnych testach zakochanego pudełka doszłam do wniosku, że to już czas wygłosić swoje zdanie na jego temat :)


Ciekawe? W takim razie zapraszam do krótkich recenzji!


Zacznę od tego, co najbardziej przykuło moją uwagę po otwarciu boxa- maseczki Yasumi.
Produkt do twarzy w proszku, który nie jest glinką? Zapowiadało się ciekawie i ekskluzywnie dzięki komórkom macierzystym z jabłoni, ale czy tak było naprawdę?
Rozrobiłam odrobinę proszku według przepisu, ale niestety maseczka szybko zbiła się w grudki. Mimo wszystko udało mi się ją rozprowadzić na twarzy.
Było to dość przyjemne uczucie, ponieważ moją cerę otuliła delikatnie pachnąca galaretka.
Najważniejsza kwestia- efekty... a raczej ich brak. Nie zauważyłam żadnych pozytywnych skutków użycia glutka. Zawiodłam się na całej linii...


Drożdżowa maseczka Agafii nie była dla mnie żadną nowością. To już jej trzecie opakowanie w mojej ,,włosowej karierze''. Niestety nie sprawdziła jako maska na długość oraz maska na porost.
Nie byłabym za bardzo zadowolona z jej widoku w pudełku, ale ostatnio zauważyłam, że bardzo dobrze sprawdza się w kwestii mycia włosów odżywką.
Jeśli w takim przeznaczeniu okaże się strzałem w dziesiątkę na pewno dam Wam o tym znać!


Odwiecznie walczę z niezbyt efektownie wyglądającymi skórkami więc z chęcią wypróbowuję każde nowe serum z nadzieją.
Kiedy zobaczyłam SYIS w pudełku od razu zabrałam się za jego testy.
O ile w kwestii porostu paznokci się nie wypowiem, o tyle w kwestii skórek mogę spróbować.
Serum jest naprawdę lekkie i bardzo przypadło mi do gustu głównie z jednego powodu- nie jest tłuste. Mogę aplikować je wieczorem (za pomocą wygodnej pipetki) i bez obaw brać za chwilę książkę w dłoń!
Dzięki olejkowi z drzewka herbacianego łagodzi zaczerwienienia wokół zadziorek.
Niestety nie zauważyłam poprawy stanu skórek, ale mimo wszystko zadowala mnie chociaż łagodzenie podrażnień.


Moje małe rozczarowanie... liczyłam, że trafię na coś ze swojego ulubionego TBS, a jednak nie miałam tyle szczęścia.
Żel pod prysznic od FM Group okazał się dość przeciętnym produktem. Dobrze się pieni i myje, ale o nawilżaniu skóry nie ma mowy.
Sam zapach myjadła również nie gości za długo na ciele po prysznicu.


Mydło w z Białego Jelenia w paczce niezbyt mnie zachwyciło. Nie przywiązuję większej uwagi do takich produktów, a twarz i tak zazwyczaj myję żelami.
W sumie mydeł nigdy nie za wiele. Posłuży mi do oczyszczania rąk.


Bardzo lubię kremy pod oczy i na widok tego z Creme Bar się ucieszyłam. Szkoda, że nie jest to pełnowymiarowy produkt, ponieważ bardzo przypadł mi do gustu. Jest delikatny i dobrze się rozprowadza.
Efektownie nawilża skórę i daje efekt wypoczętych oczu.
Jedynym minusem jest to, że wchłania się wolniej niż dotychczas używane przeze mnie mazidła. Mimo wszystko tego typu produkty i tak stosuję na noc, więc w moim wypadku ten fakt nie robi najmniejszej różnicy.


