Mogę powiedzieć, że bawiłam się świetnie, ale dzisiejszy ranek był dla mnie masakrą.
Pozwólcie, że swoje odczucia przedstawię pod postacią recenzji pianki do włosów...
Wybaczcie, ale nie mam ochoty na pełną recenzję. Pianka od razu leci do kosza, więc zrobiłam jej wyłącznie jedno zdjęcie.
Nie chcę mieć z nią nigdy więcej do czynienia...
Opiszę jedynie jak wyglądał cały koszmar.
Przygotowania studniówkowe to oczywiście jedno wielkie zamieszanie.
Postanowiłam, że chcę mieć na głowie loki, a nie żadne wymyślne fryzury, na które zwyczajnie nie było czasu, ani ochoty.
Od czasu do czasu można przecież zaszaleć i trochę ,,pomęczyć'' włosy, więc na mojej głowie wylądowała pianka.
Niestety dopiero pod koniec uświadomiłam sobie ile nałożono mi jej na głowę...
Na każde pasemko szła cała jej garść... Już podczas lekkiego rozczesywania czułam, że to będzie tragedia, ale na przemyślenia było już za późno.
Całość została dosłownie wprasowana w moje biedne włosy gorącą lokówką. Loki były sztywne, ale czułam ich okropną szorstkość. Prezentowały się dość dobrze, ale wiedziałam, że już nie mogę w nie wsadzić swobodnie ręki.
Dzisiaj przyszedł czas na mycie.
Nie uwieczniłam moje ogromnego kołtuna (bo inaczej się tego nie dało nazwać), ponieważ sama nie mogłam nawet na niego patrzeć.
Namoczyłam wszystko i nałożyłam silikonową odżywkę, a następnie zaczęłam włos po włosku wszystko rozdzielać.
Miałam wrażenie, że moje włosy są pokryte jakimś klejem.
Musiałam je myć 5 razy szamponem z SLES, żeby odmyć z nich to dziadostwo... Cały czas były masakrycznie splątane, a za każdym pociągnięciem ręki wylatywała ich dosłownie garść. Chciało mi się płakać...
W pewnym momencie myślałam, ze to już na nic i po prostu trzeba je będzie ściąć. Sprawiały wrażenie czegoś, czego za chiny nie da się rozczesać lub chociaż rozdzielić.
Całe szczęście po 5-tym myciu i nałożeniu odżywki Bingo udało mi się je rozczesać. Całość trwała godzinę jak nie więcej.
Wycięłam chyba 4 supełki, z którymi już kompletnie nic się nie dało zrobić..
Nie chcę się więcej rozpisywać i Wam żalić, ale chciałabym przede wszystkim ostrzec wszystkie dziewczyny, które chcą kręcić włosy.
Uważajcie na ilość nakładanej pianki, żeby nie wyrządzić takiej krzywdy jak na mojej głowie.
Ta, którą mam, może i nie byłaby najgorsza (chociaż nawet dłoń po jej zmyciu była dziwnie szorstka), ale też w takich ilościach przyprawiła mi dzisiaj niezłego stracha.
No... to tyle na dzisiaj. Musiałam się pożalić, a następny post już myślę, że będzie bardziej optymistyczny.
Miałyście podobne sytuacje z piankami?
Nie chcę mieć z nią nigdy więcej do czynienia...
Opiszę jedynie jak wyglądał cały koszmar.
Przygotowania studniówkowe to oczywiście jedno wielkie zamieszanie.
Postanowiłam, że chcę mieć na głowie loki, a nie żadne wymyślne fryzury, na które zwyczajnie nie było czasu, ani ochoty.
Od czasu do czasu można przecież zaszaleć i trochę ,,pomęczyć'' włosy, więc na mojej głowie wylądowała pianka.
Niestety dopiero pod koniec uświadomiłam sobie ile nałożono mi jej na głowę...
Na każde pasemko szła cała jej garść... Już podczas lekkiego rozczesywania czułam, że to będzie tragedia, ale na przemyślenia było już za późno.
Całość została dosłownie wprasowana w moje biedne włosy gorącą lokówką. Loki były sztywne, ale czułam ich okropną szorstkość. Prezentowały się dość dobrze, ale wiedziałam, że już nie mogę w nie wsadzić swobodnie ręki.
Dzisiaj przyszedł czas na mycie.
Nie uwieczniłam moje ogromnego kołtuna (bo inaczej się tego nie dało nazwać), ponieważ sama nie mogłam nawet na niego patrzeć.
Namoczyłam wszystko i nałożyłam silikonową odżywkę, a następnie zaczęłam włos po włosku wszystko rozdzielać.
Miałam wrażenie, że moje włosy są pokryte jakimś klejem.
Musiałam je myć 5 razy szamponem z SLES, żeby odmyć z nich to dziadostwo... Cały czas były masakrycznie splątane, a za każdym pociągnięciem ręki wylatywała ich dosłownie garść. Chciało mi się płakać...
W pewnym momencie myślałam, ze to już na nic i po prostu trzeba je będzie ściąć. Sprawiały wrażenie czegoś, czego za chiny nie da się rozczesać lub chociaż rozdzielić.
Całe szczęście po 5-tym myciu i nałożeniu odżywki Bingo udało mi się je rozczesać. Całość trwała godzinę jak nie więcej.
Wycięłam chyba 4 supełki, z którymi już kompletnie nic się nie dało zrobić..
Nie chcę się więcej rozpisywać i Wam żalić, ale chciałabym przede wszystkim ostrzec wszystkie dziewczyny, które chcą kręcić włosy.
Uważajcie na ilość nakładanej pianki, żeby nie wyrządzić takiej krzywdy jak na mojej głowie.
Ta, którą mam, może i nie byłaby najgorsza (chociaż nawet dłoń po jej zmyciu była dziwnie szorstka), ale też w takich ilościach przyprawiła mi dzisiaj niezłego stracha.
No... to tyle na dzisiaj. Musiałam się pożalić, a następny post już myślę, że będzie bardziej optymistyczny.
Miałyście podobne sytuacje z piankami?
Boże jaka porażka!
OdpowiedzUsuńWspółczuję, pewnie sama miałabym niezłego stracha...
OdpowiedzUsuńszkoda włosów, ja pewnie bym sie poryczała z 3 razy :P
OdpowiedzUsuńPłakałabym tam na twoim miejscu, współczuję.
OdpowiedzUsuńJa na Sylwestra przesadziłam z lakierem, no w zasadzie to moja koleżanka pryskała. Miałam tak sztywne włosy, myślałam że ten lakier zostanie w nich na dobre. Dopiero po 2 myciach wszystko zeszło jak należy.
OdpowiedzUsuńOj biedaku :( dobrze, że dałaś sobei z tym radę, a painkę będe oomijać szerokim łukiem
Dzięki za przestroga napewno jej nie kupie szkoda ze przez ta piankę musiałam tak biedna cierpieć ;(
OdpowiedzUsuńO w mordę, współczuję niesamowicie :( ja mam studniówkę za tydzień i na pewno nie zrobię tego moim włosom...
OdpowiedzUsuńLoki miałam robione 2 razy w życiu, ale nie zwracałam uwagi w sumie na to ile pianki na nich wylądowało, ale takiej sytuacji na szczęście nigdy nie mialam.
OdpowiedzUsuńWspółczuje, znam ten ból. Ja jednak nigdy nie odważyłam się rozczesywać włosów ani przed, ani w trakcie mycia. Niestety to takie niemiłe nauczki na przyszłość.
OdpowiedzUsuńMasakra ;/ dobrze, że nie używam pianek bo moje cienkie włosy chyba by czegoś takiego nie przeżyły.
OdpowiedzUsuńMoja droga, następnym razem nie eksperymentuj, bo i mnie i Tobie będzie szkoda tych pięknych włosów :)
OdpowiedzUsuńW sumie nie był to jakiś żaden wielki eksperyment.
UsuńPianka rzecz ludzka I nie była na mojej głowie nowością, ale tym razem napędziła mi niezłego stracha!
Opis jak z horrroru ;/
OdpowiedzUsuńo masakra jakaś ;/;/ współczuję ;/;/
OdpowiedzUsuńbrrr.. a kto Ci robił fryzurę?