W przypadku maseł do ciała kieruję się jedną zasadą- ich w moim domu nigdy nie za wiele :)
Cenię Farmonę za ciekawe zapachy (ponieważ to głównie nimi kieruję się przy zakupie tego typu produktów), więc od razu zabrałam się do testów próbek.
Przepadłam w wersji pinacolada. Pachnie przepięknie- identycznie jak sam napój. Żurawina niestety niekorzystnie kojarzy mi się z antybiotykowym smakiem dzieciństwa, więc nie zachwycałam się nią tak mocno.
Oba mazidła mają dość treściwą konsystencję, ale bardzo szybko się wchłaniają i bez problemu rozprowadzają na skórze. Pielęgnują ją, ponieważ moja sucha skóra w okolicy kolan zniknęła. Ich zapach pozostaje na dość długi czas.
Jestem pewna, że wersja pinacolada zagości u mnie w pełnowymiarowym opakowaniu!

Oto cała zawartość pudełka ShinyBox.

Najbardziej przypadł mi do gustu krem pod oczy, zaś najmniej chyba maseczka Yasumi, która pomimo wielkich obietnic nie robi praktycznie nic.

Czujecie się rozczarowane miłosną edycją ShinyBox'a, czy wręcz odwrotnie?

niedziela, 22 lutego 2015

Mój skręt bez dyfuzora

Dzisiejszy post będzie dość luźny. Ładna pogoda za oknem oraz Ewcia natchnęły mnie do wydobywania skrętu!
Co prawda nie miałam pod ręką suszarki z dyfuzorem, (którą zazwyczaj używam, kiedy zależy mi na lokach) ale postanowiłam, że poradzę sobie i bez niej.

Przed myciem na 2 godziny naolejowałam włosy oliwką z Palmers. Po minionym czasie umyłam je drożdżową maseczką Agafii (chyba znalazłam jej najlepsze zastosowanie) oraz szamponem Equilibra.
W długość wmasowałam kakaową odżywkę z Ziaji i pozostawiłam na ok 10 min.

Po jej spłukaniu w końce wtarłam 2 krople olejku z Joanny, a na długości rozprowadziłam niewielką ilość odżywki b/s z Ziaji.

Nie miałam dostępu do mojego żelu z Bielendy, więc postawiłam na ten z L'OREAL.

Długość pougniatałam trochę w dłoniach i pozostawiłam do naturalnego wyschnięcia.
Po ok. 2 godzinach ponownie odgniotłam sztywne loki w bawełnianą koszulkę:


Bez dyfuzora skręt jest bardzo luźny i nieregularny. Włosy są sztywne i dość suche, co spowodowane jest żelem do stylizacji.


Marzy mi się zmiana koloru. Jakie farby polecacie oprócz henny, które jak najmniej wpłynęłyby na kondycję włosa? Chciałabym jeszcze bardziej wejść w rudości, ale nie wiem co zrobić z tym fantem. Liczę na Waszą pomoc!

piątek, 20 lutego 2015

3 miesiące z suplementem Humavit- skrzyp i pokrzywa (efekty)

Od grudnia zaczęłam łykać nowy suplement diety, którym był Humavit. Czytałam na jego temat sporo pozytywnych opinii, a i zachęciła mnie również ilość tabletek w opakowaniu.
Takim oto sposobem postanowiłam się podzielić z Wami efektami 3-miesięcznej kuracji.


Co oferuje nam producent:
Produkt zawiera drożdże piwne oraz ekstrakty ze skrzypu polnego i pokrzywy. Krzem zawarty w skrzypie pomaga w utrzymaniu dobrego stanu skóry, włosów i paznokci.
Minerały i pierwiastki śladowe zawarte w pokrzywie wzmacniają paznokcie, włosy i kości.

Skład:
Dzienna porcja produktu (4 tabletki) zawiera:

Drożdże piwne- 1,1g
Skrzyp polny (ekstrakt)- 50mg
Pokrzywa (ekstrakt)- 30 mg


Opakowanie:
Opakowanie zawiera 250 tabletek, więc po zakończeniu kuracji możemy swobodnie wywnioskować czy przyniosła ona oczekiwane efekty. Nie jest również bardzo drogie. Ja zapłaciłam ok. 15 zł.