OdpowiedzUsuńTeż chciałam o to zapytać...
UsuńOsoba z rodziny ;)
UsuńO rany, masakra :/ Fryzjerka Ci taką krzywdę zrobiła? Po lekturze tego posta odechciało mi się eksperymentów z fryzurami na długo ;)
OdpowiedzUsuńNie nie, to osoba z rodziny zajmowała się moimi włosami. ;)
UsuńO kurcze, powiem Ci, że strasznie mnie zaskoczyła Twoja opinia. Ja mam ją już ponad rok i całkiem dobrze się u mnie sprawdza. Może teraz zmienili jej skład...
OdpowiedzUsuńMożliwe...
UsuńJutro, jak będę miała odrobinę więcej czasu to spiszę skład z mojej pianki.
o jeny... rzeczywiście nieciekawie. Dobrze, że znalazłaś rozwiązanie i już jest ok:))))
OdpowiedzUsuńjejku! współczuję ;(
OdpowiedzUsuńmiałam to samo po mojej studniówce ;/;/ więc znam ten ból kochana ....
OdpowiedzUsuńByłam wczoraj u fryzjera na loki, to babeczka nawet włosów niczym nie zabezpieczyła, żadnym termoochronnym kosmetykiem, dopiero, jak zwróciłam jej uwagę, żeby czegoś użyła, to mówiła, że i tak kręci na małej temperaturze.. No boże.. Ostatecznie i tak nie zrobiła tego, o co ją prosiłam, więc musiałam umyć włosy i kolejny raz je katować - prostownicą. Współczuję niemiłego poranka, mamy już nauczkę na temat fryzjerów ;D
OdpowiedzUsuńWszystko ładnie pięknie, tyle, że ja oddałam swoje włosy w ręce rodziny ;).
UsuńNo cóż, każdy popełnia błędy nawet w stylu: ,, chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle,, :p
eh, dobrze, że mi nigdy nie walą pianek itd. zresztą nawet sobie nie daję, ale masakra dla włosów ;(
OdpowiedzUsuńJejciu, ale Ci współczuję... I to jeszcze taka masakra na studniówce, będziesz mieć kiepskie wspomnienia.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Nie ; D.
UsuńWłosy mocno nie ucierpiały, a ja po prostu nabawiłam się mega stracha. Mam nauczkę, ale mimo wszystko 100-dn będę wspominać bardzo miło! :)
Nienawidzę pianek :/ Kojarzą mi się z poplątanymi i posklejanymi włosami.
OdpowiedzUsuńO rety, współczuję!! Ja nie przepadam za piankami, nawet jesli nakładam małą ilość na całe włosy, to i tak są tak posklejane, że nie idzie z tym wytrzymać. Z drugiej strony jestem bardzo ciekawa Twojej fryzury i mam nadzieję, że ją pokażesz :)
OdpowiedzUsuńPostanowiłam, że się ponownie ujawnię w następnym poście :D.
UsuńMyślę, że poza ilością pianki zaszkodziło smażenie jej prostownicą. Pianka służy do nakładania na wilgotne włosy i wysuszenia włosów, w żadnym wypadku nie do kręcenia czy prostowania włosów w wysokiej temperaturze. Ech, szkoda gadać. Cieszę się, że się nie poddałaś i cierpliwie wyczesywałaś. Studniówka jest tylko raz :)
OdpowiedzUsuńJak się bawić, to się bawić.... ; D
UsuńCieszę się, że nie opuszczała mnie cierpliwość!
Myślę że trafiłaś na jakąś niekompetentną fryzjerkę, nigdy nie słyszałam żeby nakladać piankę i od razu kręcić na nią włosy. Dosłownie przegowała ci tą piankę na głowie i powstało takie coś ;p Ja też mam ostatnio włosowy kryzys, włosy wypadają stały się jakieś elektryzujące, są cienkie i wyglądają smętnie. Rozważam ścięcie ich o jakieś dobre 5 cm.
OdpowiedzUsuńCzasami podcięcie daje dużo dobrego ;).
UsuńJeśli nie ,,obawiasz się'' o długość to tnij śmiało!