Konsystencja i zapach:
Tabletki bez problemu dają się przełknąć nawet 2 naraz ze względu na swój mały rozmiar.
Niestety gorzej jest w kwestii zapachu. Ich woń jest dość specyficzna i nie każdemu może przypaść do gustu.
Mimo wszystko polecałabym łykanie ich bez uprzedniego przetrzymywania w ustach :)

Moja opinia:
Starałam się dość sumiennie łykać 4 tabletki dziennie.
Oczywiście zdarzały się dni, kiedy o tym zapominałam, ale całe szczęście było ich niewiele. Tabletki spożywałam po śniadaniu oraz kolacji- nigdy na pusty żołądek.

Na samym początku po kilku dniach zauważyłam, że zaczęło mi wypadać mniej włosów, ale niestety nie utrzymywało się to dość długo, ponieważ do akcji wkroczył okres sesji i suplement nie poradził sobie z nadmierną ilością stresu.
Mimo wszystko nie odnotowałam w tym czasie szczególnie dużej migracji włosów.

Oczywiście najbardziej zależało mi na przyroście i tutaj niestety się zawiodłam. Przybywające centymetry były bardzo znikome, a czasami ich praktycznie nie odnotowywałam. Możliwe, że to wszystko przez nerwy, ale i tak liczyłam, że suplement pomoże mi w tej kwestii.

A co z resztą obietnic? Nie zauważyłam żadnych efektów na paznokciach (po skrzypie z rossmana rosły jak szalone), dla swojej skóry nie miałam nic do zarzucenia, a kości? W ostatnim czasie się nie łamałam, więc jest ok :D

Skutki uboczne: w pierwszych 3 dniach kuracji towarzyszyły mi rewolucje żołądkowe, ale później nie odnotowałam już nic złego. Organizm pewnie przyzwyczajał się do ,,nowości'' jaką musiał przyswoić.

W przeciągu 3 miesięcy pojawiły się nowe baby hairs, ale nie sądzę, że to jednak sprawa suplementu. Nie była to jakaś nadzwyczajna armia małych włosków...

Zawiodłam się po raz kolejny i powoli przyznaję, że zniechęcam się do suplementów.
Na chwilę obecną robię od nich przerwę.

Macie jakieś sprawdzone suplementy na porost włosów?

środa, 18 lutego 2015

Lutowy ShinyBox

Walentynki mamy już za sobą, ale dzisiaj przyszła pora na przedstawienie najnowszego pudełka Shiny o miłosnej tematyce.


A oto co kryje się w środku:



Znowu znalazł się pełnowymiarowy produkt do włosów. Zapewne bym się z niego ucieszyła gdyby nie fakt, że to już moje trzecie opakowanie drożdżowej maseczki.
Jakiś czas temu dałam jej jeszcze jedną szansę i niestety utwierdziło mnie to jedynie w przekonaniu, że nie jest to kosmetyk dla mnie.

Ciekawa jestem kremu pod oczy i już dzisiaj zamierzam go po raz pierwszy nałożyć.

Nie oparłam się pokusie i od razu przetestowałam jedną próbkę masła do ciała od Farmony. Wybór padł na pinacoladę.
Zakochałam się w nim od pierwszego posmarowania i jestem przekonana, że sięgnę po pełnowymiarowe opakowanie!

Oczekujcie za niedługo mini recenzji wszystkich produktów.

sobota, 14 lutego 2015

Hipoalergiczne oczyszczanie z Białym Jeleniem


Co oferuje nam producent:
Hipoalergiczny szampon Biały Jeleń z naturalnym chlorofilem dla osób z różnego rodzaju alergiami i problemami skórnymi, o skórze wrażliwej, mieszanej i do włosów tłustych:
- naturalne, bezpieczne i delikatne składniki,
- nie zawiera alergenów i sztucznych barwników,
- włosy łatwo się rozczesują, są miękkie, lśniące i puszyste.
Przebadany klinicznie wśród osób z alergiami skórnymi!

Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamide DEA, Cocamidopropyl Betaine, Decyl Glucoside, Lauryldimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Protein and Lauryldimonium Hydroxypropyl Hydrolyzed Wheat Starch, Laureth-7 Citrate, Gossypium Herbaceum Seed Extract, Parfum, Trimethylolpropane Trioleate (and) Laureth-2, Citric Acid, Tetrasodium EDTA, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Urea, Disodium Phosphate, Biotin, Diethylhexyl Syringylidene Malonate, Caprylic/Capric Triglyceride, PEG-14 M, CI 75810.
Opakowanie:

Wygodna butelka zamykana na klik z przemyślanym otworem, który działa na zasadzie czegoś w stylu niekapka :)



Konsystencja i zapach:
Szampon ma typową konsystencję dla żeli do twarzy z Białego Jelenia- lekko galaretowata.
Pachnie bardzo podobnie do innych produktów z tej firmy- dość świeżo, ale i łagodnie.
Ma lekko zielony kolor.

Moja opinia:
Szampon trafił w moje ręce dość dawno i czekał w kolejce na przetestowanie.
Zważając na skład przeznaczyłam go do oczyszczania włosów raz na jakiś czas i pod tym względem będę go właśnie opisywać.

Pieni się dość dobrze dzięki SLES i bez problemu radzi sobie z zanieczyszczeniami i olejami.
Dobrze oczyszczał, ale też jakoś szczególnie nie plątał włosów. Po jego użyciu rzeczywiście zauważyłam, że skóra głowy wolniej się przetłuszcza, a włosy są puszyste.

Długość nie skrzypi specyficznie podczas mycia, więc nie jest do końca ,,obdzierana'' z jakiejkolwiek ochronnej warstewki.

Teraz przejdę do jednego, dość ważnego minusa. Zauważyłam, że po myciu zawsze występuje u mnie lekki łupież.
Moja skóra głowy bardzo rzadko reaguje w taki sposób, ale w tym wypadku niestety wystąpił.

Do tego szamponu podchodziłam kilka razy, ale niestety zawsze widziałam łuszczący się naskórek. To zdecydowanie go u mnie dyskwalifikuje.

Jak mijają Wam walentynki :)?

czwartek, 12 lutego 2015

Czy warto poddać się falom mimo wszystko?

Posty zaczynają się ostatnio prywatą. W tym wypadku nie będzie inaczej, chociaż ta wiadomość będzie przepełniona szczęściem.
Otóż udało mi się pokonać wszystkie sesyjne egzaminy i oficjalnie mogę zaliczać się do studentów II semestru! :D

Koniec chwalenia się- przejdę do swoich rozważań na temat fal.

Jak już wiecie przez jakiś czas walczyłam o skręt.
W najlepszym wypadku bywało tak:

Przyznam, że tego czasu moje włosy bez żadnej pomocy tak się falowały i uzyskiwałam najładniejszy skręt. Teraz niestety już się tak nie zachowują...

...bywało i tak:


...albo tak:


Kiedy przyszły studia z natłoku nowości zaczęłam przywiązywać coraz mniej uwagi do pielęgnacji. Nie miałam ochoty na podtrzymywanie skrętu i zazwyczaj po myciu rozczesywałam długość, a potem jedynie suszyłam i od czasu do czasu prostowałam na szczotce.

W takim wypadku zazwyczaj ładnie jest pierwszego dnia- włosy są puszyste i uniesione. Niestety po nocy nie jest już tak kolorowo. Pomimo spania w wysokim kucyku i tak po rozpuszczeniu są oklapnięte i bez życia. Zazwyczaj mocno się puszą i nie wyglądają za ciekawie. Widać, że chcą się kręcić, ponieważ końce są powyginane na wszystkie strony świata.

Ostatnio znowu postanowiłam sięgnąć po żel do stylizacji i pozostawić moje pasma samymi sobie. Przyznam, że świetnie się pokręciły i powitały mnie utęsknioną objętością.
Tego dnia przyszło mi do głowy, że chyba czas zestawić ze sobą wady i zalety prostowania i kręcenia włosów falowanych.