UUuu współczuje.Chyba poważnie się zastanowie kiedy będę chciała kupić jakąś piankę.Dobrze ,że nie skończyło to się ścięciem włosów :)
OdpowiedzUsuńMoje włosy w ogóle nie znoszą pianek, ostatnią kupiłam 5 lat temu:P Zawsze mam po nich taką masakrę jak Ty... Lakier do włosów jest moim zdaniem lepszą alternatywą, może mówię tak bo mam proste włosy, ale uważam, że pianki są tylko do krótkich, kręconych włosów, im dłuższe tym gorzej to wszystko wychodzi.
OdpowiedzUsuńSzczerze nawet TYLE pianki nie dało rady moim włosom.
UsuńNie są proste jak druty, ale falowane i loki utrzymują się na nich dość długo.
Mimo wszystko nic nie podoła tańcowi i pod koniec imprezy zamiast loków był już tylko lokowany kołtun :D
masakra.... nie miałam takiej sytuacji
OdpowiedzUsuńWspółczuję, nie miałam takiej sytuacji. Na swojej studniówce również miałam loki ale wszystko spokojnie mogłam potem zmyć. A pianki i lakieru było dość dużo :D
OdpowiedzUsuńDobrze, ze przynajmniej na studniowce sie swietnie bawilas :) Z pianka to jakas tragedia, wspolczuje stresu i meczarni i absolutnie sie nie dziwie, ze kosmetyk laduje od razu w koszu ;( Loki chociaz sie utrzymaly?
OdpowiedzUsuńUtrzymały się dość długo, ale nie dotrwały do końca.
UsuńJak już pisałam wyżej na mojej głowie pozostał tylko duży, lokowany kołtun ;)
oo... nie przyjemną miałaś sytuacje..;/
OdpowiedzUsuńBrzmi strasznie ;(
OdpowiedzUsuńOj bardzo Ci współczuję Kochana :/ Wiem, że takie włosowe katastrofy dobijają, człowiek się stara, dba jak tylko się da o kudełki, a tu taki "dramat" :/ Mam nadzieję, że dobra pielęgnacja podoła i uda się naprawić wyrządzone szkody, trzymam kciuki za Twoje włoski :-***
OdpowiedzUsuńMyślałam, że będzie gorzej, ale włosy nie są w bardzo złej kondycji.
UsuńTrochę suche, ale żadnych większych szkód poza tym.
Całe szczęście i dziękuję ;)
no no słabo to wygląda :/
OdpowiedzUsuńWspółczuję, ale całe szczęście, że tak się skończyło...
OdpowiedzUsuńW takiej ilości to chyba żadna by się nie sprawdziła ;/
OdpowiedzUsuńŚWIETNIE, BARDZO MI SIĘ PODOBA :) z chęcią daje do obserwowanych
OdpowiedzUsuńżyczę dobrej nocy oraz zapraszam również w moje skromne progi
www.nataliamajmonroe.blogspot.com
Współczuję Ci kochana Twoich zmagań ze zmyciem tej pianki :( Jak czytałam Twój post, to o mało nie zemdlałam :( Cieszę się, że udało Ci się doprowadzić swoje włoski do porządku :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie skończyło się drastycznym cięciem!
OdpowiedzUsuńJak tylko zabrałam się za rozdzielanie włosów przeszła mi przez myśl taka opcja, bo wydawały się nie do rozplątania!
UsuńPrzeczytałam tytuł i aż się przestraszyłam...
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak po mojej studniówce miałam na włosach tonę lakieru i myłam kilka razy, dodatkowo jeszcze milion wsuwek. Masakra ;)
nie znamy i znać nie chcemy jakoś:)
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście jakiś bubelek na szczęście ja nie używam pianek ;)
OdpowiedzUsuńCo za fryzjerka, która nakłada aż tyle pianki :/ Ja stosuję rzadko w ilości małej mandarynki na całe włosy.
OdpowiedzUsuńFryzury ze studniówki nei wspominam najlepiej, Nie wspominam jej bo w sumie pierwsze co zrobilam jak przyszłam do domu to włozylam glowe pod kran i zmyłam włosy - były tak sztywne jak wsuwki, których miałąm na włosach milion. Uczesalam sie sama.
OdpowiedzUsuń