Zalety prostowania falowańców:
- Możemy bez obaw na pogorszenie skrętu sięgać po silikonowe odżywki.
- Nie straszna nam jest szczotka albo grzebień.
- Po śnie wystarczy je rozczesać.
- W ciągu dnia możemy poruszać się w koczku i nie myśleć o pogorszeniu skrętu.
- Proste włosy to wizualnie dłuższe włosy!

Wady:
- Już drugiego dnia są znacznie pozbawione objętości.
- Poprzez szczotkowanie stają się szybciej nieświeże.
- Po nocy zazwyczaj pojawia się na nich puch i przesusz.
- Po wysuszeniu nie prezentują się zbyt dobrze.
- Zazwyczaj wymagają podczas suszenia stylizacji na szczotce.

Zalety kręcenia falowańców:
- Zawsze są pełne objętości, przez co wizualnie uzyskujemy gęstą czuprynę.
- Nie tracimy czasu na szczotkowanie ;)
- Do ich poprawiania w ciągu nie nie potrzebujemy lusterka- kilka wymachów głową a'la pogo i gotowe!
- Wiele osób zazdrości nam, ,,takich ładnych loków!''
- Wolniej się przetłuszczają.
- Odrosty stają się mniej widocznie w tej małej burzy na głowie.
- Wszystkie fryzury zyskują na objętości.
- Włosy prezentują się ładnie zaraz po wysuszeniu.

Wady:
- Kiedy skręt nam nie wyjdzie automatycznie mamy Bad Hair Day.
- Mniej doświadczonym trochę zachodu zajmuje stylizacja po myciu.
- Rano zazwyczaj obowiązkowa reanimacja skrętu.
-...która kiedy nam nie wyjdzie gwarantuje efekt stogu siana na głowie.
- (W moim wypadku) koczek na noc nie zdaje egzaminu, ponieważ drugiego dnia zamiast loków mam powyginane nie wiadomo co.

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie ostatnio wiecznie dokuczał brak objętości. Nie ma nic gorszego ja oklapnięte włosy, które są do tego na długości spuszone!

Myślę, że znów przechodzę na falowaną stronę mocy, tyle, że nie wykluczam od czasu do czasu więcej luzu i powracanie do szczotkowania.

Fale są uciążliwe, ale dlaczego mam ich nie lubić? Mam ochotę na proste włosy- proszę bardzo! Loki- oczywiście! Wystarczy tylko o nie odpowiednio zadbać :)

Kręcone- również macie takie swoje małe wzloty i upadki?

Coś dla fanek Biovaxów:

https://superpharm.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-superpharm-12-02-2015,11719/2/
W SP promocja na wszystkie produkty tej marki.
https://biedronka.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-biedronka-12-02-2015,11574/1/
I coś dla sportowców w Biedronce. Żałuję, że nie mają mat treningowych...

niedziela, 8 lutego 2015

Mój rytuał w pielęgnacji końcówek

Walka z sesją powoli dobiega końca. Mam już praktycznie wszystko za sobą, tylko czekam na wyniki z jednego egzaminu.
Czyżby natłok stresu już za mną? Pozostało tylko odpoczywać!
Wracając jednak do tematu chciałabym Wam w skrócie przedstawić jak na chwilę obecną pielęgnuję swoje końcówki.


Po każdym myciu wcieram w jeszcze wilgotne końce 2 krople oleju (zazwyczaj z pestek śliwki, bo nie obciąża ich za bardzo) zmieszane z odżywką b/s Ziaja.

Po wysuszeniu od ucha w dół nakładam serum z Chantal i to tyle z pielęgnacji w dniu mycia :)

Wtedy, kiedy moje włosy nie mają kontaktu z żadnymi detergentami zawsze z rana dopieszczam je silikonowym serum, a wieczorem spryskuję już jedynie odżywką b/s Gliss Kur, aby nie sprawiały  problemu podczas rozczesywania.

Rzecz jasna podczas szczotkowania zachowuję dużą ostrożność. Wszelkie supełki rozplątuję cierpliwie palcami.

Co zauważyłam? Ostatnie cięcie miało miejsce na początku grudnia, a moje końce wcale nie są zniszczone.
Nie zauważyłam wielu specyficznych białych kropek, ani rozdwojonych włosków.

Do fryzjera wybiorę się zapewne gdzieś na początku marca, chyba, że uznam, iż jest to zbędne.


Myślę, że dużo wnosi w ich pielęgnacji olej po myciu. Od kiedy przestałam o nim zapominać są w lepszym stanie niż poprzednio, a białe kropki nie pojawiają się tak szybko.

Taka pielęgnacja końcówek nie jest szczególnie przekonana, ale w moim wypadku przynosi pozytywne efekty.

A jak Wy chronicie swoje końce?

poniedziałek, 2 lutego 2015

Moja opinia o styczniowym Shiny Boxie+ nowe gazetki

Kolejny raz na chwilę dobijam się do blogosfery, żeby opisać dla Was w skrócie pudełko Shiny, które dotarło do mnie ubiegłego miesiąca.



Dla przypomnienia powyżej zdjęcie zawartości boxa, a teraz przejdę do konkretów:


Szampon pszeniczno- owsiany Sylveco był dla mnie na pierwszy rzut oka najlepszym produktem z całe pudełka.
Od dawna byłam ciekawa szamponów z tej firmy i w końcu jakiś do mnie trafił. Przeszedł już pierwsze testy, ale pozwólcie, że zrobię tak jak w przypadku innych włosowych produktów- opublikuję jego recenzję osobno.


Lubię wszelkiego rodzaju sera, a to od Beautface mnie nie zawiodło. Nakładane na oczyszczoną buzię szybko się wchłania i porządnie nawilża. Rzadko miewam tak gładką skórę jak po aplikacji tego produktu!


Mały faworyt z boxa, który szybko podbił moje serce. Nie miałam do czynienia do tej pory z korundem, ale naczytałam się na jego temat wiele pozytywnych rzeczy.
W paczce przyszedł do mnie oczyszczający peeling od Sylveco, który od razu postanowiłam przetestować.
Delikatnie pachnąca pasta okazała się prawdziwym mega zdzierakiem. W pudełku wydawała się dość niepozorna, ale korund pokazał swoją siłę i po zabiegu moja twarz była porządnie oczyszczona i wygładzona.


Tak naprawdę to na balsam myjący miałam większą ochotę, niż na szampon. Póki co stoi sobie spokojnie na półce- na dniach przejdzie testy. Jeśli spodoba mi się jego działanie prawdopodobnie sięgnę po pełnowymiarową wersję w przyszłości.


Nie jestem fanką rozświetlających produktów, bo zwyczajnie jeszcze nie osiągnęłam tak wysokiego pułapu w makijażu, żeby potrafić się nimi obsłużyć :D
Mimo wszystko perełki z Glazel są dość suche i opornie się nakładają. Miewałam pod ręką lepsze rozświetlacze, które dla tak opornej do makijażu osoby były przystępniejsze w obsłudze.


Balsamów do ust nigdy dość. Ten z Vedary okazał się dla mnie prawdziwą nowością.
Ma bardzo przyjemny skład, szybko rozpuszcza się pod palcami i nie pozostawia na ustach lepiącej warstwy.
Mimo wszystko jest moim zdaniem za słaby na prawdziwe mrozy i nie podoła sobie z mocno zniszczonymi ustami.

Tak oto prezentuje się zawartość styczniowego boxa. Póki co najbardziej przypadł mi do gustu peeling, który zaskoczył mnie swoją skutecznością.
Szampon wciąż testuję, więc w przyszłości oczekujcie osobnej recenzji na jego temat.
Najgorszym produktem okazały się rozświetlające perełki od Glazel...

Na koniec mam dla Was obiecane gazetki:

Biedronka znowu wprowadza na półki nowości kosmetyczne. Od 5 lutego możecie oczekiwać:

https://biedronka.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-biedronka-05-02-2015,11500/1/

Przypominam jeszcze o promocjach w Rossmanie:

https://rossmann.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-rossmann-30-01-2015,11505/1/

Zainteresowało Was coś z gazetek?